[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W chwilê póŸniej komplet macek i profesora, i asystenta ze œwistemprzeci¹³ powietrze i zastyg³, dr¿¹c lekko, skierowany na stoj¹cego,uwolnionego z wiêzów cz³owieka.- Œwiêty, stê¿ony Qrm! - Umys³ profesora ledwie przekaza³ tê dr¿¹c¹ myœl.-P³askooki potwór.Wydosta³ siê na wolnoœæ!- Z klatki z prawdziwego papieru! - doda³ Srin z nabo¿nym podziwem.Lirld otrz¹sn¹³ siê pierwszy.- Miotacz - rzuci³ stanowczo.- Podaj mi miotacz, Srin.Kredyty kredytami, alenie mo¿na ryzykowaæ z tym stworzeniem.Jesteœmy w œrodku miasta.Jeœli raz siêzacznie miotaæ.- Zadr¿a³ na ca³ej d³ugoœci swej czarnej walizki.Szybkoprze³¹czy³ coœ w pokrêtnym instrumencie podanym mu przez Srina.Wycelowa³ doManshipa.Wydostawszy siê z papierowego worka, Manship przystan¹³ niezdecydowany nablacie sto³u.Nie bêd¹c ani trochê cz³owiekiem czynu, stwierdzi³, ¿e stoi przedpowa¿nym problemem, mianowicie - w któr¹ stronê siê udaæ.Nie mia³ pojêcia,którêdy poszli tatko i syn Glomg; co wiêcej, poczu³ siê zagubiony, nie widz¹cdoko³a niczego podobnego do drzwi.¯a³owa³, ¿e nie zwróci³ uwagi, przez jaki tootwór wszed³ Rabd, gdy do³¹czy³ do ich weso³ej gromadki.Ju¿ prawie zdecydowa³ siê skierowaæ w stronê zygzakowatych wciêæ wprzeciwleg³ej œcianie, gdy k¹tem oka spostrzeg³, jak Lirld celuje do niego zmiotacza, choæ dr¿enie macek zdradza³o niefachowca.Umys³, który rejestrowa³ostatni¹ wymianê zdañ gdzieœ w zak¹tkach pamiêci, nagle oœwieci³ go, ¿e zachwilê stanie siê pierwsz¹, choæ prawdopodobnie nie odnotowan¹ w kronikachofiar¹ Wojny Œwiatów.- Hej! - wrzasn¹³, zapominaj¹c o znikomych mo¿liwoœciach wzajemnejkomunikacji.- Ja tylko chcê poszukaæ Rabda! Nie bêdê siê nigdzie miota³.Lirld zrobi³ ze swoim narzêdziem coœ, co przypomina³o nakrêcanie zegara, aleprawdopodobnie odpowiada³o naciskaniu spustu.Jednoczeœnie zamkn¹³ wszystkieoczy - wca-³e niebagatelna sztuka.Temu w³aœnie, co Clyde Manship uœwiadomi³ sobie póŸniej, gdy czas i miejscebardziej sprzyja³y rozmyœlaniom, zawdziêcza³ ¿ycie.Temu i fantastycznemususowi w bok w chwili, gdy miriady czerwonych kropek z trzaskiem pru³y w jegostronê.Czerwone punkciki musnê³y jego bluzê od pi¿amy i uderzy³y w ni¿szy ³ukpodtrzymuj¹cy sufit.Bez jednego dŸwiêku pojawi³a siê w murze metrowejszerokoœci dziura.By³a na tyle g³êboka, ¿e dojrza³ nocne, gwiaŸdziste niebo.Gêsty tuman bia³ego py³u opad³, jak z dawno nie trzepanego dywanu.Gapi¹c siê na ten tuman, Manship poczu³, jak mikroskopijne lodowce sp³ywaj¹ mudo serca.¯o³¹dek rozp³aszczy³ siê na œcianie jamy brzusznej i próbowa³ukradkiem skoczyæ miêdzy ¿ebra.W ¿yciu jeszcze nie czu³ takiegoobezw³adniaj¹cego strachu.- He-e-e-ej.- zacz¹³.- Trochê za du¿o mocy, profesorze - rozs¹dnie zauwa¿y³ Srin z miejsca, gdziespocz¹³ z mackami przyciœniêtymi do œciany.- Trochê za du¿o mocy, a za ma³oglrnk.Proszê wzi¹æ wiêcej glrnk, a zobaczymy, co siê stanie.