[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaborczym gestem zacisnął dłoń na jej piersi.Sophie zadrżała.Nie potrafiła opanować swego ciała, rozkoszującego się tym dotykiem.- Nie, nie - szarpała się rozpaczliwie.Przysięgła sobie, że nigdy więcej mu na to nie pozwoli.Niezależnie od tego, czego będą się domagać jej zmysły.- Właśnie, że tak, moja najmilsza - oznajmił dziwnym głosem.- Zamierzałaś mnie opuścić.Sugerowałaś, że nigdy cię nie pragnąłem.Nie zadowalałem cięjako kochanek.Zaraz ci udowodnię, jak bardzo się myliłaś.- Pochylił głowę ku jej piersi.- Nie chcę ciebie, przestań! Idź do Janet, ona na pewno.- zakończyła z jękiem, gdyż reakcje jej ciała na pieszczoty Justina zadawały kłam jej słowom.- Każdy może mieć Janet, ale tylko ja mogę mieć ciebie.I tak zostanie.- Nie! - krzyknęła rozpaczliwie, lecz wiedziała, że nic jej z tego nie przyjdzie.Justin jej pragnął.W jego oczach ujrzała taką pasję i taki głód, że wstrząsnęło nią to do głębi.Tym razem rzeczywiście nie zamierzał się kontrolować.Czyż to nie ironia losu, że tak jej na tym zależało, a teraz nie może tego znieść?- Tak! Nie pozwolę ci odejść.Nigdy - powiedział zduszonym głosem.A potem.A potem nastąpiło coś, czego nie spodziewała się nawet w marzeniach.Cały świat rozprysnął się w tysiące fajerwerków, w potężną eksplozję, która poraziła ich oboje.Następnie zapadła ciemność.Sophie patrzyła na śpiącego obok mężczyznę.Jego włosy i skóra były jeszcze wilgotne od potu, długie czarne rzęsy rzucały cienie na policzki.Wydawał się o lata młodszy.A może to tylko przez delikatne, nieśmiałe jeszcze światło poranka?Odgarnęła posklejane jasne pasma z mokrego czoła.Ledwo żyła.Była kompletnie wyczerpana, a przecież nie mogła zasnąć.Nie po takiej nocy.Justin wprowadził ją w takie tajniki erotycznych doznań, o jakich jej się nigdy nie śniło.Prezentował nieokiełznaną, dziką pasję, a Sophie, ku obopólnemu zdumieniu, bez trudu dotrzymywała mu kroku.Oparła się na ramieniu i przyjrzała mu uważniej.Na jej całą noc.Tak, jej mąż rzeczywiście okazał się w łóżku istnym tygrysem.Co udowadniało, że Janet jednak nie kłamała.Po policzku Sophie spłynęła łza.Wtuliła głowę w poduszkę i zapłakała cicho.Nagle poczuła dotyk silnego ramienia, które objęło ją i przyciągnęło do męskiego ciała.Stłumiła szloch.Nie chciała, by Justin przyłapał ją na płaczu.Czekała na jego pytania, lecz on milczał.Wreszcie zrozumiała, że on nawet się nie obudził, jego reakcja była czysto odruchowa.Jasne, pilnował swojej własności.Poczuła się straszliwie zmęczona i zamknęła oczy.Najlepiej zrobi, jak też postara się zasnąć.Tylko wtedy nie będzie czuła tego rozdzierającego bólu.Chociaż na kilka godzin zapomni, że ją zdradził.Nie mogła jeść.Siedziała nad talerzem, niezdolna do przełknięcia czegokolwiek.Wreszcie stwierdziła, że przeciąganie tej ponurej kolacji nie ma sensu.Wstała.- Przynieść ci kawę do gabinetu? - rzuciła gdzieś w przestrzeń.- - Ach, więc jednak się do mnie odzywasz - wycedził ironicznie.- Już zaczynałem tracić nadzieję, że jeszcze kiedyś spotka mnie ten zaszczyt.