[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Mo­rze.– Po­ło­ży­ła blok i kred­ki na mych ko­la­nach.– Bar­bie po­je­cha­ła do swe­go domu na pla­ży Ma­li­bu.– Na­ry­so­wa­ła fa­li­stą nie­bie­ską li­nię nad zyg­za­ka­mi.– To bar­dzo da­le­ko.Mu­sie­li po­je­chać jej ja­gu­arem.– I to wła­śnie jest ta li­nia? – Do­tknę­łam pal­cem nie­bie­skich fal.– Nie – od­par­ła zi­ry­to­wa­na, że jej prze­ry­wam.– To żeby po­ka­zać, w co jest ubra­na.Wi­dzisz, jak ona je­dzie do dom­ku na pla­ży Ma­li­bu, wkła­da nie­bie­ski ka­pe­lusz.Więc wszy­scy przy­je­cha­li do dom­ku na pla­ży Ma­li­bu.– Pro­wa­dzi­ła po kart­ce ołó­wek jak lal­kę.– I Bar­bie po­wie­dzia­ła: „Chodź­my po­pły­wać”.A ja po­wie­dzia­łam: „Do­brze, chodź­my”.– Pey­ton wy­bra­ła po­ma­rań­czo­wą kred­kę.– I Bar­bie po­wie­dzia­ła: „Chodź­my!”, i po­szły­śmy pły­wać.Za­czę­ła szyb­ko ry­so­wać rząd uko­śnych zyg­za­ków.– Czy to jej ko­stium ką­pie­lo­wy? – za­py­ta­łam.– Nie – od­po­wie­dzia­ła.– To Bar­bie.Bar­bie? – po­my­śla­łam, za­sta­na­wia­jąc się nad sym­bo­li­ką zyg­za­ków.Oczy­wi­ście.Wy­so­kie ob­ca­sy Bar­bie.– I na­stęp­ne­go dnia – cią­gnę­ła Pey­ton, wy­bie­ra­jąc żół­to-po­ma­rań­czo­wą kred­kę i ry­su­jąc kol­cza­ste słoń­ca – Bar­bie po­wie­dzia­ła: „Chodź­my na za­ku­py”, a ja po­wie­dzia­łam: „Do­brze, Chodź­my”, i ona po­wie­dzia­ła: „Po­jedź­my sku­te­ra­mi”, i ja po­wie­dzia­łam…Bil­ly Ray wy­je­chał z tu­ne­lu.Rzu­ci­łam się na te­le­fon, gdy tyl­ko za­dzwo­nił.– Więc je­dziesz wła­śnie do De­nver? – za­py­ta­łam.– Nie.W in­nym kie­run­ku.Do Du­ran­go.Kon­fe­ren­cja na te­mat te­le­kon­fe­ren­cji.Za­czą­łem o to­bie my­śleć i po­my­śla­łem, że za­dzwo­nię.Czy cza­sa­mi pra­gniesz cze­goś poza swą pra­cą?– Tak – od­po­wie­dzia­łam skwa­pli­wie, czy­ta­jąc na­zwy kre­dek rzu­co­nych przez Pey­ton.Bar­wi­nek.Krzy­czą­ca zie­leń.Mo­dry błę­kit.– …więc Bar­bie po­wie­dzia­ła: „Cześć, Ken” i Ken po­wie­dział: „Cześć, Bar­bie, chcesz się ze mną umó­wić?” – cią­gnę­ła Pey­ton, z prze­ję­ciem kre­śląc li­nie.– Ja też – oświad­czył Bil­ly Ray.– My­śla­łem so­bie: „Czy wła­śnie tego rze­czy­wi­ście chcę?”– A z owca­mi się nie uda­ło?– Z tar­ghe­esa­mi? Nie, z nimi wszyst­ko w po­rząd­ku.Mia­łem na my­śli to całe far­mer­stwo.Ta pra­ca tak izo­lu­je od lu­dzi.A faks i te­le­fon ko­mór­ko­wy? – po­my­śla­łam.– …więc Bar­bie po­wie­dzia­ła: „Nie chcę być w pau­zie”.– Pey­ton ści­ska­ła czar­ną kred­kę.– „Do­brze, nie mu­sisz”, po­wie­dzia­ła mama Bar­bie.– Czy kie­dyś na­szło cię uczu­cie… – mó­wił Bil­ly Ray – …ta­kie… Nie wiem, jak to na­zwać…Ja wiem, po­my­śla­łam.Świąd.Czyż­by to nie­okre­ślo­ne uczu­cie bra­ku sa­tys­fak­cji też sta­ło się ma­nią, jak ta­tu­aże i fio­le­ty? A je­śli tak, jak to się za­czę­ło?Usia­dłam pro­sto na łóż­ku.– Kie­dy do­kład­nie za­czą­łeś mieć to uczu­cie? – za­py­ta­łam, ale z te­le­fo­nu ko­mór­ko­we­go do­bie­ga­ło już zło­wiesz­cze brzę­cze­nie.– Na­stęp­ny tu­nel – po­in­for­mo­wał Bil­ly Ray.– Po­roz­ma­wia­my o tym ob­szer­niej, kie­dy wró­cę.Chciał­bym coś… – te­le­fon umilkł.O świą­dzie mó­wi­ła mama Lind­say oraz Flip tam­te­go dnia w ka­wiar­ni, i ja też czu­łam wte­dy taką nie­wy­raź­ną ocho­tę, by wy­brać się na ko­la­cję z Bil­lym Ray­em.Czy prze­ka­za­łam mu to uczu­cie jak wi­ru­sa, i czy w ten wła­śnie spo­sób roz­prze­strze­nia­ją się ma­nie: przez za­ka­że­nie?– Two­ja ko­lej – oznaj­mi­ła Pey­ton wy­cią­ga­jąc ja­skra­wo­czer­wo­ną kred­kę.Ra­dy­kal­na czer­wień.– Do­brze.– Wzię­łam kred­kę do ręki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl