[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uzyska³ to, co okreœlaj¹ ZW — zwolnienie warunkowe, w ramach jednego z tychzwariowanych, liberalnych programów zmierzaj¹cych do wypuszczenia kryminalistówna ulice miast.Znikn¹³ bez œladu.— Tamtejszy dyrektor — zapyta³ Andy — pewnie jest pañskim przyjacielem?Sam Norton obdarzy³ go uœmiechem zimnym jak ³añcuszek od proboszczowegozegarka.— Znamy siê — przyzna³.— Dlaczego? — docieka³ Andy.— Mo¿e mi pan wyjaœniæ, dlaczego pan to zrobi³?Wiedzia³ pan, ¿e nic nie powiem o.niczym, co tu siê dzieje.Wiedzia³ pan.Zatem dlaczego?— Poniewa¿ tacy jak ty budz¹ we mnie obrzydzenie — wycedzi³ Norton.— Chcê mieæpana tu, gdzie pan jest, panie Dufresne, i dopóki jestem dyrektorem Shawshank,zostanie pan tutaj.Widzisz, myœla³eœ, ¿e jesteœ lepszy od innych.Ja zawszepotrafiê wyczytaæ to z czyjejœ twarzy.Zobaczy³em to wypisane na twojej, kiedypierwszy raz wszed³em do biblioteki.Równie dobrze móg³byœ to mieæ napisanedu¿ymi literami na czole.Teraz tego nie widzê i bardzo mi siê to podoba.Niechodzi tylko o to, ¿e jesteœ u¿ytecznym narzêdziem, nie myœl sobie.Po prostutacy jak ty musz¹ nauczyæ siê pokory.No, chodzi³eœ sobie po dziedziñcu jak posalonie, do którego zaproszono ciê na jedno z tych przyjêæ, podczas których³ajdacy dobieraj¹ siê do cudzych ¿on, a mê¿owie upijaj¹ siê jak wieprze.Terazju¿ tak nie chodzisz.Zobaczymy, czy znów zaczniesz.Przez nastêpne lata bêdêciê obserwowa³ z wielk¹ przyjemnoœci¹.A teraz wynoœ siê st¹d.— Dobra.Jednak od tej pory skoñcz¹ siê wszystkie dodatkowe us³ugi, Norton.Doradztwo inwestycyjne, kanty, darmowe porady podatkowe.Koniec z tym.IdŸ do„H i R", ¿eby ci powiedzieli, jak wype³niæ formularz.Dyrektor Norton poczerwienia³ jak burak.a potem zblad³ jak œciana.— Za to wrócisz do karceru.Trzydzieœci dni.Chleb i woda.Nastêpna nagana.Asiedz¹c tam, przemyœl to sobie dobrze: jeœli coœ siê skoñczy, to bibliotekate¿.Osobiœcie zadbam o to, ¿eby powróci³a do stanu, w jakim by³a wczeœniej, luczyniê twoje ¿ycie.bardzo ciê¿kim.Bardzo trudnym.Bêdziesz mia³ odsiadkênajciê¿sz¹ z mo¿liwych.Na pocz¹tek stracisz ten jednoosobowy Hilton w bloku Ci ten zbiór kamieni na parapecie, a tak¿e wszelk¹ ochronê stra¿ników przedsodomitami.Stracisz.wszystko.Jasne?S¹dzê, ¿e to by³o dostatecznie jasne.Czas p³yn¹³ dalej — najstarsza sztuczka na œwiecie i mo¿e jedyna naprawdêczarodziejska.Andy Dufresne jednak siê zmieni³.Sta³ siê twardszy.Tylko takmogê to uj¹æ.Wci¹¿ odwala³ brudn¹ robotê dla dyrektora Nortona i pracowa³ wbibliotece, pozornie wiêc wszystko pozosta³o tak samo.Nadal wypija³ drinka naurodziny i na koniec roku, a resztê zawartoœci butelek oddawa³ innym.Od czasudo czasu za³atwia³em mu nowe p³achty polerskie, a w tysi¹c dziewiêæsetszeœædziesi¹tym siódmym nowy m³otek skalny — ten, który przemyci³em mudziewiêtnaœcie lat wczeœniej, jak ju¿ wam mówi³em, po prostu siê zu¿y³.Dziewiêtnaœcie lat! Kiedy mówi siê to tak nagle, tych piêæ sylab brzmi jak³oskot zamykanych drzwi grobowca.M³otek skalny, który poprzednio kosztowa³dziesiêæ dolarów, w szeœædziesi¹tym siódmym podro¿a³ ju¿ do dwudziestu dwóch.Skomentowaliœmy to smutnymi uœmiechami.Andy w dalszym ci¹gu obrabia³ i polerowa³ kamyki znajdowane na spacerniaku, alesam dziedziniec by³ ju¿ mniejszy; do tysi¹c dziewiêæset szeœædziesi¹tegodrugiego po³owa terenu zosta³a wyasfaltowana.Najwidoczniej jednak Andyznajdowa³ doœæ okazów, ¿eby mieæ zajêcie.Ka¿dy obrobiony kamyk k³ad³ naparapecie okna, wychodz¹cego na wschód.Powiedzia³ mi, ¿e lubi patrzeæ na nie ws³oñcu, te kawa³ki planety, które wybra³ z kurzu i ukszta³towa³.£upki, kwarce,granity.Zabawne, maleñkie rzeŸby z miki, sklejone klejem modelarskim.Przeró¿ne osadowe zlepieñce, wypolerowane i przeciête tak, ¿e pozwala³ydostrzec, dlaczego Andy nazywa³ je „tysi¹cletnimi kanapkami" — warstwy ró¿nychmateria³Ã³w osadzaj¹cych siê przez dekady i wieki.Od czasu do czasu Andyrozdawa³ swoje kamienie i rzeŸby, ¿eby zrobiæ miejsce na nastêpne.Ja chybadosta³em ich najwiêcej — w³¹cznie z kamykami wygl¹daj¹cymi jak spinki, mia³emich piêæ.Ponadto by³a jeszcze jedna z tych rzeŸb z miki, o jakich wam mówi³em,starannie uformowana w postaæ oszczepnika, oraz dwa zlepieñce, którychwypolerowane do g³adkoœci przekroje ukazywa³y wszystkie kolejne warstwy.Nadalje mam, czêsto siê im przygl¹dam i rozmyœlam o tym.czego mo¿e dokonaæcz³owiek, jeœli ma doœæ czasu i silnej woli.Tak wiêc, przynajmniej pozornie, wszystko by³o jak dawniej.Je¿eli Nortonchcia³ z³amaæ Andy'ego, tak jak grozi³, musia³by zajrzeæ g³êbiej, ¿eby dostrzectê zmianê.Gdyby siê zorientowa³, jak bardzo Andy siê zmieni³, s¹dzê, ¿e by³byzadowolony z tych czterech lat, jakie up³ynê³y od ich starcia.Powiedzia³ Andy'emu, ¿e ten przechadza siê po dziedziñcu, jakby by³ naprzyjêciu.Nie uj¹³bym tego w ten sposób, ale rozumiem, co mia³ na myœli.Chodzi³o o to, o czym ju¿ mówi³em, ¿e Andy zdawa³ siê nosiæ niewidzialnyp³aszcz wolnoœci i nigdy nie przyj¹³ wiêziennej mentalnoœci.Jego oczy nienabra³y tego têpego wyrazu.Nie chodzi³ tak, jak ludzie wracaj¹cy po ca³ym dniupracy do cel na kolejn¹ nie koñcz¹c¹ siê noc — pow³Ã³cz¹cy nogami, zgarbieni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]