- Odpowiedz na moje pytanie.Całą resztę możesz mi powiedzieć przez prawnika.- Cofnęła się, gdy Justin zerwał się na równe nogi, nie bacząc na to, że przewraca krzesło na podłogę.- Nie życzę sobie tego więcej słyszeć.Jesteś moją żoną i zostaniesz nią.Wydawało mi się, że ostatniej nocy udowodniłem to wystarczająco jasno.A jeśli nie zostałaś w pełni przekonana i potrzebujesz kolejnych dowodów, to chętnie służę.Sophie nie kryła pogardy.- No tak.Ty oczywiście myślisz, że seks wszystko załatwi.- Nie przypominam sobie, żebyś w nocy na coś narzekała - odciął się natychmiast.Gniewnie potrząsnęła głową.- Mam dość tej rozmowy, idę zaparzyć kawę.Zadowolona, że ma pretekst do zejścia Justinowi z oczu, wyszła do kuchni.Pani Crumpet miała dzisiaj wychodne, więc Sophie życzyła jej miłego dnia serdeczniej niż zazwyczaj.Wiedziała, że więcej już nie zobaczy przemiłej gospodyni, z którą zdążyła się zżyć przez ostatnie siedem lat.Justin spędził całe popołudnie w pracy.Wykorzystała więc nieobecność męża i spakowała swoje rzeczy.Teraz walizki stały w szafie, a bilet lotniczy na poranny samolot do Stanów leżał bezpiecznie w torebce.Musi wytrzymać jeszcze te kilka godzin, a potem będzie wolna.- Powinniśmy porozmawiać.- Sięgnął ponad jej głową do kuchennej szafki i wyjął filiżanki.- Pozwól, że ci pomogę.Poczuła na szyi jego ciepły oddech i odwróciła się.Pomyślała w popłochu, że stoją stanowczo zbyt blisko siebie, co stwarza dla niej pewne zagrożenie.Odsunęła się nerwowo.Justin zamarł na moment.- Przecież nic ci nie zrobię! Czy ty naprawdę uważasz mnie za jakiegoś potwora? Popatrz na mnie - zażądał.- Robię kawę.- Włączyła ekspres i nie odrywała od niego wzroku.- Dobrze, proszę bardzo - westchnął z rezygnacją.- Ale i tak porozmawiamy.Usłyszała, że odsuwa krzesło od stołu i siada.Wydawało jej się, że czuje na sobie jego przeszywający wzrok.Ręce jej drżały, gdy nalewała kawę.Odwróciła się, trzymając filiżanki, i zatrzymała się nagle.Justin siedział z łokciami wspartymi na stole, zgarbiony, z twarzą schowaną w dłoniach.Wydawał się zupełnie innym człowiekiem niż ten, którego znała.Bezradnym, delikatnym, głęboko zranionym.Serce ścisnęło jej się boleśnie.Przez chwilę odczuwała ogromny żal, lecz Justin niemal natychmiast wyprostował się, przybierając kamienny wyraz twarzy.Postawiła filiżanki na stole i zajęła miejsce naprzeciw męża.Zdała sobie sprawę z tego, że siedzą tak po raz ostatni.Ta myśl sprawiła jej ból.- Przepraszam cię.- Justin z troską spoglądał w jej pełne udręki oczy.- Nie powinienem był się tak zachować ostatniej nocy.Masz prawo być na mnie zła.- Urwał, gdyż Sophie żachnęła się z pogardą.Jak mógł być aż tak gruboskórny? Przepraszał ją za to, że jej wreszcie naprawdę zapragnął, a nie za wszystkie świństwa, jakie popełnił?- Owszem, jestem.- To się więcej nie powtórzy, obiecuję.- Rysy jego twarzy ściągnęły się boleśnie.- Ja.Cóż, straciłem panowanie nad sobą.- Nic nie rozumiesz - z wyraźnym politowaniem potrząsnęła głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]