[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy pan mniema, ¿e to jest nic: wiedzieæ raz na zawsze,jasno, wyraŸnie,czego siê trzymaæ? Wszystkie dotychczasowe k³Ã³tnie pochodzi³y st¹d, i¿ niepowie-83dzieliœmy sobie wyraŸnie, ¿e pan bêdzie siê nazywa³ moim panem, ale ja bêdê wistociepañskim.Otoœmy siê porozumieli, teraz pozostaje dreptaæ spokojnie t¹ drog¹.Pan: Gdzieœ ty, u diab³a, nauczy³ siê tego wszystkiego?Kubuœ: W wielkiej ksiêdze.Ach, panie, darmo zastanawiaæ siê, rozmyœlaæ,studiowaæ wewszystkich ksi¹¿kach œwiata, jest siê zawsze strasznym dudkiem, jeœli siê nieczyta³o wwielkiej ksiêdze.Po po³udniu s³oñce wyjrza³o zza chmur.Ktoœ z podró¿nych upewni³, ¿e mo¿nadomacaæsiê brodu.Kubuœ zeszed³ na dó³, pan wynagrodzi³ gospodyniê bardzo hojnie.Uwrót ober¿yzebra³o siê sporo podró¿nych zatrzymanych niepogod¹ i gotuj¹cych siê do dalszejdrogi, wich liczbie Kubuœ i jego pan, dalej cz³owiek w szczególny sposób o¿eniony ijego towarzysz.Piechury ujêli kije i zarzucili sakwy, inni sadowili siê w furgonach ikarocach; jeŸdŸcydosiedli koni przepijaj¹c strzemiennego.Uprzejma gospodyni trzymaj¹c butelkê wrêcepodaje szklanki, nape³nia nie zapominaj¹c swojej; ze wszech stron padaj¹ kuniej uprzejmewykrzykniki; odpowiada grzecznie i weso³o.Jeszcze ostatni uk³on, ostrogakoniom – i wdrogê.Przypadkowo Kubuœ i jego pan, margrabia des Arcis i jego towarzysz jechali wjednymkierunku.Z tych czterech osób jedynie ostatnia jest wam nie znana.By³ tom³odzieniec zaledwiedwudziestodwu- lub trzyletni.Twarz jego wyra¿a³a wielk¹ nieœmia³oœæ, g³owêtrzyma³nieco przekrzywion¹ na lewo; by³ milcz¹cy i doœæ nieobyty w œwiecie.Kiedy siêk³ania³,pochyla³ siê górn¹ czêœci¹ cia³a, nie poruszaj¹c nóg; kiedy siedzia³, nerwowymruchemujmowa³ ci¹gle po³y surduta i zak³ada³ je na uda albo te¿ trzyma³ rêce wsuniêteza surdut is³ucha³ mówi¹cego z przymkniêtymi oczyma.To szczególne zachowanie starczy³o,abyKubuœ go przenikn¹³; nachylaj¹c siê do pana rzek³: – Za³o¿ê siê, ¿e ten m³odycz³owiek nosi³mnisz¹ sukienkê.– Czemu¿ to.Kubusiu?– Zobaczy pan.Czterej podró¿ni wêdrowali razem, zabawiaj¹c siê rozmow¹ o deszczu, pogodzie,gospodyni,gospodarzu, o k³Ã³tni z margrabi¹ des Arcis o Linkê.£akoma i niechlujna sukaociera³a siê co chwila o jego poñczochy; spróbowawszy bez skutku przepêdziæserwet¹,zniecierpliwiony, kopn¹³ j¹ w koñcu doœæ silnie.I oto rozmowa skierowa³a siê na szczególne przywi¹zanie kobiet do zwierz¹t.Ka¿dy wyrazi³swoje zdanie, pan zaœ Kubusia zwracaj¹c siê do niego rzek³: – A ty, Kubusiu, comyœlisz?Kubuœ zapyta³ pana, czy nie zauwa¿y³, ¿e biedni ludzie, choæby w najwiêkszejnêdzy inie maj¹c chleba dla siebie, wszyscy chowaj¹ psy; co wiêcej, psy te, zmuszanedo wszelkiegorodzaju sztuk, chodzenia na dwóch ³apach, tañczenia, aportowania, skakaniaprzezkij, udawania nieboszczyka, pêdz¹ przy tej edukacji najop³akañszy ¿ywot.Zczego wyci¹gn¹³wniosek, i¿ wszelki cz³owiek pragnie rozkazywaæ drugiemu, poniewa¿ zwierzêznajdujesiê w spo³eczeñstwie tu¿ poni¿ej warstw najpoœledniejszych, znosz¹cych rozkazywszystkich innych, te chowaj¹ sobie zwierzêta, aby te¿ móc komuœ rozkazywaæ.