[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedzia³ mi, ¿ebym posz³a i zapyta³a mojego anio³a,ale ja wiem lepiej - krzycza³a.- Jak mog³abym wybieraæ? Albo wszyscy, albonikt.- Dlaczego mamy iœæ za tob¹ - zapyta³ sarpancza.- Po tych wszystkich zgonach,dziecku i w ogóle?- Poniewa¿, kiedy wody siê rozst¹pi¹, bêdziecie zbawieni.Wkroczycie w Chwa³êNajwy¿szego.- Jakie wody - wrzasn¹³ mirza Sajjid.- W jaki sposób siê rozst¹pi¹?- IdŸcie za mn¹ - zakoñczy³a Aisza - i os¹dŸcie mnie po ich rozst¹pieniu.Jego propozycja zawiera³a stare pytanie: Jakiej ho³dujesz idei? A ona odp³aci³amu star¹ odpowiedzi¹.Kusi³o mnie, przyznajê, ale oto jestem odrodzona;bezkompromisowa; nieskalana, czysta.***Przyp³yw ju¿ wzbiera³ falami, kiedy Pielgrzymka Aiszy sz³a w dó³ alej¹ zaHoliday Inn, którego okna pe³ne by³y kochanek gwiazd filmowych, u¿ywaj¹cychswoich nowych polaroidów - kiedy pielgrzymi poczuli, ¿e miejski asfalt zmieniasiê w piach, - kiedy znaleŸli siê poœród wysokiej sterty gnij¹cych orzechówkokosowych pustych pude³ek po papierosach koñskiego gówna nieszkodliwych dlaœrodowiska naturalnego butelek skórek owoców meduz i papieru, nad br¹zowawympiaskiem zwiesza³y siê liœcie palm kokosowych i balkony luksusowychapartamentów z widokiem na morze, - wœród grup m³odych mê¿czyzn, którychmiêœnie by³y tak ukszta³towane, ¿e wygl¹dali jak zdeformowani, i którzywykonywali rozmaitego rodzaju æwiczenia gimnastyczne, z pasj¹, jak morderczaarmia tancerzy baletowych, - poprzez grabi¹cych pla¿ê, cz³onków klubów irodziny tych, którzy przyszli tu po to, aby zaczerpn¹æ powietrza lub nawi¹zaækontakty u³atwiaj¹ce robienie interesów lub oczyœciæ ¿ycie z piasku, - i gapilisiê, po raz pierwszy w swoim ¿yciu, na Morze Arabskie.Mirza Sajjid zobaczy³ Miszal, podtrzymywali j¹ dwaj wieœniacy, poniewa¿ niemog³a ustaæ ju¿ o w³asnych si³ach.Aisza sta³a tu¿ za ni¹, i Sajjidowi wydawa³osiê, ¿e prorokiniê w pewnym stopniu raduje fakt, ¿e Miszal umiera, ¿e ca³ajasnoœæ uleci z jej cia³a, przybieraj¹c mitologiczny kszta³t i zostawiaj¹c zasob¹ ziemsk¹ pow³okê na zatracenie.By³ z³y na siebie za to, ¿e on równie¿ da³siê zaraziæ supernaturalizmem Aiszy.Wieœniacy z Titlipur po d³ugich dyskusjach zgodzili siê dalej iœæ za Aisz¹,chocia¿ prosili j¹ wczeœniej o to, aby zrezygnowa³a z wyprawy.Zdrowy rozs¹dekpodpowiedzia³ im, ¿e by³oby g³upio wycofaæ siê teraz, kiedy zaszli tak daleko is¹ prawie u celu; ale ogarnê³y ich nowe w¹tpliwoœci.By³o teraz tak, jakbywynurzyli siê z jakiegoœ Szangri-La dzie³a Aiszy, poniewa¿ teraz raczejspacerowali ni¿ pod¹¿ali za ni¹, choæ z ka¿dym krokiem zdawali siê starzeæ imarnieæ.Kiedy dotarli do morza, byli ju¿ tylko zbieranin¹ okaleczonych,kulej¹cych, rozgor¹czkowanych reumatyków z przekrwionymi oczyma i mirza Sajjidzastanawia³ siê, ilu z nich zdo³a przejœæ kilka koñcowych jardów dziel¹cychich od wody.Motyle wci¹¿ by³y z nimi, wysoko nad ich g³owami.- I co teraz, Aiszo? - zawo³a³ Sajjid, przepe³niony okropn¹ wizj¹ œmierciswojej ukochanej ¿ony pod kopytami kucyków i spojrzeniami sprzedawców napojóworzeŸwiaj¹cych.- Przywiod³aœ nas wszystkich na krawêdŸ istnienia, ale otoniezaprzeczalny fakt morze.Gdzie jest teraz twój anio³?Dziewczyna wspiê³a siê przy pomocy wieœniaków na niepotrzebny kosz, stoj¹cytu¿ przy budce z napojami orzeŸwiaj¹cymi, nie odpowiedzia³a Sajjidowi od razu,uczyni³a to dopiero wtedy, kiedy mog³a spojrzeæ na niego z góry.