[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co skłoniło pana do rzucenia tego okrzyku?- Musiałem siedzieć cicho jak mysz pod miotłą wobec tych sbirri, ze względu na zostawione mi przez was papiery, i chciałem sobie zwrócić honor.- Cosmo wyja-śnił swój stan ducha z ponurą zawziętością.Uległ złudzeniu, dodał innym tonem, że dostrzega sylwetkę angielskiej szalupy wojennej, a wówczas nie mógł już się oprzeć pokusie, aby jej nie obwołać.- Możliwe, że to ich zaalarmowało.Nic o nas nie wiedzieli.Mieliśmy szczęście.Wśliznęliśmy się niepostrzeżenie.W tym czasie odgłosy wiosłowania stały się tak głośne, że stracili wszelką ochotę do dalszej rozmowy.Łoskot ciężkich wioseł, obracających się w swych dulkach, czynił wśród ciszy nocnej wrażenie celowej nieugiętości, a duża dwunastowiosłowa galera, pędzona podrywaniem wioseł w szybkim tempie, zdawała się posuwać niezawodnym kursem z głuchym grzmotem.Załoga łodzi, ukrytej pod dziobem brygu, z wzrastającym napięciem musiała tego słuchać, nic nie widząc, a było to nieledwie nie do zniesienia.Cosmo trwożnie zadawał sobie pytanie, czy zostanie schwytany raz jeszcze, nim ta noc niespodzianek przeminie, lecz nie - w ostatniej chwili galera zboczyła i przeszła pod rufą brygu, jakby odbywając tylko zwykłe okrążenie portu.Wszyscy w łodzi odetchnęli pełną piersią.Jednakże w chwilę potem łoskot wioseł ustał nagle i ludzie w łodzi znów skamienieli.W końcu Attilio tchnął Cosmowi do ucha:- Per Dio! Znaleźli drugą łódź.Cosmo niemal ze wstydem uprzytomnił sobie, ile gorliwości i trwogi przebija w jego szepcie.- Czy ludzie w niej są zabici?- Tyle wiem tylko, że jesteśmy zgubieni, jeżeli który z tych dwóch zdoła przemówić - odszepnął Attilio.- Ci sbirri mieli mnie wydać żandarmom.- roz-począł szeptem Cosmo.Nagle łoskot wioseł zabębnił im znów w uszach.Lecz wkrótce wszystkie obawy rozproszyły się, gdyż odgłosy wiosłowania oddalały się ku wschodniej stronie portu.W rzeczywistości marynarze z komory celnej, którzy wyruszyli dokoła zatoki, gdy posłyszeli na niej jakieś krzyki, natknęli się ku niezmiernemu swemu zdumieniu na łódź.Wydała im się w pierwszej chwili pusta, lecz niebawem odkryli na jej dnie dwie skulone postacie; pozornie ci ludzie wyglądali na martwych, a jeśli jeszcze dyszeli, to w każdym razie byli nieprzytomni.Najzupełniej trafnie domyślił się Attilio, że dowódca galery postanowił niezwłocznie odholować łódź na posterunek policji po wschodniej stronie; doszedł też do tego słusznego przekonania, że to dla nich jedyna szansa wyśliznięcia się z portu, gdzie on z towarzyszami czuli się w pułapce, gotowej się zatrzasnąć lada chwila.W najlepszym razie, wyczuwał intuicyjnie, sytuacja była rozpaczliwa.Cosmo również czuł to, choć bardziej abstrakcyjnie - w charakterze niedobrowolnego widza.Troszczył się jednak o bezpieczeństwo swych towarzyszy tak, jakby ich znał całe życie.Choć do pewnego stopnia zatracił poczucie swojego związku z nimi, miał własne zdanie o sytuacji, którą komunikował Attilii szeptem, podczas gdy dwaj wioślarze harowali co sił.U rumpla Attilio, zesztywniały w napięciu wszystkich zmysłów, słuchał go z oczyma utkwionymi w ciemny lśniący pas wody między czarnymi głowami obu falochronów.- Signore ma rację - przyznał.- Nie mielibyśmy szans uciec przed galerą, gdyby raz nas dostrzegła.Nasza jedyna szansa to wykraść się z portu, nim ona wróci na swą pozycję przed falochronami.Daremnie będą się głowili nad tą zagadką.Stracą sporo czasu na obgadanie jej z żandarmami.Chyba że ktoś ze sbirri przyjdzie do siebie.- Tak.Ci sbirri.- mruknął Cosmo.- Cóż więcej od nas można żądać? Sumiennie pracowaliśmy bosakami, zapewniam pana.Cosmo w to nie wątpił.Przykro było słuchać, jak druzgocące ciosy spadały gęsto na łby łotrów, lecz teraz na wspomnienie tego był rad.Tak samo był rad z nawrotu głębokiej ciszy, gdy łoskot wiosłującej galery zamarł w oddali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]