[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zielony klejnot nabransoletce zaœwieci³ siê i mê¿czyzna zerkn¹³ na sumê ofiarowan¹ mu przez Cena,a potem podziêkowa³ mu krótkim skinieniem g³owy.Cen poszed³ dalej, min¹³bramki biletowe i biuro turystyczne, po czym wyszed³ na ulicê.Tak jak wHonolulu, w centrum miasta nie mog³y jeŸdziæ samochody osobowe.Przynajmniej ucieka mi spotkanie z doktor Smith, pomyœla³.Tyle dobrego.Uœmiechn¹³ siê.Zaiste, bardzo dobra rzecz!Londyñskie powietrze by³o tradycyjnie ch³odne i wilgotne.Na ulicy sta³y rzêdygranitowych budowli i nowszych wie¿ ze szk³a.Kilka przecznic dalej rz¹dbezlistnych drzew odcina³ siê ciemnymi liniami na tle nieba.Postanowi³ skupiæsiê na samej wêdrówce.Nie mia³ okreœlonego celu.Kilka razy kichn¹³ i w koñcuwyci¹gn¹³ chusteczkê do nosa.Nie przypomina³ sobie, ¿eby przed przyjazdemtutaj kiedykolwiek siê przeziêbi³, ale teraz by³ nieustannie chory.Czy¿by wten sposób solidaryzowa³ siê z Kaiulani? Zda³ sobie sprawê, ¿e jego cienkip³aszcz zupe³nie przemók³.Mo¿e powinien pos³uchaæ towarzysza podró¿y i kupiækapelusz.Kapelusze! Rozeœmia³ siê g³oœno, przyci¹gaj¹c spojrzenia kilkuprzechodniów na ulicy.O tak, mia³a parê kapeluszy, co? Zamawiane u najlepszejmodystki: egzotyczne pióra, modne w czasach Thomasa Huxley a, wij¹ce siê wokó³ronda i przykuwaj¹ce uwagê do jej szlachetnych rysów, do patrz¹cych wprostciemnych oczu, z których bi³a inteligencja i ¿arliwoœæ.Pomyœla³, ¿e to nie Hawajczycy nienawidzili nieomal wiktoriañskiego panowaniarodziny królewskiej pod koniec dziewiêtnastego wieku, ale amerykañscybiznesmeni.Pa³ac Iolani, w którym odizolowali królow¹ Liliuokalani, po tym jakzosta³a aresztowana na podstawie wyssanych z palca zarzutów, w pe³ni zas³ugiwa³na miano królewskiej siedziby.Dobrze pamiêta³, jak raz przekrad³ siê do œrodkawraz z grup¹ turystów.Zachwyca³ siê ozdobnymi meblami z importu, kryszta³owymikandelabrami, sal¹ tronow¹.Byli chyba najbardziej ³askawymi monarchami whistorii, a na dodatek najbardziej uwielbianymi.Przypomnia³ sobie, ¿eLiliuokalani, ciotka Kaiulani, agitowa³a za transatlantyck¹ lini¹ telefoniczn¹i gorzko zauwa¿y³a, po tym jak zosta³a bezprawnie zdetronizowana, ¿e ¿¹dnihawajskich bogactw amerykañscy biznesmeni nie byliby zadowoleni, gdyby mog³a³atwo kontaktowaæ siê z Waszyngtonem, kiedy decydowa³ siê los Hawajów.Kilkakrotnie uzna³a, ¿e musi opuœciæ Honolulu i udaæ siê do Waszyngtonu.Zawszewybiera³a siê z oficjaln¹ wizyt¹ i zatrzymywa³a w najlepszych hotelach.Jejnieobecnoœæ w królestwie nie by³a korzystna.Ale czy naprawdê widzia³ ksiê¿niczkê Kaiulani niespe³na godzinê temu?Z rêkami w kieszeni i spuszczon¹ g³ow¹ szed³ w zimnej m¿awce.Min¹³ du¿y park zzapêtlonymi alejkami, który koñczy³ siê ¿ywop³otem wy¿szym od niego.Jakiœmê¿czyzna prowadz¹cy dwa rosyjskie wilczarze min¹³ go poœpiesznie, odwróciwszyg³owê, i skrêci³ do parku.Cen mia³ nadziejê, ¿e jego torba jest rzeczywiœcienieprzemakalna, zgodnie z zapewnieniami producenta.W³aœciwie nie mia³ dok¹dpójœæ.Mo¿e, skoro by³ w Londynie, powinien pójœæ do pubu, w³¹czyæ swojegonotebooka i wyœwietliæ mapy, które z takim trudem stworzy³ - mapy pokazuj¹ce,gdzie, kiedy i jak d³ugo przebywa³a Kaiulani.By³o tam równanie wywiedzione zkrzywej czasu i miejsca, w³¹cznie z godzinami i miejscami, w których j¹widzia³.Ale pozosta³o