[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będę zarządzać majątkiem w ten sposób, jak tego pragnął Karol.Spodziewam się, że Pan nie odmówi mi rady i pomocy.Ponieważ nie mam dzieci, więc uważam się jedynie za zarządzającą tym majątkiem.Na gospodarstwie wiejskim znam się dobrze i lubię tę pracę.Chętnie pójdę w ślady mego zmarłego kuzyna i doprowadzę jego dziedzictwo do stanu rozkwitu.W ten sposób najlepiej uczczę jego pamięć.Zawiadomię pana telegraficznie, kiedy będę mogła przyjechać.Byłabym bardzo rada, gdybym zastała Pana w Krumpendorfie.Z wysokim poważaniemMaria HartauPowyższy list kazała pani Maria także od razu posłać do urzędu pocztowego we wsi.Później raz jeszcze odczytała ostatnie słowa Karola von Schlettau.Spojrzenie jej pobiegło w dal.Tam, na wzgórzu widać było budynek nadleśnictwa, gdzie spędziła najszczęśliwsze chwile życia.Pani Maria westchnęła.Wkrótce już trzeba będzie pożegnać ten ukochany, cichy zakątek.***Norbert Greinsberg od dłuższego czasu przebywał w Buenos Aires.Od owego dnia, gdy jako Jan Raveneck wylądował w Chile, prowadził się stosunkowo przyzwoicie i nie miał żadnych grzeszków na sumieniu.Pracował ostatnio jako korespondent w dużym banku w Buenos Aires i pobierał wysokie wynagrodzenie.Buenos Aires było jednak miastem zabawy, zbytku i użycia, a Norbert lubił kosztowne rozrywki i nie umiał odmówić sobie żadnej przyjemności.Zarabiał dużo, lecz zawsze jakoś brakło mu pieniędzy.Wreszcie wpadł w długi.Jego wierzyciele coraz głośniej i natarczywiej upominali się o swoje należności.Sytuacja stawała się stanowczo niewygodna i przykra.Szef Norberta także w ostatnich czasach był niezadowolony ze swego pracownika.Kilka razy już zwrócił mu ostro uwagę, że zaniedbuje swoje obowiązki.Była to prawda.Norbert nieraz do rana wałęsał się po rozmaitych lokalach rozrywkowych i skutkiem tego spóźniał się do biura i wykonywał opieszale swoją pracę.Toteż Norbert znajdował się właśnie w takim nastroju, że gotów był znowu popełnić coś, co prowadziło z gładkich torów na bezdroża.Na razie brakło mu tylko sposobności.Nie przejął się wcale wojną ani przewrotem, jaki dokonał się w jego ojczyźnie.Obojętnie przyjął wiadomość o końcu wojny.Nigdy nie interesował się sprawami, które nie dotyczyły bezpośrednio jego osoby.Niekiedy przychodziło mu na myśl, że może spokojnie powrócić do kraju, mając papiery Ravenecka.Powrót do Niemiec nie nęcił go jednak wcale.Pewnego wieczoru Norbert udał się do małej restauracji, gdzie zazwyczaj stołował się.Był w bardzo złym humorze.Poprosił kelnera, aby mu podał pisma.Zaczął przerzucać gazety.Uważnie czytał zwykle tylko dział ogłoszeń.I teraz zaczął od tego.Nagle podniósł oczy znad gazety.Serce mu mocno zabiło.Otworzył szeroko oczy i wlepił je w swoje nazwisko - to znaczy w nazwisko, jakie obecnie przybrał.Jan Raveneck!W pierwszej chwili przeląkł się, bo miał nieczyste sumienie.Co to miało znaczyć? Czy Jan Raveneck uczynił coś złego? Po co go wzywają?Nagle Norbert zauważył napis wydrukowany grubymi czcionkami nad tym nazwiskiem:POSZUKIWANY SPADKOBIERCA!Norbert odetchnął z ulgą.Z wielkim zainteresowaniem przeczytał teraz całą treść ogłoszenia.POSZUKIWANY SPADKOBIERCA!Jan Raveneck, syn poległego na wojnie pułkownika Aleksandra Ravenecka i jego - nieżyjącej także - małżonki, Heleny Sartorius, ma się zgłosić do radcy Berna zamieszkałego w G.Jan Raveneck został mianowany spadkobiercą swego stryja Jerzego Ravenecka.Uprasza się Jana Ravenecka o natychmiastowe zgłoszenie, w przeciwnym bowiem razie spadek przejdzie w inne ręce.- Tam do licha!Okrzyk ten wyrwał mu się mimo woli.Niby zahipnotyzowany wpatrywał się w ogłoszenie.Przeczytał je kilkakrotnie, a umysł jego pracował gorączkowo.Zbudziły się w nim uśpione, złe instynkty przestępcy.Jan Raveneck - tak, to mógł być tylko on, jego dawny kolega i towarzysz.Ten, który od dawna śpi nieprzespanym snem w Himalajach.Nie ma już Ravenecka.A właściwie jest - przecież to on sam jest obecnie Janem Raveneckiem.Posiada jego dowód osobisty, jego wszystkie dokumenty.Będzie się mógł wylegitymować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]