[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Proszę mnie puścić! - krzyknęła.- Bardzo mi się spieszy.- Dokąd?- Mam pilną sprawę do załatwienia.- Teraz?- Teraz.- Podwiozę panią.- Nie trzeba!- Dokąd pani się wybiera?- Niech pan mi pozwoli odejść, przynajmniej w tej chwili.- Nie ma mowy.Chyba że usłyszę parę słów wyjaśnienia.Zygzak błyskawicy na ułamek sekundy wydobył z mroku jego twarz zastygłą w wyrazie zdecydowania.Nie wyglądało na to, aby przyjął jej „nie” za odpowiedź, poza tym tracili czas.- Dobrze, może mnie pan podwieźć.Jego setłan stał w strefie załadunkowej przy krawężniku.Cassidy umieścił Claire na siedzeniu dla pasażera, obszedł maskę samochodu i usiadł za kierownicą.Kiedy włączał silnik, z jego czoła skapnęła kropla deszczu.- A więc dokąd jedziemy?- Do hotelu „Porchartrain”.Rozdział IX- Musi pan jechać na St.Charles Avenue - powiedziała.- Wiem, gdzie to jest - odrzekł.- Po jakie licho wybiera się pani tam w taką pogodę?- Proszę, panie Cassidy, niechże się pan pospieszy.Bez dalszych komentarzy ruszył i skręcił w Conti Street.Francuska dzielnica była spokojna tej nocy.Minęli kilku przechodniów, którzy zmagając się z parasolami, wolno posuwali się wąskimi chodnikami.Rozmazane w deszczu neonowe napisy reklamowały egzotyczne drinki i aperitify, file gumbo i etouffee z langusty, tancerki w topless i jazz.Przy skrzyżowaniu Cassidy zatrzymał samochód na czerwonym świetle, odwrócił głowę i spojrzał otwarcie na Claire.Spojrzenie to odczuła jak pieszczotliwe dotknięcie palców na policzku i prawie w tym samym momencie wróciło do niej wspomnienie chwili, w której pochwycił ją za włosy.W ogóle nie spodziewała się wtedy, że jej dotknie,’a w szczególności - że dotknie jej w taki sposób.O wiele mniej zaskoczył ją tym, że odezwał się do niej po imieniu oraz że wiedział o jej uczestnictwie w ostatnim wystąpieniu Wilde’a.Od tamtej pory minął prawie tydzień.W Tennessee odbył się pogrzeb Wilde’a.Nikt ani z policji, ani z biura prokuratora okręgowego nie niepokoił Claire, więc miała nadzieję, że Cassidy przestał się nią zajmować.Najwidoczniej myliła się.Teraz i ona odwróciła głowę.Spokojnie wytrzymała jego badawcze spojrzenie.- Dziękuję za podwiezienie mnie.- Niepotrzebnie.Będzie pani musiała zapłacić za kurs.- Ach, tak.Mężczyźni chyba zawsze żądają od kobiet zapłaty, nieprawda? Nie istnieje coś takiego jak przysługa bez zobowiązań.- Pani sobie schlebia, panno Laurent.- Nie sądzę.Czyż mężczyźni nie są ze sobą zgodni, że o drugiej po północy każda kobieta jest piękna?- Nie ma pani najlepszego zdania o mężczyznach.- Ten temat, zdaje się, wyczerpaliśmy podczas naszego ostatniego spotkania.- Niech pani posłucha - powiedział, wyprowadzony z równowagi.- Niczego od pani nie chcę poza szczerymi odpowiedziami na pytania.Mam dosyć tych wszystkich krętactw.- To nie powinno być zbyt trudne.Co chciałby pan wiedzieć?- Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego pani kłamała.Albo nie.Będę bardziej dokładny.Twierdziła pani, że nigdy nie zetknęła się z Wilde’em osobiście.Niech mi pani wyjaśni przyczyny tego kłamstwa.Przecież patrzyliście sobie prosto w oczy, wymieniliście uścisk dłoni.- Chyba powinnam była panu o tym powiedzieć - przyznała ze skruchą.- Ale to było nieistotne.Było nieistotne! - powtórzyła z naciskiem w odpowiedzi na jego surowe spojrzenie.- Pragnęłam zobaczyć swojego przeciwnika z bliska, spotkać się z nim twarzą w twarz.Niczego więcej w tym nie było.- Mam poważne wątpliwości.Gdyby naprawdę niczego więcej w tym nie było, nie musiałaby pani kłamać.