[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć radar ukazywał niemal naturalny obraz tego, co znajdowało się pod nimi, przeżyli szok po raz pierwszy, widząc górę wznoszącą się zaledwie kilka kilometrów od promu.–Spójrz! – krzyknął Floyd.– Tam po lewej, obok tego podwójnego szczytu… Daję ci jedną szansę na odgadnięcie!–Masz rację.Zdaje się, że nasz penetrometr nie spowodował żadnych szkód.Po prostu rozprysnął się na kawałki.Ciekawe, gdzie uderzył ten drugi?–Wysokość tysiąc metrów.Które lądowisko? Alfa nie wygląda stąd najlepiej.–Fakt, spróbuj Gammę.Jest bliżej góry.–Pięćset metrów.Niech będzie Gamma.Zatrzymam się nad nią na dwadzieścia sekund, jeśli ci się nie spodoba, skorzystamy z Beta.Czterysta metrów… Trzysta metrów… Dwieście metrów… („Powodzenia, «Billy Tee»„ – odezwała się „Galaktyka”).Dzięki, Ronnie… Sto pięćdziesiąt metrów… Sto metrów… Pięćdziesiąt metrów… Co myślisz, Rolf? Tylko parę małych skał i – ciekawostka – coś jak potłuczone szkło.Ktoś nieźle się tu zabawił… Pięćdziesiąt… Pięćdziesiąt… W porządku, Rolf?–Idealnie.Ląduj.–Czterdzieści… Trzydzieści… Dwadzieścia… Dziesięć… Nie zmieniłeś zdania…? Dziesięć… Trochę tu nakurzyliśmy, jak powiedział kiedyś Neil, a może Buzz? Pięć… Kontakt! Łatwo poszło, prawda? Nie wiem, za co mi płacą.48.Lucy‹D›–Halo, Centrala Ganneya.Wylądowaliśmy idealnie – to znaczy Chris wylądował – na płaskiej powierzchni jakiejś metamorficznej skały.Prawdopodobnie jest to ten sam pseudogranit, który nazwaliśmy przystanitem.Od podstawy góry dzielą nas zaledwie dwa kilometry, ale nie ma potrzeby zbliżać się do niej…Nakładamy teraz górne części skafandrów.Rozpoczniemy rozładunek za pięć minut.Monitory zostawiamy włączone.Będziemy się zgłaszać co kwadrans.Van der, bez odbioru.–Co miałeś na myśli mówiąc, że „nie ma potrzeby” zbliżać się do góry? – zapytał Floyd.Van der Berg uśmiechnął się.Podczas ostatnich kilku minut odmłodniał o całe lata i zachowywał się jak beztroski chłopiec.–‹MI›Circumspice‹D› – rzucił uszczęśliwiony – co po łacinie znaczy: „Rozejrzyj się wokół”.Najpierw wyjmiemy tę dużą kamerę… Ojej! Co u diabła?„Billy Tee” opadł nagle o kilka stóp i przez chwilę kołysał się na pneumatycznych nogach podwozia.Gdyby ruch ten trwał dłużej niż kilka sekund, przyprawiłby ich o coś w rodzaju choroby morskiej.–Ganimedes miał rację co do wstrząsów – stwierdził Floyd, gdy doszli do siebie.– Myślisz, że grozi nam jakieś niebezpieczeństwo?–Chyba nie.Do koniunkcji zostało jeszcze trzydzieści godzin, a ta skała wygląda w miarę solidnie.Nie traćmy jednak czasu.Czy mam prawidłowo zamocowaną maskę? Nie czuję się w niej za dobrze.