–W œwiecie– powiada³ Kubuœ – ka¿dy ma swego psa.Minister jest psem króla, szefkancelarii psemministra, ¿ona psem mê¿a albo m¹¿ psem ¿ony; bez koñca.Kiedy pan ka¿e mi mówiæwówczas, gdy chcia³bym milczeæ, co, mówi¹c prawdê, zdarza siê rzadko – ci¹gn¹³Kubuœ –kiedy ka¿e milczeæ wówczas, gdy chcia³bym mówiæ, co jest bardzo trudne; kiedysiê domagahistorii moich amorów, gdy ja wola³bym rozmawiaæ o czym innym; kiedy zacz¹³emhistoriêmoich amorów, a on mi przerywa; czym¿e jestem wówczas innym jak nie jego psem?Ludzie s³absi s¹ psami silniejszych.Pan: Ale, Kubusiu, owo przywi¹zanie do zwierz¹t spotyka siê nie tylko ubiedaków;znam wielkie panie otoczone zgraj¹ psów, nie licz¹c kotów, papug i ptactwa.84Kubuœ: To smutne œwiadectwo dla nich i dla otoczenia.Nie kochaj¹ nikogo, niktich niekocha; rzucaj¹ psom uczucie, z którym nie wiedz¹, co pocz¹æ.Pan: Przysmaki, które daje siê tym zwierzêtom, starczy³yby na wy¿ywienieniejednegonêdzarza.Kubuœ: A teraz czy siê pan temu dziwi?Pan: Nie.Margrabia des Arcis spojrza³ na Kubusia, uœmiechn¹³ siê z jego filozofii izwracaj¹c siêdo pana rzek³: – Ma pan, widzê, s³ugê, jakich nie spotyka siê co dzieñ.Pan: S³ugê! bardzo pan ³askaw dla mnie; to ja jestem jego s³ug¹: nie dalej jakdziœ ranoma³o brak³o, aby mi tego dowiód³ bardzo wyraŸnie.Tak gwarz¹c dotarli do miejsca noclegu, gdzie wspólnie zakwaterowali siê napopas.PanKubusia i margrabia des Arcis wieczerzali razem; Kubusiowi i m³odemucz³owiekowi nakrytoosobno.Pan skreœli³ w kilku s³owach historiê Kubusia i jego fatalistycznypogl¹d naœwiat; margrabia wspomnia³ o m³odzieñcu, który mu towarzyszy³.By³ on wprzódmnichemregu³y premonstrantów21.Opuœci³ klasztor w niezwyk³ych okolicznoœciach;przyjaciele poleciligo margrabiemu, wzi¹³ go na razie jako sekretarza, nim siê dla niego trafi colepszego.Pan Kubusia rzek³: – To zabawne.Margrabia des Arcis: Co pan w tym widzi zabawnego?Pan: Mówiê o Kubusiu.Ledwie weszliœmy do gospody, gdzie spêdziliœmy ostatni¹noc.Kubuœ rzek³ po cichu: – Panie, niech siê pan przypatrzy temu m³okosowi: za³o¿êsiê, ¿e by³mnichem.Margrabia: Nie wiem po czym, ale trafi³.Czy pan siê wczeœnie k³adzie?Pan: Zazwyczaj niezbyt, a dziœ wieczór tym mniej mi pilno: zrobiliœmy ledwo pó³stajania.Margrabia des Arcis: Je¿eli pan nie ma nic lepszego lub przyjemniejszego,opowiem muhistoriê mego sekretarza; te¿ wcale oryginalna.Pan: Pos³ucham chêtnie.S³yszê ciê, czytelniku, powiadasz: – A amory Kubusia?.– Czy myœlisz, ¿e niejestemich równie ciekawy? Czyœ zapomnia³, ¿e Kubuœ lubi³ mówiæ o sobie: powszechnyna³Ã³g ludzijego stanu, na³Ã³g, który wyrywa ich ze zwyk³ego poni¿enia, stawia na trybunie iprzeobra¿anaraz w zajmuj¹ce osobistoœci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]