[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ten sposób dasz królowi dowód, ¿e nie pob³¹dzi³em wwyborze.Twemu s³owu zawierzam moje dobre imiê, mo¿e nawet ¿ycie.Nie zawiedŸmnie.- Nie zawiodê – odpar³ Aragorn.Rohirrimowie z oddzia³u Eomera zdumieli siê, gdy dowódca kaza³ oddaæ zbywaj¹cekonie trzem obcoplemieñcom; ten i ów patrza³ na intruzów inieufnie spode ³ba,lecz tylko Eothain oœmieli³ siê odezwaæ g³oœno:- Godzi siê mo¿e daæ wierzchowca temu dostojnemu panu, który, jak powiada,nale¿y do plemienia Gondoru – rzek³ – ale nikt jeszcze nie s³ysza³, ¿eby koniaz Marchii dosiada³ krasnolud.- Nikt nie s³ysza³ i nigdy nie us³yszy, b¹dŸ spokojny – odpar³ Gimli.– Wolêchodziæ piechot¹, ni¿ wdrapywaæ siê na grzbiet takiego wielkiego zwierzaka,nawet gdybyœ mnie prosi³, a tym bardziej jeœli mi go ¿a³ujesz.- Musisz siê zgodziæ, inaczej opóŸnia³byœ poœcig – rzek³ Aragorn.- Nie trap siê, Gimli, przyjacielu – powiedzia³ Legolas.– Si¹dziesz na jednegokonia ze mn¹.Tak bêdzie najlepiej.Nie tobie Rohirrimowie po¿ycz¹ wierzchowcai nie ty bêdziesz siê z nim para³.Aragorn dosiad³ zaraz konia szpakowatej maœci, którego mu przyprowadzono.- Wabi siê Hasufel – wyjaœni³ Eomer.– Niech ci s³u¿y dobrze i z wiêkszymszczêœciem ni¿ poprzedniemu panu, Garulfowi.Mniejszy i l¿ejszy wierzchowiec, ofiarowany Legolasowi, zdawa³ siê narowisty ip³ochliwy.Na imiê mia³ Arod.Legolas poprosi³ jednak Rohirrimów, ¿eby zdjêli zniego siod³o i uzdê.- Mnie tego nie potrzeba – rzek³ wskakuj¹c lekko na koñski grzbiet.Ku powszechnemu zdumieniu Arod nie tylko da³ siê Legolasowi dosi¹œæ bez oporu,lecz na jedno jego s³owo pos³usznie spe³nia³ wszelkie ¿yczenia.Tak bowiem elfyob³askawiaj¹ ka¿de szlachetne zwierzê.Kiedy z kolei Gimlego posadzono nakonia, krasnolud przylgn¹³ do przyjaciela, czuj¹c siê równie nieswojo jakniegdyœ Sam Gamgee w ³odzi.- Szczêœliwej drogi, obyœcie znaleŸli swoj¹ zgubê! – zawo³a³ Eomer.– Awracajcie jak najprêdzej i niech odt¹d nasze miecze b³yszcz¹ ju¿ zawsze wjednym szeregu!- Wrócê! – odkrzykn¹³ Aragorn.- ja tak¿e – powiedzia³ Gimli.– Jeszczeœmy z tob¹ nie skoñczyli rozmowy oLeœnej Pani.Muszê wróciæ, ¿eby ciê nauczyæ grzecznoœci.- Zobaczymy – odpar³ Eomer.– Tyle dziwnych rzeczy zdarzy³o siê ostatnimiczasy, ¿e mo¿e nie powinienem siê dziwiæ, jeœli krasnolud toporkiem chce miwbijaæ do g³owy czeœæ dla piêknych pañ.Wracaj zdrowy!Tak siê rozstali.Œcig³e by³y konie ze stadnin Rohanu.Gdy po krótkiej chwiliGimli rzuci³ okiem wstecz, oddzia³ Eomera ledwie by³o widaæ na widnokrêgu.Aragorn nie ogl¹da³ siê za siebie; mimo pêdu pilnie wypatrywa³ znaków na ziemii cwa³owa³ pochylony, z g³ow¹ na szyi Hasufela.Wkrótce mknêli brzegiem RzekiEntów i tu odnaleŸli wydeptany ze wschodu, od p³askowy¿u, drugi szlak, o którymwspomina³ Eomer.Aragorn zsiad³ z konia i z bliska przyjrza³ siê tropom, potem znów wskoczy³ nasiod³o i odjecha³ w bok ku wschodowi, trzymaj¹c siê wci¹¿ skraju wydeptanegoszlaku i uwa¿aj¹c, by nie zatrzeæ œladów.Raz jeszcze zsiad³, zbada³ dok³adniegrunt i przeszed³ kawa³ek drogi tam i z powrotem piechot¹.- Niewiele siê dowiedzia³em – rzek³ powróciwszy do towarzyszy.– Na g³Ã³wnymszlaku jeŸdŸcy Rohanu zatarli kopytami koni œlady orków.St¹d banda ci¹gnê³achyba w dalsz¹ drogê bli¿ej rzeki.Lecz trop od wschodu jest œwie¿y i wyraŸny.