[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W³aœnie dopieroprzyjecha³em.ja.- Czego pan szuka w Centrali?- To z powodu wujka.- odpowiedzia³ nieomal p³aczliwie.- Wujka?.- Tak.On tam pracuje.- u¿ywaj¹c czasu teraŸniejszego zacisn¹³ piêœci.Coby wuj Chet na to powiedzia³?.Policjant ponownie obrzuci³ go badawczym spojrzeniem.- A zatem proszê wsi¹œæ do kolejki i jechaæ a¿ do skrzy¿owania.Tam nale¿ywysi¹œæ i pójœæ w kierunku na zachód.W ten sposób dojdzie pan do du¿egobudynku z god³em gildii.Wschodz¹ce S³oñce nad drzwiami.nie mo¿na tegonie zauwa¿yæ.Proszê siê tylko trzymaæ z dala od strefy zastrze¿onej.Max natychmiast ruszy³ w drogê, nie zastanawiaj¹c siê nawet, w jaki sposób marozpoznaæ tê "strefê zastrze¿on¹".Siedzibê gildii znalaz³ bardzo ³atwo.Ruchomy chodnik zawióz³ go na zachód,skry³ w tunelu, a gdy wynurzy³ siê na powierzchniê ziemi, Max stan¹³ tu¿ przedbudynkiem, którego szuka³.4Dom Centralny - Dom-Matka Gildii Astronautów b³yszcza³ wprost od zupe³niezbêdnego bogactwa - wszystkie te wspania³oœci by³y dla Maxa zarazem podziwugodne i przera¿aj¹ce - czu³ siê zupe³nie tak, jak w koœciele.Gdy podszed³ do drzwi, ogromne wrota otwar³y siê bezszelestnie i znik³y gdzieœw œcianach.Postawi³ pierwsze kroki na pod³odze, pokrytej kolorow¹ mozaik¹.Nie mia³pojêcia, gdzie powinien siê zwróciæ.W³aœnie postanowi³ przejœæ przez halêfoyer, gdy us³ysza³ czyja mocny, dŸwiêczny g³os.- W czym móg³bym panu pomóc?Obejrza³ siê za siebie.Jakaœ m³oda kobieta patrzy³a nañ pytaj¹co.Siedzia³a przy biurku, wielkim i zbytkownym, jak wszystko wokó³, Podszed³bli¿ej.- Byæ mo¿e zechcia³aby mi pani powiedzieæ, czego lub kogo mam szukaæ.Sam niewiem, gdzie mam siê zwróciæ.- Chwileczkê.Pana nazwisko?W ci¹gu kilku minut wydoby³a zeñ wszystkie szczegó³y sprawy, z któr¹ tuprzyszed³, nie zapominaj¹c oczywiœcie o drobiazgowym sprawdzeniu personaliów.- O ile siê orientujê w tych kwestiach.- odezwa³a siê po krótkim namyœle -.nie ma pan tu czego szukaæ.- Ale przecie¿ mówi³em.- Niewa¿ne.Poza tym jeszcze nie skoñczy³am.Otó¿ chcê przekazaæ pañsk¹ sprawêdo Biura Prawnego.Nacisnê³a jakiœ guzik.Nad biurkiem uniós³ siê ekran.- Panie Hanson.- uœmiechnê³a siê w stronê tafli -.mog³abym zaj¹æ panukilka sekund?- Tak, Grace?.- Zg³osi³ siê do mnie m³ody cz³owiek, który twierdzi, ¿e ma dziedzicznecz³onkowstwo gildii.Chcia³by pan z nim pomówiæ?- Ale¿ Grace.- odezwa³ siê mêski g³os -.przecie¿ zna pani tê procedurê.Niech zostawi swój adres, a pani wyœle go do domu i przeœle nam papiery dosprawdzenia.Zmarszczy³a brwi i nacisnê³a jeszcze jeden guzik.Choæ Max widzia³, ¿e rozmowatrwa dalej, nie móg³ s³yszeæ ¿adnego dŸwiêku.Wreszcie skinê³a g³ow¹, ekranznik³ gdzieœ w biurku.Nacisnê³a jeszcze jeden przycisk i powiedzia³a ju¿zupe³nie normalnym g³osem.