[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dupek stan¹³.Wayne wysiad³.Murzyni k³êbili siê, ¿eby przyci¹gn¹æ uwagê.- Wracaj do Santo Domingo.Ja wrócê sam.Dupek wzruszy³ ramionami i odjecha³ z piskiem opon.Wayne wszed³ do PortAfrique.Wyczu³ zasadê amonow¹, nieoczyszczony alkohol.Pomieszczenie by³oprostok¹tne.Bar z pó³kami butelek i nic wiêcej.Na bocznych œcianach widnia³yfrancuskie slogany: „Moc¹ œwiêtej gwiazdy idŸ i znajdŸ”.„Spanie bez wiedzy ispania”.Barman spojrza³ na niego.Trzej inni mê¿czyŸni te¿.Trzymali obcekinowanekielichy.Unosi³y siê z nich opary.Zawartoœæ o wysokiej kwasowoœci, niskiejzasadowoœci.Na pewno klerin.Dziwactwo na pó³truj¹cych zwi¹zkach z gadzichgruczo³Ã³w.Wayne podszed³ do baru i uk³oni³ siê, ¿eby okazaæ szacunek.Trzej mê¿czyŸniodeszli.Butelki na pó³ce by³y przezroczyste i opisane po francusku.Barwionytalk, kora drzewa, proszek z wê¿a farmakologicznie czynny.Barman siê uk³oni³.Wayne wskaza³ pusty puchar.Spojrzenie barmana mówi³o„Jesteœ pewien?”.- S’il vous plaît, monsieur.Je suis chimiste, et voudrais essayer votre pluspotion.Barman siê uk³oni³.- Comme vous voulez, monsieur.Mais vous comprenez q’il y a des risques.- Oui - powiedzia³ Wayne.Barman otworzy³ butelki i zanurzy³ ³y¿eczkê.Roœliny wymienialne, kora, w¹trobarozdymki.Bufo marinus: gruczo³y przyuszne wê¿a morskiego.Klerin z syfonu.Nieznany p³yn, który to wszystko spieni³.Syk i bulgot przybra³y na sile.Pachnia³ jak wi¹zanie lotnych komponentów.Barman poda³ puchar z gestem b³ogos³awieñstwa.Wayne uk³oni³ siê i po³o¿y³ nabarze amerykañsk¹ gotówkê.Podesz³o trzech mê¿czyzn.Jeden wzniós³ toast, jeden go pob³ogos³awi³, jedenpoda³ mu kartê sekty.Piana przepali³a powietrze doko³a nich.Wayne wypi³miksturê jednym haustem.Przypiek³a mu gard³o.Wstrz¹snê³y nim dreszcze.- De rien, monsieur - powiedzia³ barman.- Bonne chance.*Znalaz³ zacienione miejsce pod wiosk¹.Stan¹³ tam i wy³¹czy³ odg³osy zzewn¹trz.Us³ysza³ oddech powietrza i wiedzia³, ¿e wierzy w tê chwilê.Poczu³,jak wiruje pod nim ziemia.Puls mu wali³ i ³¹czy³ jego cz³onki z otaczaj¹cymi drzewami.Widzenieperyferyjne mu siê poszerzy³o i pozwoli³o mu widzieæ ty³em g³owy.Oczy muza³zawi³y.Zobaczy³ doktora Kinga i pastora Hazzarda, p³ywali.Doktor Kingkolorowa³ Mary Beth.Pastor mia³ oczy Marsha Bowena.Przysiad³y w nim ptaki.Ich æwierkanie rozbrzmiewa³o jak te klikniêcia, które s³ysza³ ci¹gle tam wœwiecie.S³oñce zmieni³o siê w ksiê¿yc i wpad³o mu do kieszeni.Wci¹¿ widzia³kobietê o ciemnych w³osach z siwymi pasmami.68.(Los Angeles, 10.04.1969)- Marsh spierdoli³ sprawê - powiedzia³ Scotty.- By³ œwiadkiem rabunku i niezameldowa³.Dwight zapali³ papierosa.- Wiem.- Marsh ci siê przyzna³?- Powiedzia³ ³¹cznikowi.- Masz na myœli Wayne’a Tedrowa?- Zgadza siê.Scotty siê rozeœmia³.- Genialny casting.Czarnuchy siê go boj¹, wiêc go uwielbiaj¹.Nikt niepodejrzewa, ¿e jest pomocnikiem FBI, bo pracuje dla Ch³opców.Kawiarnia Dudziarza na Western.Pierwsza w nocy: gliny i upiory z SchaefferAmbulance.- Kto ci powiedzia³ o Waynie? - spyta³ Dwight.- Jeden z moich licznych informatorów na po³udniu.- Facet z monopolowego?- Milczê jak grób.Dwight przetar³ oczy.- Pogadajmy o Jomie.- Najpierw poproszê ustêpstwo.- Dobra.Puszczê Joma, jeœli odpuœcisz Marshowi.- Znaczy?- Znaczy, ¿e Jomo mo¿e byæ wy³¹czony z mojej operacji.Znaczy, ¿e to mójnajlepszy psychol z czarnych bojówek, ale mogê siê obejœæ bez stawiania go wstan oskar¿enia.Znaczy, ¿e masz coœ, o czym mi nie mówi, bo nie dzwoni³byœ domnie w nocy z powodu jednego czarnucha.Scotty doda³ œmietanki do kawy.