[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrafi³ w jakiœ niewyt³umaczalny sposób skupiaæ na sobie tyleuwagi i wzbudzaæ taki szacunek, jak gdyby naprawdê by³ profesorem, JakubemPa-ganelem.Dochodziliœmy do pó³nocnych wybrze¿y Szkocji.Pierwszy otrzymany namiar radiowyz Butt of Lewis wykreœlony na mapie przeszed³ tu¿ ko³o ledwie dostrzegalnegopunktu, postawionego na mapie przez kapitana.Nasza oficjalna pozycja by³adu¿o, du¿o dalej.Statek id¹cy przed nami nadawa³ przez radio, ¿e nie ma ju¿ mg³y.Rzeczywiœcie,wkrótce wy³oni³ siê Cape Wrath (Przyl¹dek Gniewu), ponura czarna ska³awygl¹daj¹ca jak miejsce S¹du Ostatecznego na ilustracji ze starej Biblii.Mieliœmy teraz do przejœcia szkock¹ Charybdê, cieœninê Pentland, której brzegidekoruj¹ liczne wraki statków.Cieszyliœmy siê, ¿e nie ma mg³y i ¿e niepotrzebujemy iœæ gór¹ nad Orkadami.Co prawda mg³a w Pent-landzie jestrzadkoœci¹.Ten brak mg³y „nagradzany” jest zim¹ œnie¿ycami, podczas którychwidaæ jeszcze mniej ni¿ w najgêstszej mgle.Nie zd¹¿yliœmy jeszcze nacieszyæ siê cisz¹, gdy po miniêciu Pentlandu znówwpadliœmy w mg³ê.Kapitan ponownie przeniós³ siê na mostek.Zaczyna³a siêplaga Morza Pó³nocnego - rybacy.Niejeden z nas pe³ni¹c s³u¿bê na mostku, gdywchodzi³ w „weso³e miasteczko” œwiate³ dziesi¹tków po³awiaj¹cych trawlerów,czyni³ œlub: „nigdy do ust kawa³ka ryby morskiej, nawet œledzia, byle nie by³orybaków”, W czasie mg³y jednak rybacy przezornie schodzili z uczêszczanychszlaków.Tak ju¿ przywykliœmy do mg³y, i¿ gotowi byliœmy s¹dziæ, ¿e s³oñce i gwiazdyistniej¹ wy³¹cznie w bajkach dla dzieci.Wreszcie dotarliœmy do Kopenhagi.Pooddaniu pasa¿erów i ³adunku pilot, który zjawi³ siê na mostku, oœwiadczy³, ¿enie mo¿emy jeszcze wyjœæ.Na pytanie „Dlaczego”, odpowiedzia³ - „Mg³a!”Wprawi³o to wszystkich na mostku w dobry humor.Pilot ¿achn¹³ siê trochê widz¹cnas rozbawionych, ale sam siê rozeœmia³, skoroœmy mu powiedzieli, ¿e od NowegoJorku nic innego nie by³o.Wyszliœmy jakoœ z Kopenhagi, z tym ¿e zamiast do Gdyni skierowano nas wprost doGdañska, na dok.Gdyœmy przycumowali w Gdañsku do nabrze¿a, ukaza³o siês³oñce.Paganel czu³ siê œwietnie.Myœla³em o chwili, gdy uda mi siê wyrwaæ w niedzielêgdzieœ na pola i po¿egnaæ mi³ego towarzysza, który rozpocznie nowe ¿ycie w nieznanym kraju.Jak mu siê tutaj spodoba?Na razie mia³em tylko niewiele wolnych chwil, mog³em go jedynie nakarmiæ iprzespaæ siê.Dopiero trzeciego dnia wieczorem uda³o mi siê pojechaæ do domu,do Gdyni.Wróciæ musia³em na godzinê szóst¹ rano.Ba³em siê zabieraæ ze sob¹Paganela, by go nie zgnieœæ w drodze.Chcia³em w najbli¿sz¹ niedzielê zawieŸægo w okolice, gdzie lasy podobne s¹ do kanadyjskich, Wychodz¹c z kabinyzapali³em mu lampê, pod któr¹ tak lubi³ siedzieæ w czasie podró¿y.Pod lamp¹po³o¿y³em sa³atê i na spodecz-ku wyciœniêty sok z jab³ka.Pierwszy razzostawia³em Paganela na tak d³ugi czas samego.Przykro mi