[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W koñcu chwiejnym krokiem podszed³ do najbli¿szegopara­wanu; i w tym momencie pojawi³a siê twarz oficera imigracyjnego, Steina,zupe³nie na-wzór-Kota-z-Cheshire, pomiêdzy dwoma ekrana­mi na lewo od niego;zaraz za twarz¹ sz³a reszta tego faceta, który podejrzanie szybko zasun¹³parawany za sob¹.- Czujemy siê lepiej? - zapyta³ Stein, wci¹¿ szeroko siê uœmie­chaj¹c.- Kiedy bêdê móg³ zobaczyæ siê z lekarzem? Kiedy bêdê móg³ iœæ do toalety?Kiedy bêdê móg³ sobie st¹d pójœæ? - zapyta³ Czamcza pospiesznie.Zrównowa¿onaodpowiedŸ Steina: lekarz pojawi siê nie­bawem; siostra Philips przyniesiebasen; bêdzie móg³ st¹d wyjœæ, skoro tylko wyzdrowieje.- Cholernie ³adnie ztwojej strony, ¿e z³apa­³eœ tê chorobê p³uc - doda³ Stein z wdziêcznoœci¹autora, którego bohater nieoczekiwanie rozwi¹za³ delikatny problem techniczny.-Czyni to ca³¹ historiê o wiele bardziej przekonywaj¹c¹.Wydaje siê, ¿e by³eœtak chory, ¿e w koñcu sam zemdla³eœ.Nasza dziewi¹tka pamiêta to doskonale.Dziêki.- Czamcza nie móg³ znaleŸæ odpo­wiednich s³Ã³w.- Aha, i jeszcze jedno.- ci¹gn¹³ Stein.- Ta stara baba, pani Diamond.Znaleziono j¹ martw¹ we w³asnym³Ã³¿ku, zimn¹ jak lód, a ten drugi d¿entelmen po prostu siê rozp³yn¹³.Mo¿liwoœædoko­nania przestêpstwa nie zosta³a jak dot¹d wykluczona.- Na zakoñczenie - powiedzia³ przed znikniêciem na dobre z no­wego ¿yciaSaladyna - proponujê, panie Obywatelu Saladyn, ¿ebyœ nie zadawa³ sobie trudu zwnoszeniem skargi.Wybacz, ¿e mówiê bez ogródek, ale ze swoimi maleñkimiró¿kami i wielkimi kopytami nie wygl¹da³byœ na najbardziej wiarygodnegoœwiadka.A teraz, do wi­dzenia.Saladyn Czamcza zamkn¹³ oczy, a kiedy je otworzy³, jego prze­œladowca zamieni³siê w pielêgniarkê i fizjoterapeutkê, Hiacyntê Phi­lips.- Czemu chcesz chodziæsam? - zapyta³a.- Co dusza zapragnie, poproœ mnie, Hiacyntê, i zobaczymy, cosiê da za³atwiæ.***- Pssst.Tej nocy, w zielonkawym œwietle tajemniczej instytucji, Salady­na zbudzi³osyczenie rodem z hinduskiego bazaru.- Pssst.Ty, Belzebub.ObudŸ siê.Sta³a przed nim postaæ tak nieprawdopodobna, ¿e Czamcza chcia³ schowaæ g³owêpod poduszkê; jednak nie móg³, mo¿e dlatego, ¿e nie by³ sob¹.? - Zgadza siê -powiedzia³ stwór.- Widzisz, nie jesteœ sam.Mia³ zupe³nie normalne ludzkie cia³o, tylko w miejscu g³owy znajdowa³ siê ³ebdzikiego tygrysa, z potrójnym rzêdem zêbów.- Stra¿nicy nocnej zmiany czêstoprzysypiaj¹ - wyjaœni³.- Dlatego mo¿emy ze sob¹ pogadaæ.I w³aœnie wtedy na jednym z ³Ã³¿ek - ka¿de ³Ã³¿ko, Czamcza wie­dzia³ to ju¿teraz, zas³oniête by³o parawanem - ktoœ zajêcza³ g³oœno: - Och, czy ktokolwiektak cierpia³! - i cz³owiek-tygrys albo mantykora, jak sam siebie zwa³, warkn¹³poirytowany.