- Zgadza siê pod ka¿dym wzglêdem.Jomo ma du¿o hajcu i chyba wiem, gdzie gotrzyma.- I jeœli bêdziesz potrzebowa³ Marsha na œwiadka, to go wezwiesz.- Zgadza siê.Dwight pali³ jednego za drugim.- Obiecujesz, ¿e nie ujawnisz powi¹zania Marsha z Biurem?Scotty wysêpi³ fajkê.Dwight mu podpali³.- Tak.Obiecujesz, ¿e nie przyskrzynisz Joma pod ¿adnym zarzutem federalnym,kiedy ja montujê swoj¹ sprawê?- Tak.Scotty siê sztachn¹³ i zgasi³.Przesz³o dwóch gliniarzy i zasalutowa³o.Scottydo nich mrugn¹³.- Dziêki za przyjœcie.Zdajê sobie sprawê, ¿e to tak w ostatniej chwili.Dwight siê przeci¹gn¹³.- W porz¹dku.I tak nie mog³em spaæ.- Zawsze jest gorza³a.- Na mnie s³abo dzia³a.- Zawsze s¹ kobiety.- Trochê mam doœæ tematu - powiedzia³ Dwight.69.(Cieœnina Mona, 10.04.1969)- C’est fini, l’héroïne.- Jesteœ fiutem.- Allons-y, l’héroïne - oui.Tygrysi Pazur ci¹³ fale.Cel: Point Higuero, Puerto Rico.Saldivar obs³ugiwa³silnik.¯abojad mostek.Gómez-Sloan i Canestel torpedy.Morales czyta³instrukcjê obs³ugi.Crutch obsadza³ dziobowe stanowisko karabinu maszynowego.Luc Duhamel rufowe.Wystartowali z prywatnej zatoczki Luca.Bez problemu op³ynêli pó³nocny brzeg.Ryzykowali jak cholera.£Ã³dkê kupili z funduszu pomocowego.Bebe Rebozo dostarczy³ kupê hajcu.Luc zna³ludzi od prochów w Point Higuero.Tygrysi Pazur nadchodzi³ ukradkiem, nocn¹por¹.Zrobi³ ju¿ cztery kursy sabota¿owe.Niegrzeczna ³Ã³dka.Z zatoczki Luca do Cieœniny Zawietrznej, stamt¹d do czerwonych klifów Kuby.Zniszczone dwa porty motorówek, trzydziestu Fidelistos mort.„Jesz ro¿ki lodowei jesteœ perwem”.Owszem, ale dziewiêtnastu komuchów sma¿y siê w piekle.Tygrysi Pazur: drewniany kad³ub, model z II wojny œwiatowej.Tygrysie paski,tygrysie ³apy, numer 109.L’hommage à le grand putain Jack.Crutch zjad³ aviomarin.Tygrysi Pazur skaka³ po wzburzonych falach.Zmierzchzgasi³ s³oñce, freon zamrozi³ wodê.L¹d zbli¿a³ siê od prawej burty.Saldivardostrzeg³ miganie semafora.¯abojad skrêci³ w stronê zatoczki.Mielizna ichotoczy³a.Œwiat³o latarni ostrzela³o dziób.Crutch zobaczy³ czterech Latynosówz thompsonami.Latynosi chwycili Tygrysi Pazur bosakami i przycumowali go solidnie.Wszystkodopasowane: karabiny maszynowe do szczelin w skale.Ekipa wyskoczy³a.Piasekwsypa³ im siê do skarpet.Latynosi z Puerto Rico wygl¹dali jak Kubañczycy.Wszyscy mieli te charakterystyczne oblicza macho.Pad³y nazwiska.Crutchmilcza³ jak grób.Latynosi pok³onili siê Lucowi.To by³ jego rodowód.Dwumetrowy kap³an voodoo i funkcjonariusz Tonton.Absolutnie wyj¹tkowy gnojek.Ekipa pod¹¿y³a za Latynosami.Zaroœla d¿ungli naciska³y na pla¿ê.Roi³y siênocne robaki.Œwiat³o latarni wiêkszoœæ z nich zabija³o w powietrzu.Crutchzobaczy³ ryback¹ chatê.Drzwi do niej pilnowa³o dwóch wartowników.Œrodek mia³dwa i pó³ na dwa i pó³ metra.Przy stole siedzia³y gostki od proszku.Saldivar przyniós³ pieni¹dze w plecaku.Luc przyniós³ wype³niacz sacharozowy,brzytwê i strzykawkê podskórn¹.Latynosi prze¿egnali siê i pob³ogos³awili jegotestowy odlot.Gómez-Sloan rozci¹³ pakunek.Saldivar ³y¿eczk¹ na³o¿y³ proszku do fioletowegoroztworu.Zrobi³ siê ¿Ã³³ty.¯abojad powiedzia³ voilà! Latynosi powiedzieliarriba! Luc przetar³ swoj¹ ig³ê, naci¹gn¹³ opaskê uciskow¹ i zapoda³ sobie w¿y³ê.Oczy wszystkich skierowane na Luca.A on jest ju¿ na koksodromie na przyl¹dkuCzarnaveral.Kieruje siê na pozycjê startow¹.Luc wcisn¹³ t³ok.Krew wp³ynê³a do strzykawki.Luc s³ucha³, cich³, lewitowa³ iopuœci³ ich, kieruj¹c siê do Siódmego Nieba.*Woda by³a zimna.Fale uderza³y o kad³ub i pieni³y siê na fordeku.Crutch mia³wachtê.Musia³ sobie zajaraæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]