[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słuchali także mnie i któregoś dnia zostałem zaproszony na rozmowę przez Panów Waldemara Gaspera i Andrzeja Chorubałę.Zapytali mnie, ile zostałoby czystego Cejrowskiego, gdyby z mojego radiowego poranka odcedzić serwisy informacyjne, muzykę, ogłoszenia etc.Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że kwadrans.Ależ ja byłem głupi – gdybym się zawczasu zorientował o co chodzi powiedziałbym, że pół godziny i dzisiaj WC kwadrans trwałby dwa razy dłużej.Mój program telewizyjny jest więc ekspresową wersją mojej audycji radiowej.Takie zresztą było zamówienie Telewizji.W.Gasper zdecydował się na zatrudnienie mnie, gdy kiedyś usłyszał z radia jak się wyśmiewam z jednego z dyrektorów telewizyjnej Dwójki, który na konferencji prasowej dotyczącej reform programowych, obiecywał dziennikarzom audycje telewizyjne dla niewidomych.Ryczałem ze śmiechu i pytałem moich słuchaczy jak to sobie wyobrażają – ekrany z gumy, czy co? Tuż przed dziesiątą zadzwonił do KOLORu słuchacz niewidomy i poprosił bym za tydzień uruchomił audycję radiową dla głuchych.Skąd Pan czerpie pomysły do WC Kwadransa?Pomysły od początku brałem z głowy, głowę zaś inspirowały wycinki prasowe.Gdy pracowałem wyłącznie w radiu wystarczały moje własne wycinki.Teraz zatrudniam dwie osoby, które dla mnie przeszukują gazety, natomiast obróbkę surowego materiału robię sam.Najpierw selekcja wstępna – czytam wszystko i wywalam do kosza to, co mnie w ogóle nie zajmuje.Do drugiego etapu przechodzą wycinki, które mnie rozśmieszyły lub zirytowały.Z tej masy papieru tworzę scenariusze kolejnych prasówek.Ułożenie jednego przeglądu prasy złożonego z pięciu wycinków zajmuje osiem godzin.WC Kwadrans, to program jak najbardziej autorski, tam nie ma i nie będzie miejsca na inne osobowości.To jest utrudnienie i ograniczenie, ale nie wolno mi tego zmieniać.Racją istnienia Kwadransa jest przecież moja szczerość.Państwo muszą widzieć prawdziwe rumieńce i błysk w oku, prawdziwy sprzeciw, prawdziwego faceta, słyszeć szczerą irytację lub szczery śmiech, a nie wyuczoną rolę.Dlatego nie ma w WC Kwadransie miejsca na innych autorów.Nie wolno mi powiedzieć nie swoich słów, nie wolno mi uczyć się cudzych tekstów, nie wolno mi grać.Nie mogę więc dobrać sobie autorów do pisania scenariuszy, a sam być jedynie aktorem.Szczerość w każdej sekundzie, bo jedna fałszywa nuta zrujnowałaby ten program w okamgnieniu.Emocji zmyślać nie wolno.A jak Pan trafił do Radia KOLOR?Zaprosił mnie tam jego ówczesny właściciel Wojciech Mann.Najpierw szukał kogoś do telewizyjnego „Non Stop Koloru”.W tym magazynie był stały kącik country prowadzony przez Korneliusza Pacudę i gdy Korneliusz odszedł robić własny program „Country Ameryk” a Mann zapytał go, czy ma kogoś na zastępstwo.Korneliusz Pacuda polecił mnie.Wojciech Mann sprawdził mnie najpierw w „Non Stop Kolorze”, a potem zaprosił do swojego radia.Kłopotów miał ze mną bardzo wiele, ale i wiele pożytku.Lubimy się, choć jego rzadko śmieszy WC Kwadrans, a mnie raczej nie bawi MdM.Za to kiedy spotykamy się twarzą w twarz, jest nam bardzo wesoło.Żałuję bardzo, że odszedł z Radia KOLOR i nie mam już codziennego kontaktu z człowiekiem, który troszczył się o moją zawodową edukację, doradzał co i jak robić.