[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego ostatniego bym nie polecał, kiedy chodzi o cenny ładunek.System naprowadzania może ulec uszkodzeniu.– W porządku – zgodził się Eastman.– Samolot odpada.A pozostałe możliwości?– Nie przypuszczam, żebyście mogli zdobyć niszczyciel – powiedział z zadumą Parker.– A zainstalowane gdzie indziej wyrzutnie torped są jakby trochę nie na swoim miejscu, jeśli rozumie pan, co mam na myśli.Chyba najlepiej będzie wystrzelić je spod wody – sprawnie i dyskretnie.Oznacza to jednak, że potrzebujemy statku o dużej wyporności.Eastman skinął głową.– Podoba mi się pańskie rozumowanie.Brzmi logicznie.– Tam, gdzie załatwił pan tę torpedę, powinien pan też dostać wyrzutnię, z jakich korzystają okręty podwodne.Do odpalenia ładunku mogę wykorzystać butle z powietrzem.– Będzie pan miał tę wyrzutnie – obiecał Eastman.Parker ziewnął i oznajmił:– Jestem zmęczony.Zrobię panu wykaz na jutro.– Szefowa kazała dzisiaj – zauważył Eastman.– Więc będzie musiała poczekać, do cholery – odburknął Parker.– Jestem tak zmęczony, że nie mogę myśleć.To nie będzie robota od ręki i osiem godzin niczego nie zmieni.– Przekażę jej pańskie słowa – powiedział drwiąco Eastman.– Zrób to, kolego – odparł Parker.– Ustalmy od razu zasady współpracy, dobrze? – popatrzył Eastmanowi w oczy.– Jeśli chce pan, żebym się śpieszył – proszę bardzo, ale nie ręczę za efekty.Kiedy pracuję po swojemu, daję gwarancję.– Uśmiechnął się.– Nie chcielibyście stracić tej torpedy z pełnym ładunkiem narkotyków, prawda?– Nie, do diabła! – na samą myśl o tym Eastman mimo woli się wzdrygnął.– No właśnie – powiedział Parker, odprawiając go ruchem dłoni.– Niech pan teraz stąd zjeżdża i wróci rano, około dziesiątej.Wtedy wykaz będzie gotowy.Wiemy już, gdzie mamy spać.– W porządku – odparł Eastman.– Wrócę jutro.– Przeszedł przez szopę i zaczął wchodzić po drewnianych schodach.Kiedy dotarł na górę, odwrócił się.– Jeszcze jedno.Niech nikt z was się stąd nie oddala.Ali ma tego dopilnować.To kawał drania, kiedy się go rozdrażni, więc uważajcie.– Będziemy na niego uważać – stwierdził Abbot.Eastman uśmiechnął się jowialnie.– Nie to miałem na myśli, ale wiecie, o co chodzi.– Otworzył drzwi i usłyszeli, jak mówi coś ściszonym głosem.Kiedy zniknął, pojawił się Ali.Nie zszedł po schodach, lecz stał oparty o poręcz i obserwował ich.Abbot spojrzał na Parkera.– Trochę go przydusiłeś, co?– Musiałem sobie zapewnić swobodę ruchów – odparł Parker, szeroko się uśmiechając.– Spotykałem już takich typów, kiedy byłem podoficerem.W marynarce jest wielu zadufanych oficerów, którzy próbują cię zgnoić.Ale dobry fachowiec zawsze da im popalić.Trzeba tylko przycisnąć ich na tyle mocno, żeby to poczuli.Zorientują się w mig, o co chodzi.– Mam nadzieję, że się nie przeliczysz – powiedział Abbot i spojrzał na torpedę.– Błyskawicznie to załatwili.Zastanawiam się, jakim cudem zdobyli ją tak szybko.Cholernie sprawnie działają.Myślę, że będziemy musieli bardzo na siebie uważać.– Popatrzył z namysłem na stojącego na schodach Araba.– Wcale nie żartowałem, że jestem zmęczony – stwierdził Parker.– Poza tym chcę zrzucić z siebie ten idiotyczny strój, bo mnie dobija.Chodźmy już spać, do diabła!IIOtrzymawszy wykaz Eastman załatwił wszystko bardzo sprawnie.W ciągu dwóch dni zainstalowano większość potrzebnego sprzętu.Torpeda została na ten czas ukryta, aby nie zobaczył jej nikt z robotników.Mieli odnieść wrażenie, że wyposażają jedynie niewielki warsztat.Potem zaczęła się praca przy samej torpedzie.Abbot był zdumiony złożonością jej konstrukcji i patrzył na Parkera z coraz większym podziwem.Ktoś, kto zna się na tak skomplikowanym urządzeniu i obchodzi się z nim nader swobodnie, zasługuje na najwyższy szacunek.Wyjęli ołowiowo-kwasowe baterie – pięćdziesiąt dwie sztuki – i ułożyli je w stos w kącie szopy.– Będą mi później potrzebne do przetestowania silnika – oznajmił Parker.– Nie ma sensu zużywać tych drogich.Ale potem trzeba je zatopić w morzu.Byle marynarz zorientuje się od razu, co to jest i może być wpadka.Eastman zanotował to sobie, Abbot pomyślał zaś, że Parker jakby za bardzo wczuwa się w swoją rolę.Powiedział mu to, kiedy zostali sami.– Musimy się postarać, żeby to dobrze wyglądało, prawda? – odparł z uśmiechem Parker.– Liczy się każdy drobiazg.Eastman powoli się z nami zaprzyjaźnia.Możemy na tym skorzystać.– Abbot musiał przyznać mu rację.Parker wymontował silnik, żeby go wyczyścić.– Jest w dobrym stanie – powiedział, poklepując go niemal z czułością.– Piękna robota.Taki mały, a ma dziewięćdziesiąt osiem koni mechanicznych.Konstruują prawdziwe cuda, żeby je potem wysadzać w powietrze.– Pokręcił głową.– Żyjemy w dziwnym świecie.Demontował ostrożnie torpedę, a tymczasem Abbot pomagał mu we wszystkim i czyścił mniej ważne części.Parker zamówił – i dostał – specjalne oleje i smary do uszczelniania dławików oraz kosztowne kable do zmodernizowanych obwodów.Nowe baterie rtęciowe też warte były fortunę.Parker, niczym ewangelista, głosił słowo „perfekcja”.– Nic nie jest dla niej za dobre – twierdził stanowczo.– To będzie najlepsza torpeda, jaka kiedykolwiek ślizgała się po wodzie.I bardzo możliwe, że się nie mylił.Żadnej torpedy nie otaczano dotąd w marynarce tak niepodzielną i serdeczną troską.Abbot doszedł do wniosku, że podobne emocje mógł wzbudzać jedynie prototyp, hołubiony przed ostatnimi próbami przez zdenerwowanych konstruktorów.Eastman szybko pojął sens nieprzejednanej postawy Parkera.Zobaczył, że Parker naprawdę bardzo się stara i udzielał mu chętnie wszelkiej pomocy.Abbot pomyślał, że właściwie trudno się temu dziwić, skoro głowicę torpedy miały wypełnić narkotyki warte dwadzieścia pięć milionów dolarów.Najwięcej czasu zajął Parkerowi system naprowadzania, nad którym trząsł się jak kwoka nad kurczęciem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]