[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Po co? — zapytał wreszcie.— Nie wiem! — jęknęła.— Chcę, żebyś był człowiekiem.Z krwi i kości.Nie chcę rozmawiać z duchem! Jesteś mi potrzebny!— Po co? — powtórzył bezlitośnie.— Nie wiem! — zawołała w zupełnej desperacji.— Pomóż mi! Musisz się na nowo nauczyć myśleć i mówić! Na nowo musisz się nauczyć chodzić! Wszystkiego musisz się nauczyć.— To niemożliwe — powiedział.— Ja ci pomogę.— Ale dlaczego? Dlaczego to robisz?— Tu popatrz! — raptem pociągnęła za ramię dziecko tępo patrzące na półtrupa w porcelanowym korycie.— Przyjrzyj się uważnie, gdziekolwiek masz oczy! Tam zginął nie tylko mój świat! Coś jeszcze zostało zabite — we mnie! Rozumiesz! To bardziej boli, niż gdyby zabiło mnie samą! Adaojama milczał jeszcze dłużej.Wreszcie odezwał się głosem ledwie słyszalnym:— Jeśli mam wstać o własnych siłach, nie będę niczym więcej.— Będziesz człowiekiem.Kiedyś byłeś człowiekiem.Może ty przynajmniej pomożesz temu, kto nigdy nim nie był, kto od razu urodził się poza tym światem.Ciało Adaojamy jakby się nieco zapadło w sobie.— Synchromat! — wezwał ledwie poruszając wargami.— Powiedz im, że oddaję jej dowództwo nad „Tellus Mater”… Zbladł jeszcze bardziej.Pochyliła się szybko i przyłożyła ucho do jego ust.Poczuła ledwie tchnienie na policzku — ostatni i pierwszy pocałunek.I wydało jej się, że usłyszała jedno tylko słowo: „Żegnaj!”.— To nie tak! — zawołała.— Jestem z tobą!Złote cekiny zmatowiały na jego czole.Czikometa pochyliła się i ramionami objęła ciało Adaojamy.Dźwignęła je najpierw do pozycji siedzącej.Potem przeciągnęła jego nogi poza krawędź porcelanowej misy.Zachwiał się, kiedy próbowała go ustawić pionowo.Guzowata głowa kiwnęła mu się parę razy we wszystkie strony.Potoczył wkoło spojrzeniem przymglonych oczu.Nagle uniósł rękę i całą położył na twarzy Czikomety.Chwilę przebierał po niej palcami, zupełnie jak ślepiec.Nagle złamał się we dwoje, chociaż go podtrzymywała, i przysiadł na skraju inkubatora.— Spokojnie — powiedziała.— Ostrożnie.Ciało na nim zwisło.Siedział z opuszczoną głową i trząsł się.Wreszcie zachichotał.Uniósł rękę i wskazującym palcem tknął siebie w pierś.— Łuk–ka — wykrztusił.Potem niepewnie popatrzył na Czikometę.— T–ty? — sieknął.Objęła go, przytuliła się twarzą do jego policzka i tak chwilę trwała.— Jestem z tobą — powiedziała odsuwając się.Wtedy czegoś jeszcze poszukał wodząc wkoło bladoniebieskimi oczami.Czikometa pchnęła w jego stronę pyzatą dziewczynkę.Ta wykonała kilka koślawych kroków i tłustymi rączkami wsparła się o jego wydęty, między kolana zwieszony brzuch.— Gud–run — podkreślając sylaby powiedziała Czikometa.— Gud–run — powtórzył.Nagle zaśmiał się znowu.Szybko, nim zdążyła przechwycić jego rękę, wyciągnął ramię i dwoma palcami chwycił ucho odstające od twarzy dziewczynki.— R–różo–och–ucha! — zapiał radośnie.Niespodziewanie dziecko zawtórowało mu chichotem.Czikometa chwilę stała nad nimi z zamkniętymi oczami.Potem pogłaskała dziewczynkę po głowie, po czym uwolniła różowe ucho z jego półprzeźroczystych palców.Znowu się pochyliła nad nim i wzięła go pod pachy.— Jeszcze parę kroków — zaproponowała.Posłusznie poddał się jej mocnym rękom.Chwilę sam stał.Nawet kilka kroków postąpił przed siebie.— Ostrożnie — łagodnie powiedziała Czikometa.— Kto by pomyślał, że potrafisz być taki dzielny, admirale.Twarz jej nie drgnęła, chociaż cień uśmiechu pojawił się w głosie.Podprowadziła Adaojamę do najbliższego fotela i pomogła mu usiąść.Natychmiast uniósł głowę i skierował w jej stronę łagodnie uśmiechniętą, ufną twarz idioty.Potem znowu stuknął się w pierś i powtórzył wyraźnie: „Łuk–ka!”— Dobrze już — powiedziała.— Odpocznij.Powoli nauczymy się wszystkiego.Sama przysiadła z boku na poręczy fotela.Jedną ręką przygarnęła do siebie dziewczynkę, która nie chciała zauroczonych oczu oderwać od tego, który z chwilą przejścia do cywila kazał na siebie mówić po prostu Łuka.Drugą rękę Czikometa położyła na jego czole.Przymknął oczy z błogim wyrazem twarzy.Długo tak siedzieli — on znowu bezwładny, lecz już nie w kołysce inkubatora; one przyglądały się jego twarzy porowatej, jakby podskórnie mączystej.Śledziły uważnie, jak coś drga pod napiętą skórą, coś się przesuwa, układa niezależnie od świadomości.Adaojama uśmiechnął się — może przez sen.Może przez sen poruszył wargami.I może siedzącej przy nim kobiecie wydało się tylko, że słyszy: „Mów!”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]