[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zabraæ mnie? - wybuchn¹³ Hagrid, trzês¹c siê jak osika na wietrze.- Dok¹d?- Nie na d³ugo - powiedzia³ Knot, nie patrz¹c mu w oczy.- To nie jest kara,Hagridzie, to tylko œrodek ostro¿noœci.Jeœli schwytaj¹ kogoœ innego, wypuœcimyciê i przeprosimy.- Ale.nie do Azkabanu? - zachrypia³ Hagrid.Zanim Knot zd¹¿y³ mu odpowiedzieæ, znowu rozleg³o siê g³oœne pukanie do drzwi.Dumbledore wsta³, by otworzyæ.Tym razem Harry dosta³ ³okciem w ¿ebra, bowyda³ z siebie zduszony okrzyk.Do chatki Hagrida wkroczy³ Lucjusz Malfoy, spowity w d³ugi p³aszcz podró¿ny, zzimnym i zadowolonym uœmiechem na twarzy.Kie³ zacz¹³ warczeæ.- Knot, ty ju¿ tutaj? - powiedzia³ na powitanie.- Dobrze, bardzo dobrze.- Czego tu chcesz? - rykn¹³ ze z³oœci¹ Hagrid.- Wynocha z mojego domu!- Mój poczciwy cz³owieku, wierz mi, przebywanie w twoim.ee.jak mówisz.domu.nie sprawia mi najmniejszej przyjemnoœci - powiedzia³ Lucjusz Malfoy,rozgl¹daj¹c siê po izbie z pogard¹.- Po prostu powiedziano mi w szkole, ¿edyrektor jest tutaj.- A czego w³aœciwie ode mnie chcesz, Lucjuszu? - zapyta³ Dumbledore uprzejmymtonem, ale w jego oczach wci¹¿ p³on¹³ ogieñ.- To okropne, Dumbledore - wycedzi³ pan Malfoy, wyci¹gaj¹c d³ugi zwój pergaminu- ale rada nadzorcza uzna³a, ¿e najwy¿szy czas, aby ciê zawiesiæ w wykonywaniuobowi¹zków dyrektora.Oto uchwa³a w tej sprawie.Znajdziesz pod ni¹wszystkie dwanaœcie podpisów.Obawiamy siê, ¿e straci³eœ kontrolê nad tym, cotu siê dzieje.Do ilu napaœci ju¿ dosz³o? A dzisiaj rano dwie kolejne, prawda?Jak tak dalej pójdzie, w Hogwarcie nie zostanie ani jedna osoba mugolskiegopochodzenia, a wszyscy wiemy, jaka by to by³a straszna strata dla szko³y.- Och.Lucjuszu.poczekaj.zaraz.- wyj¹ka³ Knot, wyraŸniezaniepokojony.- Dumbledore zawieszony.nie, nie.tego by nam tylkobrakowa³o.- Mianowanie.odwo³anie.albo zawieszenie.dyrektora szko³y nale¿y douprawnieñ rady nadzorczej, Knot - powiedzia³ pan Malfoy spokojnie.- A poniewa¿Dumbledore'owi nie uda³o siê powstrzymaæ tych ataków.- Ale¿, Lucjuszu, jeœli Dumbledore nie jest w stanie ich powstrzymaæ -powiedzia³ Knot, a szczêka pokry³a mu siê kroplami potu - to kto tego dokona?- Nad tym siê zastanowimy - odpowiedzia³ pan Malfoy z obleœnym uœmiechem.-Skoro jednak dwanaœcie g³osów pad³o za.Hagrid zerwa³ siê na nogi.Jego kud³ata czarna czupryna zamiot³a sufit.- A ilu z nich zaszanta¿owa³eœ, albo im zagrozi³eœ, zanim siê zgodzili, co? -rykn¹³.- No, no, no.Hagridzie, wiesz, co ci powiem? Podobne zachowanie mo¿e ci wnajbli¿szej przysz³oœci przysporzyæ powa¿nych k³opotów.W ka¿dym razie nieradzi³bym ci tak wrzeszczeæ na stra¿ników Azkabanu.Im na pewno to siê niespodoba.- Nie mo¿ecie zabraæ Dumbledore’a! - krzykn¹³ Hagrid takim g³osem, ¿e Kie³schowa³ siê do koszyka, skaml¹c cicho.- Jak go zabierzecie, urodzeni wœródmugoli nie bêd¹ tutaj mieli najmniejszej szansy! Dojdzie do nowych mordów!- Uspokój siê, Hagridzie - powiedzia³ Dumbledore ostrym tonem, patrz¹c naLucjusza Malfoya.- Jeœli rada nadzorcza pragnie, bym siê usun¹³, Lucjuszu, to oczywiœcieodejdê.- Ale.- wyj¹ka³ Knot.- NIE! - rykn¹³ Hagrid.Dumbledore nie spuszcza³ swoich jasnych, niebieskich oczu z zimnych, szarychoczu Lucjusza Malfoya.- Jednak przekonacie siê - powiedzia³ Dumbledore, bardzo powoli i bardzowyraŸnie, ¿eby dotar³o do nich ka¿de jego s³owo - ¿e naprawdê opuszczê szko³êtylko wtedy, kiedy ju¿ nikt w ca³ym Hogwarcie nie pozostanie mi wierny.Przekonacie siê równie¿, ¿e ci, którzy o pomoc poprosz¹, zawsze j¹ otrzymaj¹.- Godny podziwu sentyment - powiedzia³ Malfoy, chyl¹c g³owê.- Bêdzie nambrakowaæ twoich.ee.wyj¹tkowo oryginalnych metod kierowania szko³¹,Albusie, i mam tylko nadziejê, ¿e twojemu nastêpcy uda siê zapobiec nowym.ee.mordom.Podszed³ do drzwi, otworzy³ je i sk³oni³ siê, wypraszaj¹c Dumbledore’a nazewn¹trz.Knot, mn¹c swój melonik, czeka³, a¿ Hagrid wyjdzie przed nim, aleolbrzym nie rusza³ siê z miejsca.Po chwili wzi¹³ g³êboki oddech i oœwiadczy³:- Jakby ktoœ chcia³ znaleŸæ trochê tego paskudztwa, powinien iœæ za paj¹kami.One ju¿ go zaprowadz¹! No i tyle.Knot spojrza³ na niego ze zdumieniem.- Dobra, dobra, ju¿ idê - powiedzia³ Hagrid, narzucaj¹c swoj¹ pelerynê zkrecich futerek.Kiedy by³ ju¿ przy drzwiach, zatrzyma³ siê i doda³ g³oœno:- I ktoœ musi karmiæ K³a, jak mnie nie bêdzie.Drzwi trzasnê³y i Ron œci¹gn¹³pelerynê-niewidkê.- Teraz naprawdê wpadliœmy - powiedzia³ ochryp³ym g³osem.- Nie maDumbledore’a.Ju¿ lepiej, gdyby zamknêli szko³ê dziœ wieczorem.Mówiê ci, nieminie dzieñ bez niego, a dojdzie do kolejnej napaœci.Kie³ zacz¹³ wyæ, wpatrzony w zamkniête drzwi.ROZDZIA£ PIÊTNASTYAragogNa otaczaj¹ce zamek ³¹ki wpe³za³o lato: niebo i jezioro przybra³o kolor kwiatówbarwinka, a w cieplarniach wystrzeli³y wielkie jak kapusty kwiaty.Bez Hagrida,kr¹¿¹cego po ³¹kach z K³em przy nodze, zielona sceneria, na któr¹ Harry patrzy³z okien zamku, wydawa³a mu siê jednak dziwnie nieprzyjemna i jakby niepe³na.Nie lepiej by³o zreszt¹ i wewn¹trz zamku, gdzie coraz trudniej by³owytrzymaæ.Harry i Ron spróbowali odwiedziæ Hermionê, ale teraz wszelkie odwiedziny wskrzydle szpitalnym zosta³y zakazane.- Nie chcemy ryzykowaæ - powiedzia³a pani Pomfrey przez szparê w szpitalnychdrzwiach.- Nie, bardzo mi przykro, ale istnieje mo¿liwoœæ, ¿e napastnikwróci, ¿eby wykoñczyæ tych biedaków.Po odejœciu Dumbledore’a lêk ogarn¹³ wszystkich.Gotyckie podwójne okna zamkuzdawa³y siê nie przepuszczaæ s³oñca ogrzewaj¹cego mury.Trudno by³o napotkaænie zasêpion¹ twarz, a przypadkowy œmiech na korytarzu brzmia³ nienaturalnie inatychmiast cich³, zduszony zalegaj¹c¹ wszêdzie ponuroœci¹.Harry wci¹¿ powtarza³ sobie w duchu ostatnie s³owa Dumbledore’a.Naprawdêopuszczê szko³ê tylko wtedy, kiedy ju¿ nikt w ca³ym Hogwarcie nie pozostanie miwierny.Ci, którzy o pomoc poprosz¹, zawsze j¹ otrzymaj¹.Co z tego wynika?Kto ma poprosiæ o pomoc, skoro wszyscy s¹ tak przera¿eni i rozbici?O wiele ³atwiej by³o zrozumieæ uwagê Hagrida o paj¹kach, tyle ¿e teraz nigdzienie by³o ani œladu tych po¿ytecznych stworzeñ.Harry rozgl¹da³ siê za nimiuwa¿nie wszêdzie, gdzie szed³, wspomagany (raczej niechêtnie) przez Rona.Oczywiœcie, trudniej im by³o szukaæ, bo nie mogli chodziæ po zamku samotnie,tylko w du¿ej grupie wszystkich Gryfonów.Wiêkszoœæ ich kolegów wydawa³a siêzadowolona z tego, ¿e nauczyciele prowadzili ich od klasy do klasy, aleHarry’ego strasznie to denerwowa³o.By³ jednak ktoœ, kto wyraŸnie cieszy³ siê z gêstej atmosfery podejrzeñ ilêków.Draco Malfoy chodzi³ po szkole dumny jak paw, jakby go w³aœnie mianowanonaczelnym prefektem.Harry nie zdawa³ sobie sprawy, co go tak cieszy, a¿ dopewnej lekcji eliksirów, jakieœ dwa tygodnie po odejœciu Dumbledore’a iHagrida, kiedy siedz¹c tu¿ za Malfoyem, pods³ucha³, jak siê chwali przedCrabbe'em i Goyle'em
[ Pobierz całość w formacie PDF ]