- Ach, ten jêcz¹cy Mumia Liza - wykrzykn¹³.- Przecie¿ nic mutakiego nie zrobili, jedynie pozbawili wzroku.- Kto zrobi³ coœ takiego? - Czamcza by³ wstrz¹œniêty.- Rzecz w tym - ci¹gn¹³ dalej mantykora - czy zamierzasz to cierpliwie znosiæ?Saladyn wci¹¿ nie wiedzia³, co o tym myœleæ.Ten drugi sugero­wa³ chyba, ¿e tewszystkie mutacje s¹ sprawk¹ - czyj¹? Jak to jest mo¿liwe? - Nie rozumiem -odwa¿y³ siê.- Kogo mo¿na winiæ.NajwyraŸniej zawiedziony mantykora zazgrzyta³ swoimi trzema rzêdami zêbów.- Ztej strony le¿y kobieta - powiedzia³ - która obecnie jest raczej indyjskimbawo³em domowym.S¹ tu biznesmeni z Nigerii, którym wyros³y ogony twarde jakkij ¿ebraczy.Jest grupa turystów z Senegalu, którzy w³aœnie przesiadali siê zsamolotu na samolot, kiedy zostali zamienieni w oœliz³e wê¿e.Ja sam robiê wciu­chach; przez ostatnich kilka lat by³em dobrze p³atnym modelem, mieszka³em wBombaju, mia³em do noszenia ca³¹ kolekcjê garnitu­rów i koszul.A teraz ktomnie zatrudni? - wybuchn¹³ nag³ym i nie­oczekiwanym p³aczem.- Dobrze ju¿,dobrze - powiedzia³ odruchowo Czamcza.- Wszystko siê dobrze u³o¿y, jestempewien.Odwagi.Stwór uspokoi³ siê.- Rzecz w tym - powiedzia³ z zawziêtoœci¹ - ¿e czêœæ z nasnie chce d³u¿ej tego tolerowaæ.Zamierzamy wyrwaæ st¹d, zanim nie zmieni¹ nas wcoœ gorszego.Noc w noc czujê, ¿e coraz to inna czêœæ mnie zaczyna siêprzeistaczaæ.Na przyk³ad zacz¹³em na okr¹g³o puszczaæ wiatry.Przepraszambardzo.wiesz, co mam na myœli? A propos, spróbuj tych.- Wsun¹³ Czamczy dorêki paczuszkê ekstra-mocnych cukierków miêtowych.- Pomog¹ ci na zapach z ust.Przekupi³em jednego ze stra¿ników, ¿eby przyniós³ ma³y zapasik.- Ale jak oni to robi¹? - dopytywa³ siê Czamcza.- Oni nas opisuj¹ - wyszepta³ ten drugi uroczyœcie.- I to wszy­stko.Posiadaj¹moc opisywania, a my ulegamy obrazom, które oni konstruuj¹.- Trudno w to uwierzyæ - upiera³ siê Czamcza.- Mieszkam tu od wielu lat inigdy przedtem mi siê to nie przydarzy³o.- Zamilk³, poniewa¿ zobaczy³, ¿emantykora patrzy na niego zwê¿onymi, nieuf­nymi oczyma.- Od wielu lat? -zapyta³.- Jak to jest mo¿liwe? - A mo¿e jesteœ kapusiem? - Tak, tak,szpiegiem?W³aœnie w tej chwili z drugiego koñca oddzia³u dobieg³y ich jêki.- Puœciæ mnie- wy³ kobiecy g³os.- O Jezu, chcê wyjœæ.Jezus Maria, ja muszê wyjœæ, puœciemnie, o Bo¿e, o Jezu.- Wilk o bardzo lubie¿­nym wygl¹dzie wetkn¹³ ³eb miêdzyparawany Saladyna i ponagli³ mantykorê do odejœcia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl