[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie bêdzie ¿adnej pomocy! — wrzasn¹³em.— Nie otrzyma ¿adnej pomocy, dopókinie powie, co mamy teraz robiæ!.— Mówi³am ju¿, ¿e nic nie da siê zrobiæ.— odezwa³a siê Irena niecopewniejszym g³osem.— Niestety W³Ã³czêga zgin¹³, jest przecie¿ organiczny.WEl-lonie by³o tak wiele sk³adników sztucznych, ale i on nie prze¿y³ drugiegonawrotu.Za wczeœnie prze³o¿y³ pan dŸwigniê, admirale, a ja panu nie zdo³a³amprzeszkodziæ.Jestem tak¹ sam¹ morderczyni¹, jak pan, Eli! — I rozp³aka³asiê.Staliœmy nad ni¹ w milczeniu.Poczu³em, ¿e lada chwila zwalê siê bez zmys³Ã³w naziemiê, gdy Oleg powiedzia³:— Ireno, twój karygodny czyn os¹dzi ca³a za³oga.Ale powiedz nam przynajmniej,dlaczego to zrobi³aœ?— Ellon mnie uprosi³ — odpowiedzia³a przez ³zy.— Powiedzia³, ¿e pochodzimy zró¿nych czasów i dlatego nie mo¿emy siê kochaæ, ¿e kiedyœ kobieta bêdzie mog³abyæ szczêœliwa z Demiurgiem, ale nie nast¹pi to za naszego ¿ycia i ¿e najlepiejsiê rozstaæ.— Nie odpowiadasz na pytanie, Ireno.— Powiedzia³, ¿e chce znikn¹æ w przesz³oœci, ale razem ze smokiem.Obieca³ammu pomóc i sta³am siê morderczyni¹.Nigdy sobie tego nie wybaczê!.—Jej g³osuton¹³ we ³zach.Wcale mnie tym nie wzruszy³a.Powiedzia³em:— Przez pró¿noœæ Demiurga i g³upotê kobiety straciliœmy jednego bezbronnegoprzyjaciela i jednego genialnego wynalazcê.To tragiczne.Wydob¹dŸmy terazcia³o Ellona, Olegu, aby móg³ zaj¹æ nale¿ne mu miejsce w konserwatorze.— Ireno, idŸ do siebie! — rzuci³ szorstko Oleg.— Dobrze, pójdê do siebie — odpar³a pokornym tonem.Spróbowa³em wydobyæ cia³o Ellona z transformatora, ale sz³o mi to niesporo,wiêc Oleg pospieszy³ mi z pomoc¹.We dwójkê wynieœliœmy sztywne cia³o Demiurgai po³o¿yliœmy je na wolnym stole pod œcian¹.Zajêci tym nie zauwa¿yliœmy, jakIrena przekrad³a siê do laboratorium, przebieg³a je i wskoczy³a do kulitransformatora.Dopiero trzask zamykanego w³azu zaalarmowa³ Olega, którykrzykn¹³:— Ireno, b³agam, nie rób tego!— ¯egnajcie! — odkrzyknê³a z przezroczystej kuli.— Nie potêpiajcie mnie! — Iszarpnê³a dŸwigniê.Zniknê³a prawie natychmiast, zanim zd¹¿yliœmy podbiec do kolapsanu.Olegchwyci³ za dŸwigniê powrotu, ale go powstrzyma³em:— SprawdŸ najpierw, gdzie ona jest i uwa¿aj, jeœli znalaz³a siê w przesz³oœci!Szybko przebieg³ wzrokiem lampki sygnalizacyjne na pulpicie.— Jest w przysz³oœci, Eli!— Wobec tego zawracaj, ale ostro¿nie.Powrót z przysz³oœci jest mo¿liwy.Irena jednak nie wróci³a, bo zbyt szybko pomknê³a w przysz³oœæ.Chyba zdziesiêæ minut staliœmy przy transformatorze, czekaj¹c na zmaterializowaniesiê jej w przezroczystej kuli.Wreszcie kolapsan po wyczerpaniu energiipowrotu wy³¹czy³ siê automatycznie.— To ju¿ koniec, Eli! — powiedzia³ Oleg znu¿onym g³osem.— Dla nas Irenaprzesta³a istnieæ.Co najwy¿ej nasi dalecy potomkowie bêd¹ j¹ mogli gdzieœspotkaæ.ChodŸmy zawiadomiæ za³ogê o nowej tragedii.— Musimy j¹ zawiadomiæ nie tylko o odejœciu trzech przyj ació³.— O czym ty mówisz, Eli? Czy to jeszcze nie koniec naszych nieszczêœæ?— Niestety.Na pok³adzie jest jeszcze jeden zdradziecki agent Ramirów.Zdemaskowa³em go.7Zamkn¹³em siê u siebie.Olegowi powiedzia³em, ¿e przygotujê raport na ogólnezebranie za³ogi i wyjdê dopiero wtedy, kiedy wszyscy siê ju¿ zbior¹.Zapuka³ domnie Romero, ale siê nie odezwa³em.Mary poprosi³a przez zamkniête drzwi,¿ebym j¹ wpuœci³, ja jednak odkrzykn¹³em, ¿e jestem bardzo zajêty, ¿e muszê siêskupiæ, a czyjakol-wiek obecnoœæ mi w tym przeszkadza.Nie wpuszcza³em nikogo.Raz tylko zawaha³em siê, gdy za drzwiami us³ysza³em g³oœny p³acz Olgi.Onamia³a prawo mnie zobaczyæ, bo jej córka zginê³a na moich oczach.Otworzy³emdrzwi i stan¹³em w progu.