[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wynoœ siê.— Chcia³bym z tob¹ porozmawiaæ.Julio uniós³ dubeltówkê.— Ja nie chcê z tob¹ rozmawiaæ.— Tylko kilka minut, Julio.— Pan pos³ucha, dla mnie strzeliæ to tyle co splun¹c.— Popa-trzy³ na mnie groŸnie przez okienko.— Jeœli chodzi o ciebie, to nawet³atwiej.Ura¿ony, postanowi³em zacz¹æ bardziej stanowczo.— Chodzi mi o Monê Lisê, któr¹ sprzeda³eœ signorowi Colvinowi, Julio.Interesuje mnie, sk¹d j¹ wzi¹³eœ, i radzê ci dobrze, ¿ebyœ mi powiedzia³.— Nic nie powiem.— No, Julio — wysiad³em z samochodu i stan¹³em nad nim — gdzie jest ta grota?Juliowi opad³a szczêka.— A sk¹d pan wie o grocie?— Mam swoje sposoby.— Specjalnie mówi³em z g³uchym pog³osem wiedz¹c o tym, ¿ewieœniacy odczuwaj¹ lêk przed ludŸmi obdarzonymi szóstym zmys³em.Julio spojrza³ na mnie sp³oszony.— Rozumiem — powiedzia³ œciszonym g³osem.— Pan jest psychopata.— Telepata — warkn¹³em.— Spróbuj to zapamiêtaæ, dobrze? No, gdzie jest grota?— Bêdzie dla mnie z tego k³opot?— Nie bêdzie ¿adnego k³opotu, jak d³ugo bêdziesz grzeczny, a mo¿e nawetdostaniesz jeszcze jakieœ pieni¹dze.Grota jest gdzieœ tam, prawda? — Wiedzionypotê¿nym impulsem ruszy³em pod górê w kierunku kêpy ciemnozielonych drzew.Julio truchta³ ko³o mnie, a Carole, która po raz pierwszy nie mia³a nic dopowiedzenia, wysiad³a z samochodu i posz³a za nami.— Znalaz³em j¹ jakieœ trzy, cztery lata temu, ale ju¿ d³ugo nic nie rusza³em —powiedzia³ Julio lekko zdyszany, próbuj¹c dotrzymaæ mi kroku.— Nikomu nic niemówi³em, ¿eby nie by³o szumu, ale potem myœlê tak: dlaczego mam sobie nie kupiæ³adnego miejskiego ubrania? Dlaczego tylko Chytry Mario ma mieæ ³adnemiejskie ciuchy? Ale ja wzi¹³em tylko jeden obraz na sprzeda¿, tylko jeden.— A ile ich jest w grocie?— Piêædziesi¹t.Mo¿e szeœædziesi¹t.Parskn¹³em œmiechem.— To g³upio, ¿e wybra³eœ w³aœnie tak znany obraz jak Mona Lisa.Julio zatrzyma³ siê.— Ale, signor — powiedzia³ rozk³adaj¹c rêce.— Ka¿da jedna jest Mona Lisa.Tymrazem ja siê zatrzyma³em.— Co takiego?— Ka¿dy jeden obraz to Mona Lisa.— Chcesz powiedzieæ, ¿e jest tam piêædziesi¹t czy szeœædziesi¹t p³Ã³cien iwszystkie s¹ jednakowe? Julio niepewnie przest¹pi³ z nogi na nogê.— One nie s¹ jednakowe.— To siê kupy nie trzyma.— Spojrza³em na Carole i stwierdzi³em, ¿e jest taksamo zdezorientowana.— ChodŸ, musimy to zobaczyæ na w³asne oczy.Tymczasem zd¹¿yliœmy ju¿ wejœæ miêdzy drzewa.Julio po³o¿y³ dubeltówkê,wyprzedzi³ nas i usun¹³ z drogi jakieœ kawa³ki pogiêtego, zardzewia³ego¿elastwa.Pod nami ukaza³ siê nieregularny otwór i kamienne schody, którewiod³y w ciemnoœæ.Julio zszed³ pierwszy, zwinnie, w swoich tenisówkach, a zanim Carole i ja, doœæ niepewnie.Poczu³em, jak dziewczyna wk³ada rêkê w moj¹d³oñ, wiêc uœcisn¹³em j¹ dla dodania jej otuchy, kiedy osi¹gnêliœmy najni¿szystopieñ i zaczêliœmy siê posuwaæ czymœ w rodzaju podziemnego korytarza.Œwiat³o padaj¹ce od wejœcia nagle zgas³o.Dotkn¹³em ramienia Julia.— Nic nie widaæ.Masz latarkê?— Latarka na nic.Kupi³em tak¹ jedn¹ za pieni¹dze od signora Colvina, aleoszukañcy nie powiedzieli mi, ¿e trzeba kupowaæ ci¹gle baterie.To jest lepsze.— Zapali³ zapa³kê i zaœwieci³ latarniê sztormow¹, która sta³a na kamiennejpod³odze.Kiedy naftowy p³omieñ strzeli³ w górê, zobaczy³em, ¿e korytarz koñczysiê masywnymi drewnianymi drzwiami.Julio pomajstrowa³ chwilê przy zamku ipchn¹³ drzwi.Mimo ciê¿aru i staroœci otworzy³y siê ³atwo, w niesamowitejciszy; za drzwiami zia³a przepastna ciemnoœæ.Carole przysunê³a siê do mniebli¿ej.Obj¹³em j¹ ramieniem, ale by³em zbyt zaabsorbowany tym, co siê dzia³o,¿eby mieæ z tego jak¹œ przyjemnoœæ — tajemnicze pomieszczenie, w którego progustaliœmy, mia³o dostarczyæ odpowiedzi na wszystkie nurtuj¹ce mnie pytania.Czu³em, jak ocieraj¹ siê o mnie nieznane postacie sprzed piêciuset lat,s³ysza³em niemal samego mistrza, jak w tajemnicy kr¹¿y wokó³swego dzie³a, niemal widzia³em dziwn¹ machinê.Najwiêkszy geniusz wszystkichczasów wycisn¹³ na tym miejscu swoje piêtno, a jego niewidzialna obecnoœæ takby³a przyt³aczaj¹ca, ¿e zwykli œmiertelnicy czuli siê pe³nymi pokoryintruzami.— Na co czekacie? — warkn¹³ Julio wchodz¹c do groty z wysoko uniesion¹latarni¹.Wszed³em za nim i w migotliwym œwietle dostrzeg³em zarysy jak gdyby le¿¹cegoko³a.By³o ono du¿e, œrednicy mniej wiêcej dwudziestu kroków, umieszczone nawysokoœci cz³owieka.Poprzez szprychy widaæ by³o niewyraŸnie system trybów, zd³ug¹ korb¹, która znajdowa³a siê akurat ko³o nas.Ca³e urz¹dzenieprzypomina³o starego typu karuzelê z weso³ego miasteczka, z t¹ ró¿nic¹, ¿edrewniane konie zast¹piono tu malowid³ami, kiepsko zreszt¹ widocznymi zpowodu przes³aniaj¹cych je ram
[ Pobierz całość w formacie PDF ]