[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Istota niewidzialnazna w³asn¹ œmieræ.— A ja, czy jestem ju¿ bliska zostania istot¹ niewidzialn¹?Nigdy jeszcze nie widzia³am Agnes œmiej¹cej siê tak g³oœno.Po jej policzkachœcieka³y ³zy.Poklepa³a mnie po plecach.—Zrobi³am, co siê da³o — powiedzia³a w koñcu.— Dlatego tu jesteœ.Je¿elipotrafisz ukraœæ koszyk, bêdzie to czyn niewidzialny, czyn wielkiej ³owczyni.Im lepsza ³owczyni, tym groŸniejsza zwierzyna.Ktoœ taki jak Rudy Pies jestniebezpieczniejszy ni¿ wszystkie duchy.Zapolowaæ na Rudego Psa i jeszczeukraœæ coœ z jego nory.No tak, je¿eli uda ci siê coœ takiego, to powiem, ¿erzeczywiœcie jesteœ bliska niewidzialnoœci.— Ale nie teraz?— Nie, jeszcze nie.Ten leœny kraj ci¹gle jest dla ciebie nowy.Niewidzialnoœæoznacza moc, a ty nadal jeszcze jesteœ niezdar¹.Niezdara, który zastawiasid³a, z³apie tylko drugiego niezdarê.Niezdara nie z³apie dobrej zwierzyny.G³upcy ¿yj¹ z g³upców, ale nie przejmuj siê tym za bardzo.Istota niewidzialnapotrafi byæ we wszystkich miejscach równoczeœnie.Mo¿esz czekaæ bardzo d³ugo inigdy nie zobaczyæ kogoœ takiego.Tylko istota niewidzialna mo¿e zobaczyæ inn¹istotê niewidzialn¹.Istota niewidzialna ma sny, które s¹ rzeczywiste.¯adna przeszkoda nie zatrzyma istoty niewidzialnej.Tam, gdzie urywaj¹ siê jejœlady, zobaczysz na niebie kruka, or³a albo balon, ale naprawdê bêdzie tounosz¹ca siê w powietrzu niewidzialna istota.K³opot z istotami niezdarnymipolega na tym, ¿e nigdy nie odró¿niaj¹ pomieszanych œladów.Nie znaj¹ siê natym i dobrze, ¿e tak jest — gdyby siê zna³y, wiedzia³yby, co zrobiæ.Takie niezdary tu i ówdzie trafiaj¹ na coœ wa¿nego.Zwróæ na to uwagê.Mówi¹ wtedy: ,,Ach, jakie to proste!" Tak siê dzieje wtedy,kiedy jesteœ na drodze do prawdziwej mocy i schylasz siê, ¿eby podnieœæpierwsz¹ b³yskotkê, na któr¹ natrafisz.Kiedy jesteœ na drodze doniewidzialnoœci i widzisz takie b³yskotki, unieœ wzrok w górê i omiñ jewszystkie.Kiedy taki niezdara podniesie swoj¹ b³yskotkê, wszystko siê dla niego koñczy.Jest przeklêty.Unosi siê wokó³ niego tuman py³u, a on s³yszy g³osy zzaœwiatów.Jest niepe³nym myœliwym.Wydaje siê pokorny, ale ma obsesjê napunkcie w³asnej wa¿noœci.Inne istoty widz¹, niezdara dokona³ b³yskotliwegoodkrycia, i zafascynowane.Najczêœciej ktoœ taki sieje wokó³ siebie zamêt izniszczenie.Idzie przed siebie i przepchnie siê gdzie zechce, ale nie ma wsobie ani trochê niewidzialnoœci.Ma si³ê m³odego byka i móg³by zostaæ królemczy innym w³adc¹ albo religijnym przywódc¹, ale nie pe³nym ³owc¹.Mo¿edoprowadziæ ciê tylko do tego miejsca, do którego sam doszed³.Myœli, ¿e jegob³yskotliwe odkrycie jest wszystkim, co istnieje.Tuli tê b³yskotkê do piersii ryczy g³oœno, a ludzie zbiegaj¹ siê, ¿eby popatrzeæ i sami maluj¹ siê w jegofa³szywe kolory.Stroj¹ siê w jego b³yskotki i ruszaj¹ za nim na w³asn¹ zgubê.Pewnie wydaje ci siê, ¿e nie da³abyœ siê nabraæ i posz³abyœ za tak¹ nieudoln¹istot¹, ale nie œmiej siê.W ka¿dej chwili mog³abym ciê odes³aæ do domu zpodobn¹ b³yskotk¹.Mo¿esz mieæ wszystkie wspaniale koszyki, jakie do tej porypowsta³y, oprócz tego jednego.Albo mog³abym ciê oszukaæ i powiedzieæ, ¿e dajêci œlubny i koszyk, a ty odjecha³abyœ szczêœliwa, ale nie mia³a — mia³abyœtylko zwyk³y koszyk.A jednak nie robiê tego.Nie oszukujê ciê i nie przestanêuczyæ.Chcê, ¿ebyœ zdoby³a to, po co przyjecha³aœ.Sama najbardziej chcê, i¿ebyœ mia³a ten œlubny koszyk.Prawdê mówi¹c, jest to dla mnie wa¿niejsze, ni¿ci siê zdaje.Najpierw musisz zdaæ sobie sprawê z tego ,¿e jesteœ w niebezpieczeñstwieLynn V.AndrewtZaczê³o siê.Wpatrywa³am siê w chatê Rudego Psa, otulona perlist¹, siw¹ mgie³k¹.Le¿a³am nabrzuchu pod morwowym krzakiem, zagrzebana w liœciach i z twarz¹ wysmarowan¹rzecznym mu³em.Czu³am mocny, intensywny zapach ziemi.Czeka³am w napiêciu.Mrówki biega³y