Żałuję też, dlatego że prowadzilibyśmy dzisiaj razem programy na żywo.Zdarzyło się to dwa razy.Pierwszy nie wyszedł, bo zacząłem się z Mannem ścigać na dowcip, słuchacze się co prawda bawili nieźle, ale ja potem miałem absmak.Przy naszych temperamentach powinniśmy raczej eskalować dowcip, piętrzyć absurdy i śmiech, a nie przycinać się wzajemnie na zasadzie, kto kogo przegada.Drugie podejście było dużo lepsze.Gdybym był dziewczyną, to bym się teraz rozbeczał, że nie było już więcej takich okazji.Dzisiaj ta sprawa wygląda beznadziejnie, ale wierzę, że opatrzność posadzi nas znowu razem przy mikrofonie.Dla mnie to będzie oczywiście wyzwanie i zaszczyt, coś jak wspólny występ z Buddą, a Mannowi przyda się przebieżka z młodym wilczkiem, żeby się nie zamienił lukrowany piernik.Ciekawie byłoby też zapowiadać razem jakąś żywą imprezę, na przykład koncert na Pikniku Country w Mrągowie.Ani w radiu, ani na koncercie Mann nie pozwoli się oczywiście wyprzedzić, będzie dbał o to, żebym go nie zdystansował, ale to właśnie jest fajne, bo zmusza do przekraczania własnych możliwości.Kto się boi, że wypadnie od niego gorzej niech się trzyma z daleka – ja tam lubię konfrontacje i bicie własnych rekordów.Wiadomo, że to musi kosztować i świadomie ryzykuję, że ludzie powiedzą „Jednak Mann był lepszy”.Do tej pory zawsze, kiedy on był lepszy ode mnie, ja byłem lepszy od samego siebie z dnia poprzedniego.Złoty interes.A jak Pan w ogóle trafił do środowiska radiowego?Zaczęło się od pasji do muzyki country.U mnie wszystko zaczyna się i potem trwa z powodu jakiejś pasji.Jak w sercu nie iskrzy, to się za robotę nie biorę.Zostałem cieślą, ponieważ kocham zapach drewna.Zostałem podróżnikiem i fotografem, ponieważ kocham samotne podróże, a moje fotografie, to jedyny dowód na prawdziwość niestworzonych historii, które opowiadam po powrocie.Country pokochałem od pierwszego razu: Kiedy przyjechał do mnie mój przyjaciel ze Stanów Zjednoczonych, Jim Uyeda – mieszanka Indianina z plemienia Siuksów, Japończyka i Irlandczyka, wymieniliśmy się kasetami.On chciał posłuchać czego WC słucha na walkmanie, ja chciałem poznać to, czego słuchają studenci w Kalifornii.Tę jego kasetę mam do dzisiaj – druga płyta Randy Travisa „Always Forever”.Od tamtej pory nie przestałem słuchać R.Travisa i wciąż uważam, że jest najlepszy.Zaraził mnie country.Jak już była pasja, to reszta przyszła sama.Dotarłem do Kornelisza Pacudy i ja, chłopak spoza radia, zaproponowałem mu robienie dla radia właśnie licencyjnej Amerykańskiej Listy Przebojów Country – American Country Countdown.Taki sam jak ja entuzjasta country, zgodził się bez wahania.Dziś mamy wspólną firmę o nazwie Country Cousins Ltd., która produkuje audycje country dla radia i telewizji, sprowadza amerykańskich wykonawców na koncerty do Polski, i w ogóle żyje muzyką country, i z muzyki country, a także wszystkiego, co jest z nią związane.Wydajemy kasety, piszemy do lokalnych gazet… Country Cousins – Kuzyni Kantry, albo kuzyni z prowincji, bo dla Amerykanów Polska, to odległa prowincja na której żyją tylko dwaj członkowie elitarnego Country Music Association: Korneliusz Pacuda i Wojciech Cejrowski.Korneliusz Pacuda nauczył mnie radia, wciągnął do środowiska, beształ za wpadki, cieszył się wraz ze mną moimi sukcesami.To on wymusił na organizatorach Pikniku Country w Mrągowie zaproszenie mnie do zapowiadania wraz z nim koncertów, w latach 1994 i 1995.A bardzo nie chcieli.Pierwszy mój występ w Mrągowie, to był mój pierwszy występ przed żywą publicznością, bez bufora w postaci mikrofonu, czy kamery.Korneliusz Pacuda prowadził mnie za rękę, przekonywał, że potrafię, że mam to w sobie, i że w ogóle nie ma powodu do tremy, bo radio jest trudniejsze od estrady
[ Pobierz całość w formacie PDF ]