[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moje kontakty z milicj¹ ostatnimi czasy by³y niezwykle o¿ywione.Wzdrygnê³am siê lekko na myœl, jak w³adza przyjmie komunikat o zbrodni naPiaseczyñskiej, zesz³am do s¹siadów piêtro ni¿ej, spojrza³am na zegarek i zdeterminacj¹ przycisnê³am dzwonek.Przyciska³am go w³aœnie trzeci raz, kiedyprzypomnia³am sobie, ¿e dwa dni temu widzia³am ich przed domem z walizkami.Zadrzwiami panowa³a g³ucha cisza, co wskazywa³o, ¿e chyba rzeczywiœcie wyjechalina urlop.Wróci³am na górê, stwierdzi³am, ¿e telefon jest nadal zablokowany inic w nim nie s³ychaæ, zabra³am torebkê i zesz³am na dó³, do automatu.Automatby³ nieczynny.Zaczê³o mnie to nieco denerwowaæ.Nie mia³am pojêcia, gdzie mo¿esiê znajdowaæ jakiœ inny automat w tej okolicy, nie mia³am pojêcia, kto jeszczez s¹siadów ma telefon, a dobijanie siê do nich kolejno wyda³o mi siê nietaktem.Wróci³am przed dom, wsiad³am do samochodu i uprzytomni³am sobie, ¿e podanaprzezdowcipnego ulica Piaseczyñska znajduje siê o sto metrów ode mnie.Zawaha³amsiê.Sprawdzanie, co siê dzieje pod tym adresem, potrwa trzy minuty.Mog³abym,oczywiœcie, pojechaæ kawa³ek dalej, byle gdzie, znaleŸæ inny automat, znaleŸæewentualnie jakiœ radiowóz, w ostatecznoœci pojechaæ do komisariatu albo naPocztê G³Ã³wn¹.Siedzia³am przy kierownicy, kluczyk tkwi³ w stacyjce iprzekrêci³am go w³aœciwie odruchowo.Skoro go przekrêci³am, to ju¿ i ruszy³am.Askoro ruszy³am w kierunku Piaseczyñskiej.Przyhamowa³am, bo z Piaseczyñskiej,œrodkiem, wyje¿d¿a³a w³aœnie stara warszawa.Poza tym by³o pusto.Podjecha³ampod numer osiemnasty i wysiad³am.Drzwi na klatkê schodow¹ by³y otwarte, a winda nieczynna.Wesz³am na czwartepiêtro.Wpatrzona w numer 21 snu³am sobie ró¿ne przypuszczenia.Pomyœla³am, ¿emo¿e mia³ to byæ dowcip nie dla mnie, tylko dla mieszkaj¹cych tu osób, którymmia³a siê zwaliæ na kark milicja, wyrywaj¹c ich o pó³nocy z pierwszego snu.Dzwoniono z innego miejsca, blokuj¹cy mnie telefon znajduje siê zupe³nie gdzieindziej i zamiast siê czepiaæ niewinnych ludzi, powinnam ju¿ dawno rozmawiaæ zbiurem napraw z byle której knajpy.Tu mnie obtañcuj¹ jak œwiêty Micha³ diab³a,tamten siê przez ten czas roz³¹czy i w rezultacie nawet nie dowiem siê, kto by³autorem ca³ej rozrywki.Bez sensu.Ci¹gle postêpujê jakoœ bez sensu i wcale mito z wiekiem nie mija.Tak myœl¹c, przycisnê³am dzwonek, nastawiona nanajgorsze.Cisza.Zrobi³am przyjemny wyraz twarzy i przycisnê³am drugi raz.Bezrezultatu.Przycisnê³am trzeci.Pomyœla³am dalej, ¿e mo¿e to by³ ktoœ, kto nielubi milicji i zajêcia chcia³ dostarczyæ im, a nie mnie.Nastêpnie ostro¿nie idelikatnie nacisnê³am klamkê, pamiêta³am bowiem, ¿e w podejrzanychokolicznoœciach zawsze nale¿y to uczyniæ.Drzwi okaza³y siê otwarte, a za nimipanowa³a ciemnoœæ.Sta³am w progu, trochê sp³oszona, ci¹gle snuj¹c niewinneprzypuszczenia.Ciekawe, jak siê bêdê czu³a w areszcie, zatrzymana wcharakterzew³amywaczki.Mo¿liwe, ¿e ci ludzie spokojnie œpi¹, a drzwi zapomnieli zamkn¹æprzez zwyczajne roztargnienie.Pomaca³am œcianê obok futryny i zapali³amœwiat³o, które doda³o mi nieco otuchy.Cisza panowa³a nadal.Ujrza³am miniaturêprzedpokoju z wnêk¹ kuchenn¹ i otwarte drzwi do pokoju.Na palcach przesz³amdalej i z determinacj¹, ryzyk-fizyk, zapali³am nastêpne œwiat³o.Po czymzdrêtwia³am radykalnie, ra¿ona widokiem.Zw³oki by³y w ca³oœci dostrzegalne iodrazu przemknê³o mi przez myœl, ¿e mam wyj¹tkowe szczêœcie.Gdyby sk¹dœwystawa³asamotna rêka albo noga, niew¹tpliwie prze¿y³abym znacznie wiêkszy szok.Wpomieszczeniu panowa³ œredni ba³agan, meble by³y zwyczajne, œrodek pusty, a wrogu, pod niskim rega³em z ksi¹¿kami, le¿a³ cz³owiek, z ca³¹ pewnoœci¹ nie¿ywy.W gardle urós³ mi globus, w plecach dok³adnie poczu³am ostrze no¿a, którymgodziwe mnie bandyta pozbywaj¹cy siê niewygodnego œwiadka, nogi mi zmiêk³y i ogólniebior¹c poczu³am siê bardzo niewyraŸnie.Sta³am w tym cholernym progu iwszelkimisi³ami stara³am siê oderwaæ wzrok od nieboszczyka.Po bardzo d³ugiej chwilib³ysnê³a mi myœl, ¿e przecie¿ mogê st¹d zwyczajnie uciec, nie wdaj¹c siê w¿adnezbrodnicze komplikacje.Odrobinê jakby och³onê³am.Jasne, oczywiœcie ¿e mogêuciec, ale przedtem bezwzglêdnie muszê sprawdziæ przeklêty telefon.Telefonsta³ na regale, nad g³ow¹ zw³ok.Nale¿a³o tam podejœæ.Najchêtniej zamknê³abymoczy, ale ba³am siê potkn¹æ o którykolwiek z porozrzucanych przedmiotów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]