- Skeeter!Jakiœ cz³owiek w liberii stan¹³ w progu, spogl¹daj¹c na Maxa zimnymi,taksuj¹cymi oczyma.- Skeeter.- powtórzy³a, wskazuj¹c na ch³opaka -.ZaprowadŸ go do mr.Hansona.Lokaj wypuœci³ powietrze nosem.- Tego?.- uœmiechn¹³ siê kpi¹co.- W³aœnie tego.A na przysz³oœæ trzymaj swój dziób nieco wy¿ej, nie rób min iwypluj gumê do ¿ucia.Hanson wys³ucha³ jeszcze raz opowieœci Maxa, po czym odes³a³ go do swego szefa- najwy¿szego radcy prawnego gildii, który ponownie przepyta³ Maxa.PóŸniejdostojnik pobêbni³ w blat sto³u i odby³ z kimœ rozmowê w ten sam sposób, jakpanienka z recepcji - bezg³oœnie.- Masz szczêœcie, mój synu.- powiedzia³, zwracaj¹c siê do petenta,cierpliwie oczekuj¹cego na decyzjê zwierzchnika - Jego Wielebnoœæ, Najwy¿szySekretarz Gildii zechce poœwiêciæ twej sprawie nieco swego cennego czasu.Gdywejdziesz do jego gabinetu, nie siadaj, tylko stañ przed Jego Magnificencj¹ imyœl jedynie o tym, co masz mu do powiedzenia.Kiedy da ci znak, ¿e pos³uchanieskoñczone, wycofaj siê, jak tylko mo¿esz najszybciej.Najwy¿szy Sekretarz le¿a³ w ogromnym, przepaœcistym fotelu, bardziejodpowiednim dla mamuta, ni¿ dla istoty z grubsza cz³ekokszta³tnej, zaœ jakiœcz³owiek w us³u¿nych podrygach masowa³ mu skronie.Gdy w progu stan¹³ Max,dostojnik podniós³ g³owê.- Proszê, wejdŸ, mój synu.- rzek³ zapraszaj¹co - Jak siê nazywasz?- Maxymilian Jones, Wasza Wielebnoœæ.- I jesteœ kuzynem Chestera Arthura Jonesa?.- Tak jest, Magnificencjo.- Zna³em brata Jonesa bardzo dobrze.By³ genialnym matematykiem.- zamyœli³siê przez chwilê - Jak mnie poinformowano, mia³eœ pecha, drogie dziecko izgubi³eœ dowód osobisty.Karl?.Choæ nie podniós³ g³osu, jak spod ziemi wyrós³ przed nim jakiœ m³ody cz³owiek.- S³ucham, Wasza Wspania³oœæ.- Proszê zdj¹æ odciski palców tego ch³opca i przes³aæ do komendy policji.tylko nie tutaj, lecz do samej centrali w Waszyngtonie.Niech pan przeka¿eszefowi serdeczne pozdrowienia w moim imieniu oraz powie, ¿e bêdê zobowi¹zanyza szybkie wykonanie stosownych badañ.Proszê mnie poinformowaæ, gdy tylkonadejdzie wynik ekspertyzy.Odciski palców natychmiast pobrano i Karl gdzieœ siê ulotni³.- Dlaczego pan tu przyszed³? - zapyta³ sekretarz, wyci¹gn¹wszy, siê w fotelu.Max zacz¹³ trwo¿nie opowiadaæ o swych marzeniach.Wspomnia³ oczywiœcie oobietnicy wuja Cheta.- Hm.to ju¿ s³ysza³em.- pochyli³ siê dygnitarz - Przykro mi, lecz muszêciê poinformowaæ, drogi ch³opcze, ¿e brat Jones nie zd¹¿y³ dope³niæ swegoprzyrzeczenia.Max nie móg³, nie by³ w stanie przyj¹æ do wiadomoœci tego prostego, rzeczowegowyjaœnienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]