- Gibrilpowiada, ¿e morze jest jak nasze dusze.Kiedy je otworzymy, znajdziemy m¹droœæ.Jeœli potrafimy rozewrzeæ nasze serca, potrafimy to samo uczyniæ z morzem.- Rozst¹pienie by³o klêsk¹ na l¹dzie - kpi³ Sajjid.- Wielu ludzi zmar³o, jakzapewne pamiêtasz.Myœlisz, ¿e w wodzie bêdzie inaczej?- Ciii - odezwa³a siê nagle Aisza.- Anio³ jest bardzo blisko.By³o to w gruncie rzeczy zdumiewaj¹ce, ¿e pomimo ca³ej uwagi, jak¹ na sobieskupiali, t³um na pla¿y by³ niewielki, ale i tak miejscowe w³adze podjê³ydaleko id¹ce œrodki ostro¿noœci, z zamkniêciem dróg i objazdami w³¹cznie, takwiêc na pla¿y sta³o oko³o dwustu gapiów.Nie by³o siê czego obawiaæ.To, co by³o dziwne, to fakt, ¿e ci ludzie nie widzieli ani motyli, ani tego, cozrobi³y póŸniej.Mirza Sajjid natomiast pilnie obserwowa³ wielk¹ œwietlist¹chmarê unosz¹c¹ siê nad morzem; odpoczynek; wzlot; i formuj¹c¹ siê w olbrzymieistnienie; pulsuj¹cego olbrzyma z³o¿onego z malutkich wibruj¹cych skrzyde³ek,rozci¹gaj¹cego siê od horyzontu po horyzont, wype³niaj¹cego niebosk³on.- Anio³! - zawo³a³a Aisza do pielgrzymów.- Teraz widzicie! Ca³y czas by³ wœródnas.Czy teraz mi wierzycie?! - Mirza Sajjid zauwa¿y³ nawrót wiaryu pielgrzymów.- Tak - szlochali, b³agaj¹c Aiszê o przebaczenie.- Gibril! Gibril! Ya Allah.Mirza Sajjid jeszcze raz spróbowa³ zasiaæ ziarno sceptycyzmu.- Chmuryprzybieraj¹ ró¿ne kszta³ty - krzycza³.- S³oni, gwiazd filmowych,czegokolwiek.Spójrzcie, nawet teraz siê zmienia.- Ale nikt nie zwraca³ naniego uwagi; obserwowali, pe³ni zachwytu, jak motyle zanurzy³y siê w morzu.Wieœniacy krzyczeli, tañcz¹c z radoœci.- Rozst¹pienie! Rozst¹pienie! - Naoczniœwiadkowie zawo³ali do mirzy Sajjida: - Hej, panie, co ich tak rajcuje? Myniczego nie widzimy.Aisza ruszy³a w kierunku wody i Miszal pod¹¿y³a za ni¹, ci¹gniêta przez dwóchludzi.Sajjid dopad³ jej i zacz¹³ si³owaæ siê z wieœniakami.- Zostawcie moj¹¿onê! Natychmiast! Niech was szlag! Jestem waszym zamindarem.Puœæcie j¹; preczz tymi brudnymi ³apami! - Ale Miszal wyszepta³a: - Nie zrobi¹ tego.OdejdŸ,Sajjidzie.Ty jesteœ zamkniêty.Morze otwiera siê tylko dla tych, którzyotwieraj¹ serca.- Miszal! - wrzasn¹³, ale jej stopy obmywa³a ju¿ woda.Kiedy tylko Aisza wesz³a do wody, wieœniacy rozpoczêli wyœcig.Ci, którzy sami nie mogli, biegli wsparci na ramionach sprawniejszych.Matki zTitlipur, z dzieæmi na rêkach wpada³y do wody; wnuki nios³y babcie i wskakiwa³yz nimi w fale.W ci¹gu kilku minut ca³a wieœ znajdowa³a siê w wodzie,prychaj¹c, padaj¹c, wstaj¹c, id¹c pewnie naprzód, do horyzontu, nie ogl¹daj¹csiê na brzeg.Mirza Sajjid tak¿e wszed³ do wody.- Wracaj - b³aga³ ¿onê.- Nicsiê nie dzieje; wracaj.Na brzegu stali pani Kurajszi, Osman, sarpancza, Sri Sriniwas.Matka Miszalteatralnie szlocha³a: - O Bo¿e, dzieci¹tko, moja dziecinka.Co z ni¹ bêdzie? -Osman odpar³: - Kiedy stanie siê jasne, ¿e nie ma ¿adnych cudów, wróc¹.- A motyle? - zapyta³ przekornie Sriniwas.- Czym by³y? Przywidzeniem?Powoli dociera³o do nich, ¿e wieœniacy nie wróc¹.- Ju¿ nied³ugo strac¹ gruntpod nogami - powiedzia³ sarpancza.- Ilu z nich potafi p³ywaæ? - zapyta³a paniKurajszi pochlipuj¹c.- P³ywaæ? - zawy³ Sriniwas.- A od kiedy to wiejski ludekpotrafi p³ywaæ? - Krzyczeli na siebie, tak jakby byli oddaleni o mile,przeskakiwali z nogi na nogê, cia³a przygotowywa³y siê do wejœcia w wodny¿ywio³, aby uczyniæ cokolwiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]