by³o.Nie w¹tpi³em,¿e bêdzie siê nudzi³ beze mnie,,.Wróci³em nastêpnego dnia o szóstej.Gdy wszed³em do kabiny, zobaczy³em Paganelale¿¹cego na biurku.Sok by³ wypity, jab³ko nadgryzione, a brzuszek Paganelarozdêty.Ma³y mój przyjaciel skoñczy³ sw¹ ziemsk¹ wêdrówkê w postaci konikapolnego.Dok¹d nieustraszony pod¹¿y³ teraz?Postanowi³em post¹piæ z jego szcz¹tkami tak, jak siê postêpowa³o na starych¿aglowcach, gdy któryœ z ¿eglarzy odszed³ w swój wieczny rejs.Jegodotychczasow¹ ziemsk¹ postaæ oddawano morzu.Znalaz³em ma³e pude³eczko i obci¹¿y³em je odpowiednio.Wspania³y pancerzPagane³a owiniêty w kawa³ek materia³u flagowego w³o¿y³em do œrodka.Poszed³emna rufê.W momencie gdy us³ysza³em gwizdek „do bandery”, puœci³em pude³eczko dowody.Na stoj¹cych wokó³ jednostkach bi³y jednoczeœnie dzwony.Na naszymstatku wszyscy stali na bacznoœæ, zwróceni twarzami do rufy.Oficerowiesalutowali.Zanim dzwony skoñczy³y biæ godzinê ósm¹, a bandera znalaz³a siê namiejscu, znikn¹³ ostatni pierœcieñ fali, która zamknê³a siê nad Paganelem.Na mostku spotka³em kapitana.Popatrzy³ na mnie uwa¿nie i spyta³:- Znaczy, co siê sta³o? Czy pan chory?- Pochowa³em, panie kapitanie, Jakuba Paganela - odpowiedzia³em zamyœlony, niezdaj¹c sobie na razie sprawy z tego, co mówiê.- Znaczy, jakiego Jakuba Paganela? - spyta³ ze wspó³czuciem.Nikomu nie mówi³em o Paganelu, by go nie naraziæ na ciekawoœæ.Teraz, gdychcia³em sprawê wyjaœniæ, nie by³em pewny, czy kapitan pamiêta, ¿e JakubPaganel to jeden z bohaterów ksi¹¿ki „Dzieci kapitana Granta”.- Jakub Paganel, pamiêta pan kapitan, by³ uczestnikiem podró¿y dzieci kapitanaGranta.- Pamiêtam! Znaczy, tylko nie rozumiem, w jaki sposób go pan teraz pochowa³?Musia³em mieæ mocno zmartwiony wyraz twarzy, skoro kapitan pomyœla³, ¿e jestemchory i usi³owa³ zrozumieæ to, co mówiê.Ale znów siê zapowiada³o, ¿e niedojdziemy natychmiast do porozumienia.- To by³ konik polny z Halifaxu.- wyt³umaczy³em.Pomimo ¿e ¿a³owa³em Paganela, zda³em sobie w tej chwili sprawê, ¿e wik³am siê wnow¹ historiê z kapitanem.Wyraz twarzy kapitana by³ nieokreœlony.Resztkiwspó³czucia by³y jeszcze widoczne, ale co dalej?- W Halifaxie znalaz³em na mostku konika polnego i zabra³em go do kabiny.Ca³¹podró¿ odby³ z nami i bardzo siê oswoi³.Gdy wróci³em dziœ, Paganel nie ¿y³.- Znaczy, co Paganel ma wspólnego z konikiem polnym?- Nazwa³em konika polnego Jakubem Paganelem.- Znaczy, dlaczego pan go tak nazwa³?OdpowiedŸ na to pytanie zaczyna³a wkraczaæ na tory bardzo d³ugiej i bardzozawi³ej rozmowy.W tej chwili podesz³o do kapitana kilku in¿ynierówstoczniowych.- Znaczy, na razie dziêkujê panu - powiedzia³ mi i na tym historia Paganelaurwa³a siê na zawsze.ORTODROMAZ Gdyni do Nowego Jorku chodzi³y nasze transatlantyki przez Kopenhagê.Pominiêciu Skagen trzyma³y kurs na cieœninê Pentland pomiêdzy Szkocj¹ i Orkadami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]