nieukoñczone, natrêtnie otwarte.Czeka³o na dodaniewiêkszej liczby zmiennych, a¿ jego chaos bêdzie móg³ siê osadziæ wprzewidywalnym fraktalu.Ale kiedy ju¿ zdobêdzie tê informacjê.Raj i ekstaza, dla niego, produkt uboczny wiedzy wykraczaj¹cej poza najœmielszemarzenia wiêkszoœci ludzi na tej planecie.Potrz¹sn¹³ g³ow¹, szydz¹c z samego siebie.Do diab³a, dlaczego chodzenie tam,gdzie ona kiedyœ przebywa³a, mia³oby robiæ jak¹œ ró¿nicê? Przecie¿ od tamtegoczasu œwiaty wirowa³y poprzez nieskoñczonoœci przestrzeni.Mimo to wykry³œcie¿kê Kaiulani - sztuki teatralne odnotowane w jej listach, muzea, nawetkrólewskie przedpokoje, które by³y dostêpne dla zwiedzaj¹cych.obserwowa³ jakszalony twarze we wszystkich tych miejscach, zawsze z nadziej¹, w której by³anuta desperacji, mroczne szyderstwo z samego siebie.Nagle zatrzyma³ siê, czuj¹c ogromne wyczerpanie.W jego umyœle œwiat zwin¹³ siêdo dziwacznych topologii, wibruj¹cych strun, których istnienia dowodzi³y œladysi³y elektromagnetycznej - pozosta³oœci po Wielkim Wybuchu.Teraz mia³ zjawisko- swoj¹ mi³oœæ - któr¹ chcia³ wcisn¹æ do wszystkich tych teorii, którepozostawa³y nierozwi¹zane od niemal stu lat.Teorii czekaj¹cych na jednocz¹c¹wizjê, która mog³aby uwzglêdniæ wszystkie informacje wreszcie dostêpneœwiadomemu umys³owi.Uœwiadomi³ sobie, ¿e znajduje siê na d³ugim, odludnym, zamglonym skrawkuszerokiego kamiennego chodnika, gdzie stoj¹, w równych odleg³oœciach, ³awki ibardzo stare, pozbawione liœci drzewa, gin¹ce we mgle.S¹dz¹c po br¹zowychliœciach le¿¹cych przy krawê¿niku, by³y to dêby.Panowa³a tu zupe³na cisza, jakna wsi.¯adnych Londyñczyków.Niebo zesz³o na ziemiê.Czu³ siê jak wstaro¿ytnym Londinium za³o¿onym na bagnach, gdzie królowa³o dzikie ptactwo,podczas gdy mœciwa, rudow³osa królowa Boadicea knu³a spisek, ¿eby najechaæmiasto i wypêdziæ Rzymian.Boadicea ponios³a klêskê.Rzymianie zwyciê¿yli.Ruch OjczyŸniany, za którym Cenpod¹¿a³ w pewnej odleg³oœci mimo sceptycyzmu, poniesie klêskê.Zdobywcyzdobywali.To by³o ich zajêcie, ich cel, ich si³a napêdow¹.IS zwyciê¿y.Ciludzie dokonywali podbojów i zniewoleñ.Ludzka rzecz.A czas bieg³ tylko wjednym kierunku.Zreszt¹, to akurat by³o dobre.W ka¿dym razie by³o coœ wludziach, w œwiadomoœci, co dawa³o takie wra¿enie.On sam na pewno niezamieni³by ca³ej posiadanej przez siebie wiedzy na szansê ¿ycia jako staro¿ytnyHawajczyk.Ale czy zamieni³by j¹ na Kaiulani?Gdyby dotar³ do jej czasu.czego by siê dowiedzia³? Co by zapamiêta³? Jak bysiê zmieni³?Zimny podmuch wiatru przyprawi³ go o okropne dreszcze.Nie post¹pi³ m¹drzekrêc¹c nosem na doktor Smith.Ale co by³a w stanie zrobiæ IS? Ludzie z ISuwa¿ali, ¿e jego umys³ jest jak dojna krowa.Bêdzie do ich dyspozycji, dopókibêd¹ dla niego mili, dopóki bêd¹ mieli mu coœ do zaoferowania, na przyk³adnajdro¿sze wykszta³cenie.Gdyby doszed³ jednak do jakichœ wniosków, nie mia³powodu, ¿eby siê nimi dzieliæ.Mo¿e liczyli na jego naukow¹ pró¿noœæ? Spójrz namnie, Cen Kalakaua - pomyœla³em o tym! Chcê, ¿eby œwiat siê dowiedzia³, chcê,¿eby moim imieniem nazwano jakiœ napój bezalkoholowy albo grê VR.Nie mia³z³udzeñ co do korzyœci finansowych w tej sytuacji.Ten temat go nieinteresowa³, ale IS i tak zagarnê³aby wszelkie profity dla siebie.No có¿, w dalszym ci¹gu bêd¹ rozczarowani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]