[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ważne, że mieszkam tutaj, samotny od pięciu lat, okulary takie, jak pan widzi, aparycja taka, jak pan widzi, raczej się pogodziłem, że jedyne wieczorne rozrywki to jak telewizja się zlituje i puści coś dobrego.Marcin pokiwał głową ze zrozumieniem.Widocznie takie życie było też jego udziałem.– Dwa tygodnie temu siedzę na Krupówkach w Maleńkiej.– Ba, gdzieżby indziej!– No właśnie.Siedzę w Maleńkiej i wsuwam żurek, oczywiście wszystkie stoliki zajęte, pyta się kobieta, czy może się przysiąść.Czterdzieści lat plus minus, czarna, taka trochę w typie.ja wiem.tej z telewizji, Kolendy.Tylko krótkie włosy.– Szału nie ma.– Wstydu też nie.Zjedliśmy żurek i placki na spółkę, deser, półtorej godziny siedzieliśmy i gadaliśmy.Za bardzo nie wiedziałem, co dalej, ale ona i tak musiała wracać do Krakowa, dała mi wizytówkę i powiedziała, że bywa w Zakopanem regularnie.– A co robiła?– W sprzedaży.Sprawdzałem potem firmę w sieci, jakieś ogrzewanie ekologiczne.Marcin spojrzeniem zachęcił Hauptmanna do kontynuacji.– Wieczorem napisałem maila.Potem rozmawialiśmy też przez internet, jakoś to wszystko fajnie się układało, bardzo fajnie.Hauptmann zawiesił głos i zapatrzył na ludzi w drugim wagoniku.Wyglądało na to, że wybuchła tam jakaś kłótnia.Awantura raczej.– Sexting? – spytał Marcin.– Słucham?– Takie świntuszenie na odległość.Brat kuzyna mi opowiadał, że to teraz modne.– Marcin odchrząknął i spalił raka.– Powiedzmy, że nie zawsze była to bardzo elegancka i przyzwoita rozmowa.Ale wiesz, nie jesteśmy w podstawówce, żeby tygodniami trzymać się za ręce.– Nie no, jasne, jasne.– I w końcu wymyśliła, że żeby romantycznie tak bardziej, to się spotkamy na Kasprowym.Że po tym wszystkim, co pisaliśmy, i tak pójdziemy do łóżka, ale jak spotkamy się tutaj, to będzie jeszcze czas, żeby się podrażnić i jak to mówiła, zbudować napięcie.– Super.– Słuchaj dalej.Hauptmann znowu przerwał.W sąsiednim wagoniku kłótnia przerodziła się w szamotaninę.Ludzie cofnęli się pod ścianę, na środku ktoś kogoś popchnął, wagonik zabujał się nieprzyjemnie.16Emocje Hermoda były bardzo głęboko ukryte i nigdy nie przeszkadzały mu w pracy.I choć nie mrugnął, nie zwlekał ani nie zawahał się, to nie było to miłe.Wystukał na telefonie dziewięciocyfrowy kod i wcisnął zieloną słuchawkę.17Wspinaczka była trudniejsza, niż mu się na początku wydawało.Szczeliny wypełniał mokry mech, co drugi kamień zostawał mu w rękach, wiało coraz mocniej i pomału drętwiały mu palce.Jego samopoczucia nie poprawiał fakt, że nie miał sprzętu, liny ani partnera.Niby teren nie był wymagający, ale głupi błąd lub przykra niespodzianka i człowiek kończył jako kupka połamanych kości sto metrów niżej.Trzema szybkimi ruchami pokonał mniej stromy kawałek i wszedł na coś, co wyglądało jak przyklejony do ściany duży klocek Lego.Lekko wystająca formacja z bardzo wyraźnymi chwytami, wchodziło się po tym jak po wąskich schodach na strych.Nagle odniósł wrażenie, że klocek nie jest do końca stabilny.Zamarł na moment, czekając, czy znowu poczuje zachwianie, ale nie, musiał wziąć podmuch wiatru za ruch skały.Na wszelki wypadek kolejne ruchy wykonywał mniej energicznie.Najpierw błysnęło.Gdzieś daleko mignęła błyskawica.Odruchowo spojrzał w górę i zobaczył, że błyska nie niebo, tylko peron kolejki, jakby gdzieś w środku strzelił flesz.Białe, jaskrawe światło buchnęło z budynku stacji, wycinając we mgle nisko wiszącej chmury mleczny graniastosłup.Zanim zdążył zrozumieć, co to oznacza, usłyszał syk, przeraźliwie głośny, skwierczący syk, jakby deszcz lunął na rozgrzaną do czerwoności patelnię wielkości skrzyżowania.A potem wszystko rozegrało się błyskawicznie.Dwie liny nośne jednego z wagoników drgnęły – w pierwszej chwili pomyślał nawet, że to kolejka ruszyła – i zaczęły opadać, nabierając prędkości.Uderzyły w metalową kratownicę peronu, z nieprzyjemnym zgrzytem zsunęły się po niej i ułamek sekundy potem Gmitruk zobaczył coś, na co kompletnie nie był przygotowany.Końcówki lin zamieniły się w dwie białe kule wrzącej stali.Spadły z kratownic i zaczęły szorować po skale, pędząc w jego kierunku, wijąc się i plując na wszystkie strony kroplami roztopionego metalu.Przylgnął do bloku skalnego i schował głowę między ramionami, mając nadzieję, że bicze go nie dosięgną.Widział kątem oka, jak obie liny tańczą po skale, podskakując na kamieniach.Spróbował się odsunąć choć kawałek w lewo i to była najlepsza decyzja, jaką podjął tego dnia.Jeden gorejący koniec pacnął z sykiem i skwierczeniem pół metra dalej, oślepiając go białym światłem, przypominającym blask płonącej magnezji.Drugi uderzył dokładnie w miejsce, gdzie chwilę temu znajdowała się jego głowa.Kropla wrzącej stali oderwała się od liny i spadła na dłoń Gmitruka w miękkim miejscu pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym, przepaliła na wylot skórę i mięsień.Do mózgu Gmitruka jednocześnie pomknęły dwa sygnały.Po pierwsze niewiarygodny sygnał z oka, informacja o tym, że ma w ciele dziurę na wylot
[ Pobierz całość w formacie PDF ]