— Olgo, mo¿esz uwa¿aæ mnie za cz³owieka bez serca, ale w tej chwili nie mogê ztob¹ rozmawiaæ o Irenie.Sama wkrótce zrozumiesz dlaczego.IdŸ do Olega, on ciwszystko opowie, a ja naprawdê nie mogê, uwierz mi.Popatrzy³a na mnie nieprzytomnym wzrokiem i odesz³a bez s³owa.Wygl¹da³a jakcieñ i by³o mi jej naprawdê serdecznie ¿al.Ta posiwia³a, przygarbiona terazkobieta prze¿y³a mê¿a i córkê, prze¿y³a straszliw¹ œmieræ obojga i potrzebowa³ajak nigdy mojej pomocy.Ale ja mia³em zmartwienie o wiele ciê¿sze nawet od jejtragedii.Nie przygotowywa³em raportu.Le¿a³em na tapczanie i gryz³em siê, zadrêcza³empytaniami bez odpowiedzi.Zastanawia³em siê bez koñca, dlaczego nigdy niespotkaliœmy Ramirów w ich cielesnej postaci, chocia¿ ich fizyczneistnienie nie ulega³o dla mnie najmniejszej w¹tpliwoœci;zachodzi³em w g³owê czym ich tak bardzo rozgniewaliœmy, ¿e bez pardonuzniszczyli prawie ca³¹ eskadrê i dlaczego wreszcie nie rozpylili ostatniegostatku, skoro ju¿ z nami walcz¹ i zag³ada gwiazdolotu le¿y w ichmo¿liwoœciach.To by³a tajemnica, któr¹ za wszelk¹ cenê musia³emprzenikn¹æ, ale tego nie umia³em.Myœla³em te¿ o Lu-sinie i nieszczêsnymG³osie, o Irenie, która tak okrutnie nas porzuci³a, myœla³em o Ellonie im¹drym, sympatycznym psie Mizarze, ale przede wszystkim o nowym szpieguRamirów.Nienawidzi³em go jak nikogo dot¹d i w swej nienawiœci gotów by³emobedrzeæ ze skóry ku przestrodze ka¿dego, kto chcia³by byæ agentem naszychwrogów.Do drzwi w umówiony sposób zapuka³ Oleg.Wpuœci³em go.— Wszyscy wolni od wacht zebrali siê w sali obserwacyjnej — powiedzia³chmurnie.— Jak siê czujesz, Eli?— Dlaczego o to pytasz?— Jesteœ bardzo blady.— Za to pe³en zdecydowania.ChodŸmy!— Poczekaj — zatrzyma³ mnie.— Chcia³bym wiedzieæ, kogo podejrzewasz oszpiegostwo.— Dowiesz siê na zebraniu.ChodŸmy.Ale Oleg by³ uparty:— Eli, jestem dowódc¹ eskadry.Mam prawo wiedzieæ wiêcej i wczeœniej ni¿ inni.Zastanowi³em siê.Oleg przypar³ mnie do muru, ale znalaz³em wyjœcie.Uœmiechn¹³em siê krzywo.— A jeœli podejrzewam ciebie? — zapyta³em.— Mnie?! Oszala³eœ, Eli?— Byæ mo¿e.Wszyscy przecie¿ niedawno postradaliœmy rozum i nie jestwykluczone, ¿e nie ca³kiem jeszczepowróciliœmy do zdrowia.— Patrzy³em mu prosto w oczy.— Jeœli wydasz rozkaz,bêdê go musia³ wykonaæ, ale bardzo ciê proszê, nie rób tego!— Idziemy! — rzuci³ krótko i ruszy³ przodem.Ekrany gwiezdne w saliobserwacyjnej zosta³y wygaszone.Na podwy¿szeniu ustawiono stolik, przy którymusiedliœmy z Olegiem.Popatrzy³em na salê, w której zgromadzili siê wszyscymoi przyjaciele, ludzie i Demiurgowie.Pod œcian¹ niczym majestatyczny pos¹gwznosi³ siê góruj¹cy nad wszystkimi Gracjusz w towarzystwie Orlana.Wpierwszym rzêdzie siedzia³y Mary z Olg¹, a miêdzy nimi Romero.Mary patrzy³a namnie z takim niepokojem, ¿e pospiesznie odwróci³em oczy.Oleg poprosi³ ociszê.— Wiecie ju¿ o tragedii, jaka rozegra³a siê niedawno w laboratorium —powiedzia³.— Teraz jednak zebraliœmy siê nie po to, ¿eby uczciæ naszychpoleg³ych przyjació³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]