[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pracowa³ wtedy nad poprawieniemdrugiej, matematycznej czêœci Dociekañ filozoficznych.Ale ju¿ po dwóchmiesi¹cach porzuci³ tê problematykê ca³kowicie i nigdy ju¿ do niej niepowróci³, koncentruj¹c siê odt¹d na zagadnieniach, które zalicza³ do filozofiipsychologii.W konsekwencji rozszerzy³ czêœæ pierwsz¹ ksi¹¿ki o uwagi dotycz¹cepostêpowania wed³ug regu³y (189-242) i niemo¿liwoœci istnienia jêzykaprywatnego (243-421) - i wyjecha³ w paŸdzierniku do Cambridge w nadzieiopublikowania tych uwag jako pierwszego tomu planowanej ca³oœci.Powraca³ do Cambridge z najwy¿sz¹ niechêci¹.Stwierdzi³, ¿e pokój po klêsceNiemiec bêdzie straszniejszy ni¿ sama wojna.Na uniwersytecie spotka³ Russella,który po kilku latach pobytu musia³ opuœciæ Stany Zjednoczone na skutekoburzenia wywo³anego jego pogl¹dami na temat religii i moralnoœci.Wittgenstein, acz z innych zupe³nie powodów, to oburzenie podziela³; powiedzia³wtedy, ¿e ksi¹¿ki Russella z dziedziny logiki matematycznej powinny stanowiædla studentów filozofii lekturê obowi¹zkow¹, natomiast te na temat etyki,polityki i religii powinny zostaæ zakazane.Niczego sobie do powiedzeniaw³aœciwie nie mieli.Moore, który te¿ powróci³ ze Stanów Zjednoczonych, by³ ju¿zbyt stary i chory, by prowadziæ tak intensywne filozoficzne dyskusje, jak tegoWittgenstein oczekiwa³.Nota bene, jeszcze zanim w Bibliotece ¿yj¹cychFilozofów (redagowanej przez P.A.Schilppa) wydano poœwiêcony Moore'owi tom,Wittgenstein ostro ca³y projekt skrytykowa³: "Lêkam siê, czy nie wêdrujeszteraz drog¹ po skraju tej przepaœci, na dnie której widzê tylu naukowców ifilozofów le¿¹cych bez ¿ycia, a Russella poœród nich".Teraz by³ oburzony, ¿e¿ona Moore'a przerywa³a ich rozmowy: gdyby Moore podniecony i wyczerpanydyskusj¹ dosta³ wylewu i umar³, by³aby to przecie¿ œmieræ godna prawdziwegofilozofa!W paŸdzierniku 1944 pisa³ do Rheesa:Myœlenie jest czasem ³atwe, czêsto trudne, a wówczas te¿ pasjonuj¹ce.Ale gdyjest najwa¿niejsze, jest po prostu nieprzyjemne, a jest tak wtedy, gdy zagra¿aono, i¿ pozbawi nas naszych ulubionych pojêæ, ¿e pozostawi naszdezorientowanych i z poczuciem bezwartoœciowoœci.W takich przypadkach zarównoja, jak i inni wzbraniamy siê przed myœleniem lub zmusiæ siê mo¿emy do myœleniapo d³ugiej walce.S¹dzê, ¿e ty te¿ znasz to wszystko i ¿yczê ci wiele odwagi!choæ mnie jej brakuje.Jesteœmy wszyscy chorymi ludŸmi.[Monk, s.474]Krótko przed wybuchem wojny na jego wyk³adach pojawi³ siê doktorant z Harvardu,Norman Malcolm.Szybko uleg³ kompletnej fascynacji Wittgensteinem.W swychwspomnieniach da³ naj¿ywszy chyba obraz niezwyk³ych wyk³adów niezwyk³egofilozofa:Wyk³ada³ bez przygotowania i bez notatek.Powiedzia³ mi, ¿e kiedyœ próbowa³pos³ugiwaæ siê na wyk³adzie notatkami, ale by³ zdegustowany wynikiem.Myœli,które wypowiada³, by³y "zwietrza³e", albo, jak siê wyrazi³ w rozmowie z innymprzyjacielem, wygl¹da³y jak "trupy", kiedy zacz¹³ odczytywaæ je z notatek.Metod¹ przygotowywania siê do wyk³adów, na jak¹ w koñcu przeszed³, by³ospêdzanie kilku minut przed wyk³adem na przypominaniu sobie, jaki biegprzybra³y dociekania poprzednim razem.Na pocz¹tku wyk³adu zwyk³ dawaæ krótkieresumé, a potem podejmowa³ przerwane rozwa¿ania, staraj¹c siê wprowadziæ nowemyœli i w ten sposób posun¹æ rozwa¿anie naprzód.Powiedzia³ mi, ¿e prowadzeniewyk³adów w taki improwizowany sposób by³o dlañ mo¿liwe tylko dziêki temu, ¿e iuprzednio, i równolegle z wyk³adami, rozmyœla³ i pisa³ bardzo wiele na tematy,o których mówi³.Niew¹tpliwie by³o to prawd¹, niemniej to, co siê odbywa³o natych zebraniach, by³y to w znacznej mierze nowe badania.(.)Wittgenstein siedzia³ na zwyk³ym drewnianym krzeœle na œrodku pokoju.Tutajprowadzi³ widoczn¹ walkê ze swymi myœlami.Nieraz czu³ - i mówi³ - ¿e gubi siêw swych myœlach.Czêsto mówi³ takie rzeczy, jak "Jestem g³upcem!", "Macieokropnego wyk³adowcê!", "Dzisiaj jestem po prostu za g³upi"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]