[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiœcie s¹ te¿ pewne ró¿nice.Ja ¿yjê.Ty te¿, przynajmniej narazie.NASA sprowadzi nas na Ziemiê za pomoc¹ autopilota.Dopóki ¿yjê, nienacisn¹ guzika i na pewno nie wysadz¹ nas w powietrze.Odczeka³ sekundê.- Nie bêd¹ musieli.Megan poczu³a, ¿e po policzkach sp³yw¹j¹ jej gor¹ce ³zy.Zdawa³a sobie sprawê,¿e krzyczy, ale Reed pozostawa³ niewzruszony.Twarz mia³ nieobecn¹ i zimn¹ jakpodbiegunowy lód.- Wola³bym, ¿ebyœ to nie by³a ty, Megan - mówi³.- Naprawdê.Ale musieliœmywyeliminowaæ Treloara, a ty by³aœ jego dublerk¹.Nie oczekujê, ¿e mniezrozumiesz.Ale poniewa¿ to ja wci¹gn¹³em ciê do programu i da³em ci szansê,winien ci jestem chocia¿ wyjaœnienie.Widzisz, musimy wzmocniæ arsena³ naszejbroni biologicznej.Te wszystkie traktaty rozbrojeniowe, które podpisaliœmy:myœlisz, ¿e Irakijczycy, Libijczycy czy ci z Korei Pó³nocnej siê nimi przejmuj¹? Jasne, ¿e nie.S¹ za bardzo zajêci konstruowaniemw³asnej broni.Ale nareszcie zdobyliœmy coœ, co przebije ka¿d¹ broñ, jak¹ tamcis¹ w stanie wyprodukowaæ.I tylko my to coœ mamy.Wirus.Ciekawi ciê pewnie,czy jest groŸny.Wype³niony nim naparstek wystarczy do zg³adzenia ludnoœcidowolnego kraju œwiata.Wiem, ¿e „naparstek" nie jest okreœleniem naukowym, alena pewno rozumiesz, o czym mówiê.Jeœli mi nie wierzysz, spójrz tylko, co sta³osiê tutaj, na promie.Spójrz, jak b³yskawicznie zaatakowa³, jakie s¹ tegoskutki.Nigdy dot¹d Megan nie czu³a siê tak bezradna.Monotonny g³os Reeda bucza³ jej wuszach jak g³os z nocnego koszmaru.Nie mog³a uwierzyæ, ¿e s³owa te wypowiadacz³owiek, którego zna³a, jej kolega, jej nauczyciel, ktoœ, komu bezgranicznieufa³a.On zwariowa³.Nic wiêcej nie chcê wiedzieæ.I muszê siê st¹d jakoœ wydostaæ!Reed jakby czyta³ w jej myœlach.- Zamykaj¹c siê tam, odwali³aœ za mnie kawa³ roboty.Resztê zrobi ogieñ.Niewspomnia³em o tym? Widzisz, kiedy wyl¹dujemy, bêdzie wielkie zamieszanie.Ci zHouston bêd¹ myœleli tylko o jednym: jak mnie st¹d bezpiecznie wydostaæ.Apotem có¿, jeœli dojdzie do jakiejœ eksplozji.- Wzruszy³ ramionami.-Przejdziesz do historii, Megan.Nigdy ciê nie zapomnê.Ani ciebie, ani tamtych.I patrz¹c jej prosto w oczy, po³¹czy³ siê z Ziemi¹.- Houston, tu Reed.Czy mnie s³yszycie?S³yszymy ciê, Dylan.Mam wiadomoœæ, Harty.Znalaz³em Megan.Nie ¿yje.jak pozostali.Zapad³a cisza.- Zrozumia³em - odezwa³ siê po chwili Landon.- Bardzo mi przykro.Pos³uchaj,opracowujemy ju¿ plan sprowadzenia ciê na Ziemiê.Mo¿esz przejœæ na pok³adpilota¿owy?Tak.Nie bêdziesz nam do niczego potrzebny, ale gdyby coœ posz³o nie tak.Zrozumia³em.Harry?Tak?Otworzy³eœ ju¿ Czarn¹ Ksiêgê?Tak.Doktor Karl Bauer.Tego nazwiska w niej nie ma, ale facet zna siê na wirusachjak nikt na œwiecie.Moglibyœcie skonsultowaæ siê z nim w sprawie kwarantanny.Przyj¹³em.Œci¹gniemy go na l¹dowisko.Przeprowadzamy ju¿ symulacjê wejœcia watmosferê.Kiedy tylko ustalimy najlepsz¹ trajektoriê, damy ci znaæ.Reed uœmiechn¹³ siê lekko, wci¹¿ patrz¹c Megan w oczy.- Zrozumia³em.Tu „Discovery".Bez odbioru.Rozdzia³ 25Œmig³owiec z Camp David wyl¹dowa³ przed terminalem roz³adunkowym bazy si³powietrznych w Andrews.Smith zeskoczy³ na ziemiê i podbieg³ do bia³ejfurgonetki parkuj¹cej przed ma³ym eleganckim samolotem odrzutowym.Witaj, Jon - rzuci³ genera³-major Kirow, patrz¹c, jak ¿o³nierze korpusumedycznego wyci¹gaj¹ z furgonetki nosze.Wszystko posz³o zgodnie z planem?Tak.Ci ludzie - genera³ wskaza³ ¿o³nierzy - przyjechali dok³adnie o czasie.Za³atwili to szybko, bardzo sprawnie.Smith spojrza³ na Iwana Beriê, który le¿a³ na noszach z kocem pod brod¹.- Nic mu nie jest?- Nie.Œrodki uspokajaj¹ce dzia³aj¹ znakomicie.Jon kiwn¹³ g³ow¹.Gdy nosze znalaz³y siê na pok³adzie samolotu, Kirow popatrzy³ na niego i rzek³:- Jestem panu bardzo wdziêczny za pomoc, Jon.Panu i panu Kleinowi.