[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Matka odesz³a.Po chwili Carriezobaczy³a j¹ przez okno.Margaret przesz³a na drug¹ stronê ulicy.Sz³a dopracy.— Mamo — powiedzia³a Carrie cicho i przycisnê³a czo³o do szyby.„Nadejœcie cienia" (s.129):Zanim przejdziemy do bardziej szczegó³owej analizy tych wydarzeñ, warto bypodsumowaæ, co wiemy o samej Carrie White.Wiemy, ¿e Carrie by³a ofiar¹ manii religijnej trapi¹cej jej matkê.Wiemy, ¿eposiada³a utajone zdolnoœci teleki-netyczne, potocznie okreœlane jako zdolnoœciTK.Wiemy, ¿e ten tak zwany „samorodny talent" jest cech¹ dziedziczn¹,wywo³ywan¹ przez gen, który — o ile w ogóle jest obecny — najczêœciej pozostajerecesywny.Podejrzewamy, ¿e zdolnoœci TK mog¹ byæ zwi¹zane z dzia³aniemgruczo³Ã³w.Wiemy, ¿e w dzieciñstwie Carrie zademonstrowa³a swoje zdolnoœci conajmniej raz, kiedy znalaz³a siê w sytuacji wielkiego zagro¿enia, do czegodo³¹czy³o siê poczucie winy.Wiemy, ¿e kolejna sytuacja zagro¿enia powsta³apodczas incydentu w szatni, kiedy znêca³y siê nad ni¹ kole¿anki.Istniejeteoria (popierana zw³aszcza przez Williama G.Throneberry'ego i Juliê Givens zBer-keley), ¿e w tym przypadku ponowne rozbudzenie zdolnoœci TK spowodowanezosta³o przez czynniki zarówno psychologiczne (tj.reakcjê kole¿anek Carrie ijej samej na pierwsz¹ miesi¹czkê Carrie), jak i fizjologiczne (tj.osi¹gniêciefizycznej dojrza³oœci).Wiemy wreszcie, ¿e podczas wiosennego balu powsta³a trzecia sytuacjazagro¿enia i to w³aœnie zapocz¹tkowa³o owe przera¿aj¹ce wypadki, które musimytutaj omówiæ.Zaczniemy od.(wcale siê nie denerwujê ani trochê)Tommy wpad³ wczeœniej, ¿eby przynieœæ jej bukiecik, i teraz sama przypina³a godo sukni na ramieniu.Oczywiœcie nie mia³a matki, która by to za ni¹ zrobi³a idopilnowa³a, ¿eby bukiecik znalaz³ siê na w³aœciwym miejscu.Jej mama zamknê³asiê w kaplicy i modli³a siê histerycznie ju¿ od dwóch godzin.Dochodz¹cystamt¹d g³os wznosi³ siê i opada³ niepokoj¹co w nieregularnych odstêpachczasu.(przykro mi mamo tylko ¿e wcale nie jest mi przykro)Kiedy w koñcu przypiê³a bukiecik jak nale¿y, opuœci³a rêce i sta³a przez chwilênieruchomo, z zamkniêtymi oczami.W ca³ym domu nie by³o du¿ego lustra,(pró¿noœæ pró¿noœæ to wszystko pró¿noœæ)ale zdawa³o jej siê, ¿e wygl¹da dobrze.Musia³a wygl¹daæ dobrze.Na pewno.Doœæ.Otwar³a oczy.Na bawarskim zegarze z kuku³k¹, kupionym za ZieloneZnaczki, by³a siódma dziesiêæ.(bêdzie tutaj za dwadzieœcia minut)A jeœli nie?Mo¿e to wszystko by³o jednym wielkim ¿artem, ostatecznym, druzgoc¹cym ciosem,koñcowym poci¹gniêciem.Mo¿e mia³a tu siedzieæ przez pó³ nocy w swojejaksamitnej balowej sukni z obcis³ym stanikiem, bufiastymi rêkawami i d³ug¹,prost¹ spódnic¹, i przypiêtym do lewego ramienia bukiecikiem herbacianychró¿.Z drugiego pokoju dobieg³ j¹ podniesiony g³os matki:—.i na œwiêtej ziemi! Wiemy, ¿e nas œledzisz, ¿e twoje Oko, szkaradne Oko,nigdy nie odpoczywa.S³yszymy dŸwiêk czarnych tr¹b.Z ca³ego serca ¿a³ujemy.Carrie nie s¹dzi³a, ¿eby ktokolwiek móg³ zrozumieæ, jakiej rozpaczliwej odwagiwymaga³a od niej ta decyzja — decyzja, ¿eby przyj¹æ zaproszenie i naraziæ siêna wszystkie przera¿aj¹ce mo¿liwoœci, w jakie obfitowa³ dzisiejszy wieczór.Jedn¹ z nich by³a mo¿liwoœæ, ¿e Tommy wystawi³ j¹ do wiatru — ale to wcale nieby³oby najgorsze.Przy³apa³a siê na ukradkowej myœli, ¿e mo¿e rzeczywiœcieby³oby najlepiej, gdyby.(nie przestañ)Oczywiœcie ³atwiej by³oby zostaæ tutaj z mam¹.Bezpieczniej.Wiedzia³a, co onimyœl¹ o mamie.Có¿, mo¿e mama by³a stukniêt¹ fanatyczk¹, ale przynajmniejwiadomo by³o, czego siê po niej mo¿na spodziewaæ.Dom by³ bezpiecznym miejscem.Nikt tu siê z niej nie wyœmiewa³.A jeœli Tommy nie przyjdzie, jeœli Carrie bêdzie musia³a uznaæ siê za pokonan¹i zrezygnowaæ? Szko³a skoñczy siê za miesi¹c.Co dalej? Prowadziæ nie koñcz¹c¹siê, œlimacz¹ egzystencjê w tym domu, s³uchaæ mamy, ogl¹daæ razem z ni¹teleturnieje i popularne seriale u pani Garrison, kiedy zaprasza³a Carrie naWizytê (pani Garrison mia³a osiemdziesi¹t szeœæ lat), po kolacji chodziæ naspacery do centrum i ukradkiem opychaæ siê s³odyczami w Kelly Fruit, tyæ,traciæ nadziejê, traciæ nawet zdolnoœæ myœlenia?Nie.Och, dobry Bo¿e, tylko nie to.(proszê spraw niech to siê dobrze skoñczy)—.uchroñ nas od Z³ego, który na rozdwojonych kopytach kr¹¿y po ulicach,czai siê na parkingach i w ciemnych alejkach, o Zbawicielu.Siódma dwadzieœcia piêæ.Niepokój narasta³.Nie myœl¹c o tym, co robi, zaczê³a podnosiæ i opuszczaæró¿ne przedmioty, podobnie jak nerwowa kobieta czekaj¹c na kogoœ w restauracjizwija w palcach róg obrusa.Potrafi³a utrzymaæ w powietrzu pó³ tuzinaprzedmiotów jednoczeœnie, nie odczuwaj¹c przy tym ¿adnego zmêczenia ani bólug³owy.Wci¹¿ spodziewa³a siê, ¿e ta si³a zacznie zanikaæ, ale nic takiego siênie dzia³o.Wrêcz przeciwnie.Wczoraj wieczorem, kiedy wraca³a ze szko³y, uda³ojej siê przesun¹æ samochód(och bo¿e proszê ciê niech to nie bêdzie ¿art)zaparkowany na g³Ã³wnej ulicy przy krawê¿niku o dobre dwadzieœcia stóp, i to bez¿adnego wysi³ku.Przechodnie, którzy znaleŸli siê w pobli¿u, gapili siê na to,¿e ma³o oczy im nie wylaz³y na wierzch.Carrie oczywiœcie te¿ siê gapi³a dlaniepoznaki, ale w g³êbi duszy uœmiecha³a siê z satysfakcj¹.Z zegara wyskoczy³a kuku³ka i odezwa³a siê jeden raz.Siódma trzydzieœci.Zaczê³a, siê trochê baæ, odk¹d siê zorientowa³a, ¿e pos³ugiwanie siê t¹ si³¹stanowi ogromne obci¹¿enie dla serca i p³uc oraz powoduje gwa³towne skokitemperatury.Uwa¿a³a za ca³kiem mo¿liwe, ¿e pewnego dnia jej serce dos³owniepêknie z wysi³ku.Czasem mia³a wra¿enie, ¿e unosi siê ponad swoim cia³em izmusza je do coraz szybszego biegu, pogania bez litoœci.Sama nie czu³azmêczenia; to tylko jej cia³o by³o wyczerpane.Zaczyna³a powoli rozumieæ, ¿ejej zdolnoœci w du¿ym stopniu przypominaj¹ umiejêtnoœci hinduskich fakirów,którzy chodz¹ po roz¿arzonych wêglach, wbijaj¹ sobie szpilki w oczy czy te¿beztrosko pozwalaj¹ siê zakopywaæ ¿ywcem i pozostaj¹ w ziemi przez szeœætygodni.Ka¿da forma zwyciêstwa ducha nad materi¹ zwi¹zana by³a z wyczerpuj¹cymeksploatowaniem zasobów organizmu.Siódma trzydzieœci dwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]