- Po prostu krępowałam się panu powiedzieć, że chciałam zabawić się kosztem Wilde’a.Ja go znałam, on mnie nie.Myślał, że ma we mnie swoją zwolenniczkę.Ale to była frajda pomyśleć, jak on by się czuł, gdyby wiedział, że w jego własnym stadzie znalazła się ta, co wydaje „sprośności”.- W porządku.Kupuję to.- Cieszę się.- Ale pod warunkiem, że tak samo gładko wytłumaczy się pani z jeszcze jednego kłamstwa.- Jakiego mianowicie?- Że tamtej nocy nie była pani w hotelu „Fairmont”.W pierwszej chwili zamierzała zaprzeczyć, ale jeden rzut oka na twarz Cassidy’ego szybko ją od tego odwiódł.Asystent prokuratora okręgowego sprawiał wrażenie zbyt pewnego, że złapał już swą ofiarę w potrzask.Żeby się bardziej nie pogrążyć, należało raczej milczeć i czekać, aż sam odkryje przed nią karty.Po zmianie świateł przejechali skrzyżowanie, skręcając w Canal Street.Cassidy oderwał prawą rękę od kierownicy i z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyjął kasetę magnetofonową, którą następnie wsunął do odtwarzacza.Claire poczuła, jak serce skacze jej do gardła, kiedy usłyszała swoje własne słowa: „Bonsoir, Andre”.Przez całą drogę wzdłuż kanału patrzyła nieruchomo przed siebie, słuchając nagrania swojej ostatniej rozmowy telefonicznej z Andre Philippim.Potem Cassidy wyjął kasetę i z powrotem wsunął ją do kieszeni.- Nie wiedziałem, że mówi pani po francusku.- Mówię płynnie.- To mnie właśnie zmyliło.Nie poznałem pani głosu.Pomógł mi dopiero pani stary kumpel Andre.- Andre nigdy nie zdradziłby przyjaciela.- I nie zdradził.Myślał tylko, że wiem, z kim rozmawiał.- Innymi słowy, nabrał go pan.Cassidy potwierdził wzruszeniem ramion.- Dlaczego założyliście podsłuch w jego telefonie?- Byłem pewien, że coś ukrywa, i chciałem wiedzieć, co.- To zbyt błahy powód, by naruszać prawo do prywatności.Czy Andre wie, że złapał go pan w pułapkę?- Mówiąc szczerze, nie ja go złapałem.On złapał się sam.Westchnęła głęboko.- Biedny Andre.- Dokładnie to samo powiedział o pani: „Biedna Claire”.Tworzycie całkiem zgrany duet.Dbacie wzajemnie o swoje interesy, zawsze myślicie o sobie.Jakże miło się złożyło, że razem możecie trafić do pudła.Może dałoby się załatwić wam sąsiednie cele.Spiorunowała go wzrokiem, na co gwałtownie potrząsnął głową.- Nareszcie; alleluja.Nareszcie zaczęła mnie pani słuchać.A więc dorzucę jeszcze jeden drobiazg: w Luizjanie za zabójstwo drugiego stopnia karze się dożywociem.No i jak teraz czuje się pani w charakterze podejrzanej numer jeden?Groźby nigdy nie działały na Claire Louise Laurent jako skuteczny środek zastraszenia.Wręcz przeciwnie - wzmagały w niej opór i determinację.- Niech pan udowodni, że jestem winna morderstwa, panie Cassidy.Niechże pan to udowodni.Wytrzymał jej spojrzenie niebezpiecznie długo.Odwróciła się dopiero w momencie, kiedy samochód dojeżdżał do hotelu.- Wysiądę przy krawężniku.Za minutę wracam.- Nie tak szybko.Wejdziemy do środka razem.- Nie chodziło mi o mnie.Pan już jest przemoknięty.- Przecież nie rozpuszczę się.Włączył światła postojowe i wysiadł z samochodu.Otworzył jej drzwiczki, po czym razem podbiegli do wejścia.Na widok Claire portier sięgną} do daszka swojej czapki.- Dobry wieczór, panno Laurent.- Witaj, Gregory.- Strasznie się rozpadało, ale proszę się nie martwić.Kiedy tutaj przyjechała, nie było jeszcze tak źle.Weszli do wnętrza sławnego hotelu, w którym apartamenty były nazwane na cześć ich znakomitych rezydentów z przeszłości.Wąski hall zdobiły zabytkowe europejskie meble i orientalne kilimy, przypominając o dworskim splendorze oraz gościnności Południa.Mary Catherine Laurent siedziała przy marmurowej ścianie w wysokim fotelu obitym pasiastą tkaniną przetykaną złotą nitką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]