[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Solidne kamienice, zamieszkane przez porządnych kupców i mistrzów cechowych,zastąpiły niewielkie białe wille, figlarnie wychylające się z ogródków i przystrzyżonychżywopłotów.Ulice stały się szersze, otwarte na place z rzęsistymi fontannami, jezdniaminieskażonymi stopą przechodniów, po których swobodnie mogły jeździć powozy zpoczwórnym zaprzęgiem.Teraz były puste.- Otwórz oczy, Essi.Jaskrowi znudziło się odgrywać rolę małego przewodnika ślepego barda.- Już można.Ufnie uniosła powieki.Nawet pachniało tutaj inaczej: kwiatami, zielenią i mydłem,jakim zmywano marmurowe płyty.- Proszę państwa!Na ganek wybiegła dziewczynka.Jej zgrabne pantofle deptały syreni ogon namozaice.Essi drgnęła, jakby chciała uciekać, stanęła jednak, z całej siły przytrzymując Jaskra,który nie miał zamiaru odwracać się, chociaż nie przyspieszył też kroku.- Tak, dziecko - mruknął niechętnie.Panienka była dobrze wychowana, nie zapomniała zatem wykonać pospiesznegodygnięcia.- Mama zachorowała.Powiedziała, że głowa ją boli, zamknęła oczy, położyła się i niewstaje.Chciałam posłać po pomoc służącą, ale gdzieś zniknęła.Teraz Jaskier miał ochotę zamknąć oczy.Podczas wojny, pomyślał, widziałem sporo trupów kobiet i dzieci.Na początku byłomi ich żal i zbierało się na płacz, potem jednak dusza skamieniała i odwracałem oczy odmałych trupków, jakby to były połamane lalki lub coś w tym rodzaju.Lalek byłoby nawetbardziej żal, gdyż były rzadsze.Dlaczego więc teraz coś takiego sprawia ból? Kim oni są, bytestować naszą wytrzymałość? I po co?- Wiesz, gdzie mieszka lekarz, dziecko?Dziewczynka niepewnie wskazała w głąb ulicy.Jaskier potarł w zadumie wargę.- Wiesz co - rzekł w końcu - możemy cię zaprowadzić do doktora.Ulice stały się.trochę niebezpieczne, pełne złych ludzi.- Tak - zgodziła się panienka.- Mama mówiła, żebym sama nie chodziła po ulicy, wżadnym wypadku.Bo zdarzają się źli ludzie.Są brudni i brzydko pachną.Mogą ubliżyć,mówiąc złe, ordynarne słowa.Nie może pan sam pójść po doktora?Widocznie, uznał Jaskier, jesteśmy dla niej wystarczająco brudni, by to uczynić.- Nie, dziecko.Spieszymy się w swoich sprawach.- Jaskrze - powiedziała cicho Essi - możesz mnie chwilę posłuchać?- Wiem, co mi powiesz, Pacynko - odpowiedział szeptem.- Wiem też, co ty mi powiesz: Ile dzieci umiera teraz w tych cichych domach zazamkniętymi drzwiami.Jaki sens zajmować się tą jedną.- Zaproponowałem, że odprowadzę ją do lekarza.Nie mogę zaciągnąć jej siłą.- A jeśli doktor.skoro go już nie ma? Biedna dziewczynka.- Całkiem bogata.- Dobrze wiesz, o czym mówię.Pozwolisz umierać jej tutaj w gorączce, bez żadnejpomocy ani opieki? Pozwolisz stać się ofiarą rabusiów? Maruderzy na pewno się zjawią,Jaskrze.Wieczorem, gdy stanie się jasne, że władze są bezsilne i.Geralt nie pozwoliłby nato.Spochmumiała, a wielkie niebieskie oczy utkwiła w jednym punkcie.Jaskier znał tospojrzenie.- Zrobiłby wszystko, co w jego mocy.- Nie kłuj mnie w oczy Geraltem - wybuchnął.- Dlaczego od razu uważasz mnie zapodleca?- Wybacz, nie chciałam.Panienka obserwowała ich oboje z zainteresowaniem, jakby czekała, kiedy zacznąmówić złe, ordynarne słowa.Potem na wszelki wypadek znowu dygnęła.- To może jednak pan mnie zaprowadzi do lekarza? Lepiej, jak pójdę z wami -oznajmiła z godnością.- Nie jesteście tak bardzo brudni.Chyba bywają gorsi.- Chodź - zgodził się Jaskier, machnąwszy ręką z rezygnacją.- Dokąd trzeba iść?Tam?- Zgadza się.Najpierw duży dom z kolumnami, więksay od naszego.I ogród.Dalejnastępny ogród i dom doktora.Ma całkiem ładny zaprzęg, wiecie? Prawie jak nasz.Tylkonasze konie są czarne, a jego siwojabłkowite.- Jasne.Siwojabłkowite.Co zrobimy, jeśli doktor też się zmienił w pacjenta? Ciągnąć ze sobą tę dzierlatkę?- Myślę, że mama umiera - rozmyślała głośno panienka, tupocząc na gładkich płytachchodnika - i zostanę sierotą.Ciocia Agata mówiła, że będę kiedyś bogatą dziedziczką.- A tatko? - spytał ostrożnie Jaskier
[ Pobierz całość w formacie PDF ]