¯a³ujê, ¿enic wiêcej nie mogê zrobiæ.Smith uœcisn¹³ mu rêkê.- Bêdziemy w kontakcie, panie generale.Myœlê, ¿e wyci¹gnêliœmy z nie owszystko, co mogliœmy, ale gdyby powiedzia³ coœ ciekawego.- Pan dowie siê o tym pierwszy - zapewni³ go Kirow.- Do widzenia.Mamnadziejê, ¿e spotkamy siê kiedyœ w przyjemniejszych okolicznoœciach.Jon zaczeka³, a¿ genera³ wsi¹dzie do samolotu i zamknie drzwi.Gdy odrzutowiecpêdzi³ po pasie startowym, on mija³ ju¿ posterunek kontrolny przy bramieg³Ã³wnej.Skrêcaj¹c w kierunku autostrady, powoli zapomina³ o tym, co uda³o imsiê zrobiæ.Myœla³ teraz o przysz³oœci, o tym, co zosta³o jeszcze dozrobienia.W Moskwie by³ œrodek nocy, lecz w biurze Bay Digital Corporation wci¹¿ pali³osiê œwiat³o.W sali konferencyjnej Randi Russell pi³a w³aœnie czwart¹ fili¿ankê kawy, aSasza Rublow œlêcza³ nad komputerem Jona Smitha, próbuj¹c wydrzeæ z niegowszystkie tajemnice.Otoczony pod³¹czonym do laptopa sprzêtem, siedzia³ tak ju¿od ponad siedmiu godzin, od czasu do czasu popijaj¹c colê, ¿eby nie straciæsi³.Randi trzy razy proponowa³a mu, ¿eby od³o¿yli to do rana, a on trzy razyniecierpliwie macha³ rêk¹.- Jestem ju¿ blisko - mamrota³.- Jeszcze tylko kilka minut.Randi wiedzia³a ju¿, ¿e dla Marchewki czas p³ynie inaczej ni¿ dla zwyk³ychœmiertelników.Dopi³a kawê, popatrzy³a na fusy i powiedzia³a:Dobra, wystarczy.Tym razem mówiê powa¿nie.Sasza wyci¹gn¹³ rêkê; drug¹ wci¹¿ pisa³.Zaczekaj.Triumfalnym gestem stukn¹³ w klawisz i osun¹³ siê bezw³adnie na oparciekrzes³a.- Spójrz - powiedzia³ z dum¹.Randi nie wierzy³a w³asnym oczom.Wielki ekran monitora, który przez pó³ nocywype³nia³y niezrozumia³e znaki i symbole, zape³ni³ siê nagle dziesi¹tkamirozszyfrowanych e-maili.- Saszka, jakim cudem.- Pokrêci³a g³ow¹.- Niewa¿ne, i tak bym niezrozumia³a.Marchewka uœmiechn¹³ siê szeroko.W³aœciciel laptopa u¿ywa³ Carnivore'a, najnowszego programu szyfruj¹cego FBI.-Podejrzliwie zmru¿y³ oczy.- Myœla³em, ¿e maj¹ go tylko Amerykanie.Ja te¿ - mruknê³a Randi.Poklika³a myszk¹ i nie wierz¹c w to, co widzi, powoli przewinê³a ekran.Przymierze Kasandry.Co to, do diab³a, jest?Wróciwszy do Bethesda, Jon zrobi³ sobie kilka kanapek i zaniós³ je do gabinetu.Dom przesi¹k³ zapachem narkotyków i zwierzêcego strachu z³amanego psychiczniecz³owieka.Smith otworzy³ okno i siêgn¹³ po akta, które da³ mu NathanielKlein.Travis Nichols i Patrick Drake.Obaj byli sier¿antami.Obaj pochodzili z tegosamego miasteczka w œrodkowym Teksasie, którego mieszkañcy albo szli harowaæ napola naftowe, albo zaci¹gali siê do wojska.Zaprawieni w boju weterani, byli wSomalii, w Zatoce, a ostatnio w Nigerii.Raporty sprawnoœciowe z zaawansowanego kursu sztuki wojennej w Fort Benning wGeorgii.Jon przejrza³ je ze wzmo¿onym zainteresowaniem.Nichols ukoñczy³szkolenie z pierwsz¹, a Drake z drug¹ lokat¹.Zimni, twardzi i hardzi, przeszlinastêpnie kilka intensywnych kursów walki wrêcz i.Zniknêli.Dopiero teraz zrozumia³, co Klein mia³ na myœli, mówi¹c, ¿e z akt usuniêtomnóstwo danych.W okresie ich piêcioletniej s³u¿by by³y miesi¹ce, których poprostu nie odnotowano w dokumentach.Wygl¹da³o to tak, jakby Nichols i Drakemieli przerwy w ¿yciorysie.Brakowa³o rozkazów wyjazdu, brakowa³o wszystkiego.Jon wiedzia³, jak pracuj¹ wojskowi i domyœla³ siê, gdzie tamci przepadali.Wamerykañskiej armii dzia³a³y tak zwane jednostki specjalne.Najbardziej jawn¹ znich byli rangersi.Ale by³y te¿ inne, do których werbowano najbardziejdoœwiadczonych i zaprawionych w boju ¿o³nierzy.W Wietnamie operowali w LongRange Reconnaissance Patrols, Patrolach Dalekiego Zwiadu; w innych czêœciachœwiata nie mieli nawet nazwy.Smith s³ysza³ o trzech takich jednostkach, lecz podejrzewa³, ¿e musi byæ ichwiêcej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]