[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zakonnikiem tym był Rupert, syn margrabiego Paderbornu, wybrany w dzień świętych Piotra i Pawła 1162 roku opatem klasztoru benedyktynów w Sankt Gallen.Fanatyzm sekty rozdzielił męża, żonę i dzieci, lecz Jean nie przestałszukać sposobu wydobycia rodziny z rąk katarów.Gdy przekonał się, że to niemożliwe, poprzysiągł, iż poświęci życie, by katarów zniszczyć.Jego dzieci rosły.Jakub był pomocnikiem Mistrza i jego potencjalnym duchowym następcą, a Katarzyna stała się dziewczyną tak piękną, że nawet katarzy nie mogli odwrócić wzroku od jej cudownych włosów w kolorze słońca i skóry delikatnej jak kwiat róży.Rozdział VIIKRAINA HERETYKÓWKtóregoś dnia Rupert wezwał nas do siebie i zapytał:- Czy wiecie coś o herezji katarów?- Nie - odpowiedzieliśmy zgodnie.- Skąd herezja wzięła się w Prowansji? - zdziwił się Henryk.Rupert zamyślił się, po czym odpowiedział:- Wszystko zaczęło się przed dwudziestoma laty, kiedy papież i cesarz okładali się klątwami.Podobno kilku krzyżowców, wracając z Palestyny, spotkało na ziemiach należących do Bizancjum tamtejszych heretyków, zwanych bogomiłami.W dość tajemniczych okolicznościach rycerze ci zawędrowali do Prowansji, gdzie założyli sektę głoszącą podobne prawdy, jakie głosili bogomiłowie, choć byli znacznie bardziej radykalni.Stworzyli w rezultacie nowy porządek społeczny, inny niż ten z wasalami, lennikami i chłopstwem.Rupert umilkł na chwilę.Miałem wrażenie, że wie dużo więcej, niż chce powiedzieć.- Ich herezja jest straszna.- wyszeptał wreszcie.- Dlaczego? Czyżby mordowali dzieci? - zapytałem z ironią.- Nic podobnego, ale to najstraszniejsza spośród znanych mi herezji, ponieważ jeżeli ktoś wpadnie w jej sieci, nic go nie uwolni.Nie na darmo Ojcowie Kościoła mówią o herezjach rodzących się w łonie Kościoła jak o pięknych kobietach, które uwodzą wiernych i skazują ich na wieczne potępienie.Zwykła herezja podkopuje wiarę w obecność Chrystusa w Kościele i jego sakramenty, natomiast to, co dzieje się w Prowansji, przerasta możliwości duszpasterskie Kościoła.Heretycy nie tylko odrzucają całą naukę Kościoła, ale tworzą nowy porządek.Nie uznają też żadnych ziemskich autorytetów: ani króla, ani papieża, ani cesarza.- W takim razie to zwykli buntownicy - orzekłem.- Dlaczego nikt się z nimi nie rozprawi?- Bo nikt po katolickiej stronie nie chce, by Prowansja spłynęła krwią -wyjaśnił Rupert.- Wiesz dlaczego?- Nie, ojcze.- Heretycy sami tworzą piekło na ziemi - ciągnął.- Najgorszym rodzajem piekła jest ślepe przekonanie, że można stworzyć raj na ziemi.Zakładają, że miałby zniknąć podział na biednych i bogatych i że w ten sposób wszyscy będą szczęśliwi.To czysta ułuda, mająca swe korzenie w fałszywym przekonaniu, że ludzie są sobie równi.- A nie są? - wtrącił się Henryk.- Nie w sensie ziemskim.Bogaci byli, są i będą, czy to się komuś podoba, czy nie.Równość istnieje natomiast w niebie.Tam jedynym bogactwem jest miłość.Miłość jako całkowite wyrzeczenie się siebie oraz swoich pragnień.Takiej miłości wymaga od chrześcijan Chrystus.Żadne bogactwo ani ziemska sława nie ma w oczach Boga znaczenia.- Czy równość, o której mówisz, ojcze, nie jest odwiecznym marzeniem ludzkości? - drążył Henryk.- Nie, to majaczenie szaleńców - prychnął Rupert.- Nie ma równości.Taka jest prawda o tym świecie i trzeba ją zaakceptować.Oczywiście nie oznacza to, że katolicy nie powinni dbać o sprawiedliwy podział dóbr materialnych.- A więc katolicy powinni tylko patrzeć i nic nie robić, gdy ci, co posiadają ziemię, wyzyskują prostych ludzi? Do tego zmierza twoja interpretacja, ojcze? - Teraz z kolei ja miałem wątpliwości.- Mylisz się, Gotfrydzie - rzekł Hubert.- Ludzie, którzy wyzyskują innych ludzi, grzeszą, ale grzeszą również ci, którzy kradną i mordują w imię sprawiedliwości.Jednak nie czas teraz na takie dysputy.Chcę, abyście udali się do Prowansji, sami, bez eskorty.Czekam do zachodu słońca na waszą decyzję.Już miał odejść, gdy odwrócił się i dodał:- Jeżeli rzeczywiście chcielibyście się dowiedzieć, jak to jest być członkiem Bractwa Mandylionu, musicie przyjąć do wiadomości, że czasami wolność polega również na tym, żeby czynić to, czego czynić nie chcemy.Wtedy chyba po raz pierwszy dotarło do mnie, jak bardzo uwikłałem się w całą tę historię.Nie wiedziałem, czy pomysł Ruperta, by wysłać mnie i Henryka do tego siedliska heretyków świadczy o jego krótkowzroczności, bo widzi on jedynie doraźne korzyści dla Bractwa, czy może jest przemyślaną decyzją, stanowiącą dowód jego mądrości?O zachodzie słońca przyszliśmy do refektarza i powiedzieliśmy, że się zgadzamy.- Dobrze.Wyruszacie rano - odpowiedział Rupert.- Spróbujcie dowiedzieć się, dlaczego Jean z Rainecourt musiał umrzeć i kto odpowiada za jego śmierć.Na prośbę Ruperta zostawiłem mu wszystkie listy, jakie dostałem od biskupa Odilona.I tak były mi niepotrzebne, a mogły zdradzić moją przeszłość.Nie miałem zamiaru ukrywać mego nazwiska, ale gdyby dostały się w niepowołane ręce, mógłbym mieć kłopoty - wszak Prowansja była krainą heretyków, cokolwiek to znaczyło.Rupert obiecał, że ich nie przeczyta.Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ten niemiecki mnich albo przewidział wszystko, co miało nas spotkać, albo poddał nas próbie, najsurowszej z możliwych.Z początkiem kwietnia 1171 roku znów byliśmy w drodze.Najpierw jechaliśmy na zachód, a potem głównym traktem na południe, aby pozostawić miasto Charleroi po prawej ręce.Trakt, którym jechaliśmy, biegł wzdłuż koryta rzeki Mozy.Minęliśmy w końcu otoczone winnicami zamczysko Verdun.Za twierdzą trakt łączył się z gościńcem wiodącym w stronę Nancy i Strasburga, miast należących do księcia burgundzkiego.Po paru tygodniach znaleźliśmy się w sercu Burgundii, kierując się do Lyonu.Lyon był miastem ludnym i bogatym.Przybywali tam kupcy z Burgundii, a także z Owernii, wytwórcy serów mieszkający u podnóża śnieżnych Alp i kupcy z dalekiej Hiszpanii.Miasto nie należało do króla Francji, ale do biskupa, którego wielki zamek wznosił się obok katedry Świętego Jana.Będąc na mszy, słyszeliśmy, jak biskup Lyonu ostrzega wszystkich przed błędami katarów, którzy wedle jego słów szerzą zwodnicze nauki we wsiach i miasteczkach Prowansji i Langwedocji.Mówił też, że drwią oni z papieża, biskupów i z całego Kościoła, burząc uświęcony porządek.Dało mi to dużo do myślenia.Nie lękałem się jednak katarów bardziej niż słabości mego grzesznego ciała, które wielokrotnie dało mi odczuć, jak ciężkie może być życie samotnego młodego mężczyzny.Z Lyonu trakt wiódł nas dalej na południe, doliną Rodanu, gdzie podobno robią najlepsze wino na świecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]