¯aden œlad nie wskazuje, by ktoœ zawróci³ nad Anduinê.Trzeba teraz jechaæwolniej i upewniæ siê, czy nigdzie nie widaæ œladów odchodz¹cych w bok odgromady.Orkowie, gdy tu doszli, musieli ju¿ wiedzieæ, ¿e s¹ œcigani; mo¿liwe,¿e próbowali pozbyæ siê jeñców lub zabezpieczyæ ich w jakiœ sposób, nim stawiliczo³o przeciwnikom.Tymczasem pogoda zaczê³a siê psuæ.Niskie szare chmury nadp³ynê³y znadp³askowy¿u.Mg³a przes³oni³a s³oñce.Leœne stoki Fangornu majaczy³y corazbli¿ej i coraz ciemniejsze, w miarê jak s³oñce chyli³o siê ku zachodowi.Niespostrzegli nigdzie œladów oddalaj¹cych siê od szlaku w prawo czy w lewo, tylkotu i ówdzie natykali siê na trupy pojedynczych orków, których œmieræ zaskoczy³aw ucieczce; siwe pióra strza³ stercza³y im z pleców lub gardzieli.Wreszcie, dobrze ju¿ pod wieczór, dotarli do skraju lasu i na otwartej polaniemiêdzy pierwszymi drzewami Fangornu ujrzeli wielkie pogorzelisko; popio³y by³yjeszcze gor¹ce i dymi³y.Opodal piêtrzy³ siê stos he³mów, zbroi, strzaskanychtarcz, po³amanych mieczy, ³uków, strza³, dzid i wszelkiego wojennegorynsztunku.Poœródku tkwi³ zatkniêty na pal ogromy ³eb goblina; bia³e god³omo¿na by³o jeszcze rozró¿niæ na popêkanym he³mie.Nieco dalej, w miejscu, gdzierzeka wyp³ywa³a z lasu, wznosi³ siê kurhan, dopiero co, widaæ, usypany; bo nag¹ziemiê okrywa³a œwie¿o wyciêta darñ, w któr¹ wbito piêtnaœcie w³Ã³czni.Aragorn wraz z przyjació³mi przeszuka³ dok³adnie teren w szerokim promieniuwokó³ pobojowiska, lecz ju¿ zmierzcha³o siê i wkrótce wieczór zapad³ ciemny imglisty.Noc nadesz³a, a nie odkryli jeszcze œladu po Meriadoku i Pippinie.- Nic wiêcej nie da siê zrobiæ - rzek³ ze smutkiem Gimli.- Niema³o zagadeknapotkaliœmy, odk¹d wyszliœmy spod Tol Brandir, ale ta wydaje siê jeszczetrudniejsza do rozwi¹zania ni¿ wszystkie poprzednie.Myœlê, ¿e spalone koœcihobbitów zmiesza³y siê z popio³ami orków.Bolesna to bêdzie nowina dla Froda,jeœli do¿yje, by siê o niej dowiedzieæ; bolesna te¿ dla starego hobbita, któryczeka w Rivendell.Elrond sprzeciwia³ siê udzia³owi tych dwóch m³odzików wwyprawie.- Ale Gandalf by³ za tym, ¿eby ich zabraæ - powiedzia³ Legolas.- Sam Gandalf te¿ chcia³ iœæ z anmi, a pierwszy zgin¹³ - odpar³ Gimli.-Zawiod³o go jasnowidzenie.- Gandalf nie opiera³ swoich rad na pewnoœci bezpieczeñstwa dla siebie ani dlainnych - rzek³ Aragorn.- S¹ zadania, które lepiej podj¹æ ni¿ odrzuciæ, choæbyu ich kresu czeka³a zguba.Ale nie zgodzê siê jeszcze st¹d odejœæ.Zreszt¹musimy i tak czekaæ do œwitu.Opodal pobojowiska wybrali na nocleg miejsce pod roz³o¿ystym drzewem, którewygl¹da³o trochê jak kasztan, lecz zachowa³o do tej pory mnóstwo zesz³orocznychliœci, du¿ych i brunatnych, podobnych do wysch³ych d³oni o d³ugich,rozcapierzonych palcach.Ga³êzie szeleœci³y ¿a³oœnie w podmuchach nocnegowiatru.Gimlim dreszcz wstrz¹sn¹³.Mieli z sob¹ ledwie po jednym kocu.- Rozpalmy ognisko - rzek³ krasnolud.- Nie dbam ju¿ o niebezpieczeñstwo.Niechsiê orkowie zlec¹ jak æmy do œwiecy.- Je¿eli ci biedni hobbici b³¹kaj¹ siê po lesie, ogieñ móg³by ich do nasœci¹gn¹æ - popar³ przyjaciela Legolas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]