- Dziêki - odetchn¹³ Lirld.- To znaczy, tak jak teraz? Jeszcze raz podniós³ iwycelowa³ urz¹dzenie.- Hej-j-j! - kontynuowa³ Manship tym samym tonem, nie dlatego, ¿e uzna³ efektytego stwierdzenia za szczególnie korzystne, ale po prostu zabrak³o mu zdolnoœcitwórczych do wymyœlenia bardziej skomplikowanej wypowiedzi.-Hej-j-j! -powtórzy³, szczêkaj¹c zêbami i wytrzeszczaj¹c na Lirlda wcale nie tak p³askieoczy.Podniós³ dr¿¹c¹ rêkê w ostrzegawczym geœcie.Trwoga kr¹¿y³a po jego ciele, jakz³a wiadomoœæ po stadzie ma³p.Widzia³, jak flefnob znów w szczególny sposóbnakrêca spust.Myœli umknê³y mu z g³owy, a ka¿dy miêsieñ naprê¿a³ siê doostatnich granic.Nagle Lirld zatrz¹s³ siê.Zeœlizgn¹³ siê po b³acie sto³u.Broñ wysunê³a siê zjego zesztywnia³ych macek i rozpad³a siê na pod³odze w mnóstwo poskrêcanychdrutów.- Srin! - zaskowycza³ jego mózg - Srin! Ten potwór.Wi.widzisz to, cowychodzi z jego oczu? On jest.on jest.Jego cia³o pêk³o i bladob³êkitna masa wyla³a siê na zewn¹trz.Macki odpad³y odtu³owia jak liœcie gnane jesiennym wichrem.Oczy pokrywaj¹ce korpus zmieni³ybarwê z b³êkitnej na brunatn¹.- Srin! - b³aga³ nik³ymi resztkami œwiadomoœci.- Pomocy.ten p³askookipotwór jest.pomocy.pomocy!Po chwili rozpuœci³ siê.W jego miejscu zosta³ tylko ciemny p³yn z pasemkamib³êkitu, który bulgocz¹c skapy-wa³ z brzegu sto³u.Manship gapi³ siê na niego, nic nie rozumiej¹c, œwiadomy tylko jednego - ¿ejeszcze ¿yje.Fala dzikiego, panicznego strachu dosiêg³a go z mózgu Srina.Asystent odskoczy³od œciany, pod któr¹ siê kurczy³, ze œwistem macek przemkn¹³ po stole, zwolni³na chwilê przy ga³kach na jego obrze¿ach, ¿eby zmieniæ kierunek, i olbrzymim³ukiem rzuci³ siê pod przeciwleg³¹ œcianê.Zygzakowate wciêcia poszerzy³y siêna podobieñstwo b³yskawicy i przepuœci³y jego cia³o.Wiêc to jednak by³y drzwi.Manship poczu³ zadowolenie, ¿e prawid³owo odgad³.Nie maj¹c wiele danych - nieŸle, ca³kiem nieŸle.W tym momencie do ró¿nych czêœci jego mózgu dotar³o wreszcie, co siê sta³o, izacz¹³ trz¹œæ siê od szoku.By³by ju¿ martwy.Kawa³ek pokrwawionego miêsa isproszkowanej koœci.Co siê sta³o?Lirld za pierwszym razem wystrzeli³ do niego i chybi³.I kiedy ju¿ mia³strzeliæ powtórnie, coœ porazi³o flefnoba, zupe³nie jak Asyryjczyków w tamtychczasach, kiedy spadali na Izrael niczym wilki na trzodê.Ale co? Manship niemia³ ¿adnej broni.Na ile siê orientowa³, nie mia³ tu ¿adnych sojuszników.Rozgl¹da³ siê po wielkiej, ³ukowato zwieñczonej sali.Cisza.Nic siê nierusza³o, nie by³o tu nikogo poza nim.Zaraz, co to profesor telepatycznie krzycza³, zanim siê rozgotowa³? Coœ ooczach Manshipa? ¯e coœ wychodzi z oczu Ziemianina?£ami¹c sobie nad tym g³owê, mimo ogromnej ulgi, ¿e uda³o mu siê prze¿yæ, niemóg³ nie ¿a³owaæ œmierci Lirlda.Mo¿e w wyniku solidarnoœci zawodowej tenflefnob by³ jedynym przedstawicielem swego gatunku, do którego Mans-hip czu³odrobinê sympatii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]