po mnie i wokó³ mnie, sprawdzaj¹c, czy moja skóra nadaje siê dojedzenia.By³o to nie do wytrzymania, a jednak nie odwa¿y³am siê poruszyæ.Le¿a³am tak od dwóch dni.Czarodziejski pal¹c Rudego Psa, pomyœla³am w duchu.Jak to mo¿liwe, by ktoœ,kto potrafi³ ukraœæ œlubny koszyk i mia³ doœæ mocy, ¿eby mnie zabiæ, móg³ ¿yæ wtakich warunkach? Chata by³a prostok¹tna i niska i wygl¹da³a na niezamieszkan¹.Pecyny b³ota i stare gazety zatyka³y szpary pomiêdzy belkami.Blaszany dach by³zardzewia³y i pe³en dziur za³atanych kawa³kami papy.Maleñkie okna by³y takzat³uszczone, ¿e niczego nie mo¿na by³o dojrzeæ we wnêtrzu.Kogut i kurczêtagdaka³y za chat¹ przy szopie na narzêdzia, czêœciowo wkopanej w ziemiê zewzglêdu na pochy³oœæ terenu.Ben i Drum wyszli na zewn¹trz, udali siê w stronê szopy, otworzyli ciê¿kiedrzwi i zniknêli w œrodku na kilka minut.S³ysza³am, jak grzebali tam,przesuwali coœ z ³omotem i przerzucali.Ben stan¹³ w drzwiach, opar³ siê oframugê i pocz¹³ wyg³aszaæ sarkastyczne uwagi.— Drum, czy na pewno wiesz, do czego s³u¿y gwóŸdŸ? —-powiedzia³, rzucaj¹cniedopa³ek na ziemiê i rozdeptuj¹c go.— To chyba nie za trudne dla ciebie,co?Drum wyszed³ na zewn¹trz, wlok¹c ze sob¹ jakieœ narzêdzia i kawa³ki liny ikrz¹ta³ siê po obejœciu w poszukiwaniu ró¿nych rzeczy, a Ben chodzi³ za nimudaj¹c, ¿e go nadzoruje.Czyœcili czêœci jakiejœ zardzewia³ej maszynerii,uprz¹tali stare ¿elastwo, kopali do³ki i wrzucali do nich coœ, co wygl¹da³o naodpadki.Czasem jeden drugiego popycha³ ³obuzersko, albo opowiadali sproœnedowcipy.Najczêœciej jednak stali bezczynnie.Obaj starali siê wykonywaæ jaknajmniej pracy.Rozpadaj¹ca siê, koœlawa wygódka mia³a chybotliwe drzwi na zardzewia³ychzawiasach, które uchyla³y siê i przymyka³y na wietrze z uporczywymskrzypieniem.Chatê Rudego Psa nazwa³am w myœlach Œmietnikiem, poniewa¿wszystko, co by³o w obejœciu, wala³o siê porzucone, rdzewiej¹ce, po³amane izapad³e w ziemiê i wygl¹da³o na porzucone od dobrych czterdziestu lat.Staryp³ug le¿a³ wywrócony i mierzy³ lemieszem w niebo, jakby ziewaj¹c z nudów.Kilkastosów starych opon piêtrzy³o siê obok, s³u¿¹c wy³¹cznie kogutowi, którywskakiwa³ na nie i pia³ z zachwytem.NajwyraŸniej uwa¿a³ siê za pana Œmietnikai obwieszcza³ to z dum¹ œwiatu.Po prawej stronie, za wal¹cym siê p³otem, sta³y dwie chude krowy, którychstercz¹ce koœci biodrowe niemal przebija³y skórê.Mia³y wylenia³e boki, wysch³ewymiona, a zawieszone na ich szyjach dzwonki pobrzêkiwa³y cicho, gdy biednekrowiny prze¿uwa³y swoj¹ skromn¹ paszê.Le¿a³ tam te¿ stary ford, model T, przewrócony na bok i ob³upiony zewszystkiego, ³¹cznie z osiami.Podarty hamak, rozpiêty pomiêdzy tylnymzderzakiem auta a boczn¹ œcian¹ wygódki, ko³ysa³ siê na wietrze.Kiedy Ben i Drum z ³oskotem otwierali drzwi chaty na oœcie¿, a¿ podskakiwa³am.Wychodzili, aby skorzystaæ z wygódki albo wysiusiaæ siê przed gankiem,natomiast Rudy Pies najwyraŸniej nie odczuwa³ takich potrzeb.Nie widzia³am gojeszcze i nawet nie mia³am pewnoœci, czy jest w chacie.Przez ca³e dwa dni nies³ysza³am innych odg³osów prócz brzêku krowich dzwonków, gdakania kurczaków itrzaskania drzwi do chaty i wygódki.Na drugi dzieñ, póŸnym popo³udniem, dobieg³ z chaty dziwaczny, chorobliwyodg³os, na po³y zwierzêcy ryk.W³osy zje¿y³y mi siê na g³owie.Pocz¹tkowo by³to wysoki, skrzecz¹cy dŸwiêk, który rozleg³ siê kilka razy pod rz¹d, a potempos³ysza³am coœ w rodzaju ¿a³osnego ryku jakiegoœ prehistorycznego potwora.Wkilka chwil potem rozleg³ siê kilkakrotny rozdzieraj¹cy jêk, któremuodpowiedzia³ niski, warkotliwy odg³os.G³osy te rozlega³y siê przez d³u¿szyczas, ale nie uda³o mi siê rozpoznaæ ich Ÿród³a.Potem, nieoczekiwanie, zapad³a zupe³na cisza.S³ysza³am tylko szelest dr¿¹cychna drzewach liœci i œwist wiatru nad rozleg³¹ równin¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]