[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Whistlerzas³oni³ siê drug¹ rêk¹.Black kopn¹³ pistolet do siebie,z³apa³ go i ju¿ mia³ z³amaæ Whistlerowi pa³k¹ nos, kiedy siê powstrzyma³.- I jak bêdzie, Whistler? Chcesz zostaæ tym goœciem,który nic nie robi³, kiedy Nowy Jork znika³ z mapy?Agent nie odpowiedzia³.- Pary¿ pewnie ju¿ p³onie.WyprowadŸ mnie st¹d, mo­¿esz byæ tym, który uratowa³ swoje miasto.Chyba ¿e wo­lisz, ¿eby znaleŸli ciê martwego w nielegalnej sali tortur.Po urzêdowych szaroœciach i be¿ach ró¿nych pomiesz­czeñ, w których go wiêziono,nat³ok jaskrawych kolorów i œwiate³ by³ dla Blackburna trudny do zniesienia.Sta³ na pó³nocnym krañcu placu, kilka metrów od czerwo­nego „M" u wejœcia dometra, ubrany wy³¹cznie w ko­szulê, w której przywieziono go do Nowego Jorku -pod kombinezonem motocyklowym, w którym Whistler rano przyjecha³ do pracy.Whistler okaza³ siê dobrym wyborem.Mia³ na szczêœcie na tyle wyobraŸni - w samraz - by do­puœciæ myœl o niewinnoœci Blackburna, który wiele zyska³, choæwiedzia³, ¿e wci¹¿ mo¿e mu siê nie udaæ.Czego siê spodziewa³? ¯e znajdziedrug¹ b³yszcz¹c¹ walizkê stoj¹c¹ pod studiem Good Morning America?.Winformacjach na wyœwietlaczach na œcianie budynku o Pary¿u nie by³o ani s³owa.Obszed³ okolicê raz jeszcze.Wszêdzie by³o pe³no lu­dzi: turystów, kupuj¹cych,wracaj¹cych z pracy, rodzin z dzieæmi.Blackburn pomyœla³ o swojej pierwszejwizy­cie w Nowym Jorku, z rodzicami, kiedy mia³ osiem lat.Matka zawróci³a gospod drzwi pod neonem z dziewczyn¹ w bikini trzymaj¹c¹ drinka.Black pomyœla³wtedy, ¿e by³a ³adna.Teraz te drzwi i ca³y kwarta³ zast¹pi³ sklep M&M.Zbli¿a³a siê godzina szczytu.Zamierza³ staæ tu do pó³no­cy albo i d³u¿ej,jeœli bêdzie trzeba.Minê³o pó³ godziny.Strumieñ ludzi zmierzaj¹cych do metra robi³ siê corazwiêkszy.W t³umie pracowników wy­chodz¹cych z biur brodzi³ gigantyczny klaun,idiotycznie wyszczerzony.Blackburn przesun¹³ siê w lewo.Ktokol­wiek ukrywa³siê w kostiumie, uzna³ zapewne, ¿e zabaw­nie bêdzie zrobiæ to samo.Blackodwróci³ siê, klaun znów powtórzy³ jego ruch.Ma³a dziewczynka zachichota³a ipo­kaza³a ich palcem.Blackburn by³ na skraju wytrzyma³oœci nerwowej, mia³ chêæprzy³o¿yæ klaunowi.Zamiast tego obróci³ siê o sto osiemdziesi¹t stopni -akurat w porê, by zobaczyæ znajom¹ postaæ, która przystanê³a przy scho­dach dometra u zbiegu Czterdziestej i Broadwayu, przed Citibankiem.Ich oczy na momentsiê spotka³y.Blackburn przyjrza³ siê twarzy, czarnym oczom, wydatnym koœciompoliczkowym i wyrazistym brwiom.A potem Salomon zanurkowa³ w dó³ schodów, w ciem­noœæ.100Pary¿Dima wci¹¿ nie mia³ ¿adnego planu.A zosta³o mu zaled­wie piêæ minut.Byledalej, jedŸ i myœl.Sekwana po lewej.Móg³by wjechaæ samochodem do rzeki, alebarierki - trze­ba by³o poszukaæ jakiejœ rampy.Quai Saint-Exupery, obok Pontd'Issy-les-Moulineaux.Barki zacumowane wzd³u¿ brzegu.W lusterku - zbli­¿aj¹cy siê policyjny peugeot.Nie bêd¹ ryzykowali ostrza­³u, za du¿o samochodów.Tyln¹ szybê przebi³ pocisk.B³¹d.Dima zygzakowa³ miêdzy samochodami i ciê¿arówka­mi, zrówna³ siê z naczep¹wy³adowan¹ toyotami.Policyjny peugeot znalaz³ siê po jej drugiej stronie.Dimawcisn¹³ gaz do dechy, wyprzedzi³ ciê¿arówkê i zahamowa³.Kie­rowca ciê¿arówkiodbi³ w prawo, naczepa z³o¿y³a mu siê jak scyzoryk w poprzek jezdni i wysypa³a³adunek; jedna z toyot spad³a na dach radiowozu.Quai du Point du Jour przesz³a w Quai Georges Gorse i skrêci³a na zachód wzd³u¿rzeki, omijaj¹cej ³ukiem Ile Seguin, gdzie kiedyœ znajdowa³a siê fabrykaRenault, zaj­muj¹ca ca³¹ wyspê w kszta³cie pó³ksiê¿yca.Dzieñ i noc piêætysiêcy robotników produkowa³o tam samochody.Teraz wyspa by³a pusta, fabrykêzburzono.Dima zbli¿a³ siê do prowadz¹cego na ni¹ mostu - bez skrzy¿owania.Skrêci³ transitem w prawo, na pó³noc, potem w lewo, po­tem jeszcze raz.Mostmia³ przed sob¹, zamkniêty bram¹.To przynajmniej oznacza³o, ¿e nikogo tam nieby³o.Spi¹³ siê w sobie i staranowa³ bramê - samochód podskoczy³, przeje¿d¿aj¹cpo wyrwanych skrzyd³ach - a potem popê­dzi³ tam, gdzie wydawa³o mu siê, ¿eznajduje siê œrodek wyspy, i zahamowa³.Zosta³o piêæ minut.Piêæ minut ¿ycia.Piêæ minut, by spróbowaæ do tego niedopuœciæ.Otworzy³ tylne drzwi, wskoczy³ do œrodka i z ca³ej si³y wypchn¹³kopiarkê na ziemiê.Upad³a na bok; obudowa pêk³a, ukazuj¹c ³adu­nek.Nic niewybuch³o.Dima kopniêciem odtr¹ci³ od³am­ki obudowy, potem z³apa³ torbê znarzêdziami elektryka.A teraz skup siê, Majakowski, i bierz siê do roboty.Wygasi³ w sobie wszystkie emocje.Jego umys³ zmie­ni³ siê w procesor,podejmowa³ decyzje, nie myœla³ nawet o Adamie Levalle'u.Na lœni¹cej, aluminiowej obudowie nie by³o niczego, co mog³oby sugerowaæ, jakj¹ otworzyæ.¯adnych oznaczeñ, numerów seryjnych, ¿adnych podpowiedzi.W œrodkumu­sia³a mieœciæ siê rura z dwoma kawa³kami uranu.Zderzo­ne ze sob¹ przezdetonator, eksplodowa³yby.Musia³ tam byæ jakiœ ³adunek, który mia³ do tegodoprowadziæ, oraz zegar, mówi¹cy mu, kiedy ma to zrobiæ.Na jednym z wê¿szych boków Dima znalaz³ pro­stok¹tny panel.Wyci¹gn¹³ z torbyd³uto i podwa¿y³ go [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl