[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamierza³em nak³oniæ go do poszukania osobników, którzyprzywieŸli mnie tutaj.Planowa³em rozwi¹zaæ im jêzyki, zapewniaj¹c o braku ¿aluza napaœæ, i uzyskaæ nieco informacji o osobie, która dowodzi³a nimi.Postanowi³em jednak nie œpieszyæ siê z tym. Angelina wykona³a ruch, gdy zamierza³em wzi¹æ siê do spojenia moichwybawców.Po odpowiedniej dawce alkoholu wycisn¹³bym z nich wszystko.Okaza³osiê to zbêdne.Nazajutrz siedzieliœmy z hrabi¹ w jadalni i z zadowoleniemzauwa¿y³em, ¿e jest on solidnym i wytrwa³ym pijakiem, wobec czego nie grozi miœmieræ z pragnienia.Hrabia by³ najwyraŸniej czymœ przejêty.W zamyœleniu ¿u³doln¹ wargê i lustrowa³ mnie od góry do do³u.Musia³ siê w koñcu na coœzdecydowaæ, gdy¿ przemówi³! - Co pan wie o rodzinie Radebrechenów? By³o to najbardziej egzotyczne pytanie z tych, jakie od niego s³ysza³em. - Absolutnie nic - odpar³em zgodnie z prawd¹.A powinienem? - Nie.nie - mrukn¹³, powracaj¹c do ¿ucia w³asnej wargi.- ChodŸ pan zemn¹! Jednak siê na coœ zdecydowa³.Przeszliœmy przez kilka korytarzy, wchodz¹cdo coraz wy¿szych partii budynku, i zatrzymaliœmy siê przed drzwiami.Zupe³niezwyczajnymi, takimi jak wszystkie pozosta³e, tylko ¿e przed tymi sta³ stra¿nik.Mia³ skrzy¿owane ramiona, akurat tak ¿e palce obejmowa³y kolbê pistoletu.Nanasz widok nawet nie drgn¹³. - Wszystko w porz¹dku - powiedzia³ hrabia.- On jest ze mn¹. - I tak mam go przeszukaæ - stra¿nik wzruszy³ ramionami.- Rozkazy. Coraz ciekawiej! Ktoœ tu wydaje rozkazy, których w³aœciciel zamku nie mo¿ezmieniæ.By³oby to zajmuj¹c¹ zagadk¹, gdybym nie zna³ odpowiedzi.A jeszczeg³os stra¿nika wyda³ mi siê jakiœ znajomy.Przeszuka³ mnie szybko i sprawnie, z¿adnym zreszt¹ skutkiem, po czym weszliœmy do œrodka.Praktyka jest zawszeodmienna od teorii.Mia³em wszelkie dane, ¿eby spodziewaæ siê tu Angeliny, amimo to jej widok podzia³a³ na mnie jak wstrz¹s elektryczny.Zmobilizowa³em siêdo zachowania kamiennej twarzy, o ile jest to mo¿liwe w obecnoœci piêknejkobiety.Naturalnie nie by³a to taka Angelina, jak¹ spotka³em ostatnio.Twarzuleg³a subtelnym zmianom, podobnie barwa oczu i w³osów.Sylwetka pozosta³a tasama, jak i ogólne wra¿enie, ¿e ma siê do czynienia z t¹ sam¹ osob¹. - To jest graf Bent Diebstall - hrabia wskaza³ na mnie, wlepiaj¹c w ni¹oczy.- Cz³owiek, którego chcia³aœ widzieæ, Engelo. A wiêc nadal anio³, tylko w nieco innej wersji.To by³ z³y nawyk dobieraæsobie podobne pseudonimy.Nie mia³em jednak zamiaru informowaæ jej o tym. - Dziêkujê, Cassitore- powiedzia³a swoim normalnym g³osem. Cassitore! Wygl¹da³bym tak samo nieszczêœliwie jak on, gdybym pod¹¿a³ przez¿ycie z etykietk¹ Cassitore Rdenrundta. - To mi³o, ¿e przyprowadzi³eœ tu grafa Benta - ci¹gnê³a po ma³ej pauzie. Cassi musia³ oczekiwaæ cieplejszego przyjêcia, gdy¿ mina wyraŸnie muzrzed³a.Poniewa¿ Angelina nie robi³a nic, ¿eby go zatrzymaæ, a jej wdziêcznoœænie wzros³a ani o stopieñ, wymrucza³ coœ pod nosem i odszed³.Mia³em wra¿enie,¿e by³o to jedno z najkrótszych i najbardziej treœciwych wyra¿eñ w miejscowymnarzeczu.Zostaliœmy sami. - Dlaczego naopowiada³eœ tych wszystkich krêtactw o s³u¿bie w StellarGuard? - zapyta³a obojêtnie. - Có¿, nie mog³em zaszokowaæ tych mi³ych obywateli opowieœciami o tym, corzeczywiœcie robi³em przez te lata - powiedzia³em z prostot¹. - A co robi³eœ? - To moja sprawa, nie s¹dzisz? A jeœli ju¿ bawimy siê w zgadywankê, to mo¿ei ty poinformujesz mnie ³askawie, kim jesteœ i jakim cudem masz tu dopowiedzenia wiêcej od hrabiego Cassitore? - W szermierce s³ownej by³em równiedobry jak ona. - Poniewa¿ mam silniejsz¹ pozycjê, s¹dzê, ¿e nie zdziwisz siê, jeœli to jabêdê zadawaæ pytania.- Sprowadzi³a mnie na ziemiê.- I nie obawiaj siê mniezaszokowaæ.By³byœ zaskoczony, gdybyœ wiedzia³, ile w ¿yciu widzia³am. Oczywiœcie nie by³bym zaskoczony.Ale równie oczywiste by³o, ¿e nie mog³emopowiedzieæ jej swej legendy bez oporu. - Ty stoisz za t¹ tak zwan¹ rewolucj¹? - poinformowa³em siê na wszelkiwypadek. - Tak. - Jeœli koniecznie chcesz wiedzieæ, to zajmowa³em siê przemytem.Bardzociekawa praca, gdy ma siê w³aœciwe informacje i pewne zdolnoœci.Przez ³adnychparê lat zrobi³em sobie z tego wcale dochodowy interes, choæ narazi³em siêkilkunastu rz¹dom, które nie wiedzieæ czemu wmówi³y sobie, ¿e jest to wy³¹cznieich przywilej.Kiedy zrobi³o siê nieco przyciasno, wróci³em do domu nazas³u¿ony odpoczynek. Nim kupi³a tê historiê, wziê³a mnie w krzy¿owy ogieñ pytañ dotycz¹cychmojej kariery.Przes³uchanie wykaza³o, ¿e swego czasu równie¿ Angelina musia³amieæ z tym interesem du¿o wspólnego.Jedynym problemem by³o wiêc, aby niepowiedzieæ za wiele i nie wyjœæ na wybitnego speca w tym fachu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]