–Masz luźny pasek.OK.Tak jest lepiej.Wciągnij głęboko powietrze – dobrze, teraz pasuje idealnie.Wyjdę pierwszy.Van der Berg żałował, że nie stanie u podnóża góry jako pierwszy, ale Floyd dowodził misją i do jego obowiązków należało sprawdzenie stanu promu po wylądowaniu, podobnie jak i przygotowanie go do natychmiastowego startu.Drugi oficer obszedł dokoła cały pojazd, sprawdzając podwozie.Po chwili podniósł do góry kciuk, co oznaczało, że van der Berg może zejść po drabince na dół.Geolog pracował już w lekkiej masce do oddychania podczas badań Przystani, mimo to nie czuł się w niej dobrze i po zejściu na dół zatrzymał się przy „stopie” podwozia, by poprawić sprzęt.Po chwili podniósł wzrok i zamarł widząc, co zamierza Floyd…–Nie dotykaj tego! – krzyknął.– To niebezpieczne!Floyd odskoczył o dobry metr od odprysków szklistej skały, po którą sięgał.Nie był geologiem, dlatego odłamki przypominały mu nieudany wytop z huty szkła.–Czy to jest radioaktywne? – spytał zaniepokojony.–Nie.Ale pozwolisz, że ja to najpierw obejrzę.Floyd zauważył ze zdumieniem, że van der Berg ma na dłoniach grube rękawice.Wszyscy przyzwyczaili się już – mimo początkowych oporów – że na Europie można pracować gołymi rękoma.Nigdzie, nawet na Marsie, nie było takich luksusów.Van der Berg pochylił się i podniósł ostrożnie długi sopel szkliwa.Nawet w rozproszonym świetle skała lśniła niezwykłym blaskiem, a Floyd stwierdził, że ma niesamowicie ostre krawędzie.–Najostrzejszy nóż w całym Wszechświecie – oznajmił uszczęśliwiony van der Berg.–Ugrzęźliśmy tutaj z powodu noża?! – spytał z niedowierzaniem Floyd.Van der Berg roześmiał się, co wcale nie było łatwe z maską na twarzy.–Wciąż nie wiesz, o co tu chodzi?–Zdaje się, że tylko ja tego nie wiem.Geolog ujął Floyda za ramię i odwrócił twarzą do olbrzymiej Góry Zeusa.Widziany z tej odległości szczyt przesłaniał połowę nieba – ponadto był nie tylko największym, lecz co więcej: jedynym wzniesieniem na całej planecie.–Masz minutę na podziwianie krajobrazu.Muszę się pilnie z kimś skontaktować.Wystukał sekwencję kodu na swoim zestawie komunikacyjnym, zaczekał, aż zabłyśnie sygnał „Gotów”, po czym powiedział:–Centrala Ganimedesa, jeden-zero-dziewięć.Mówi van der.Jak mnie słyszysz?Po wynikającym z odległości opóźnieniu odezwał się niewątpliwie elektroniczny głos:–Halo, van der.Mówi Centrala Ganimedesa, jeden-zero-dziewięć.Gotów do odbioru.Van der Berg odczekał kilka sekund, delektując się chwilą, której nie zapomni do końca życia.–Kontakt Ziemia, identyfikator Oom-siedem-trzy-siedem.Przekaż następującą wiadomość: NA NIEBIE JEST LUCY.NA NIEBIE JEST LUCY.Koniec komunikatu.Powtórz.Może powinienem go powstrzymać – pomyślał Floyd – bez względu na to, co oznacza to hasło? Ganimedes powtórzył poprawnie informację – było już za późno.Za godzinę komunikat dotrze na Ziemię.–Wybacz, Chris – rzucił przepraszającym tonem zadowolony z siebie van der Berg.– Mam swoje priorytety, jak każdy zresztą…–Jeśli natychmiast nie zaczniesz mówić, poćwiartuję cię jednym z tych patentowanych, szklanych noży!–Oj, nie szklanych, nie szklanych! No cóż, wyjaśnienie wszystkiego – a zapewniam cię, że są to sprawy tyleż fascynujące, co i skomplikowane – zajęłoby mi godzinę.Pozwolisz więc, że podam ci suche fakty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]