[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mo¿esz mieæ k³opoty z zebraniem swojego sprzêtu?- O to w³aœnie chodzi.Teraz zajrzymy do jednej komunistycznej wsi, a potemzabiorê ciê do twojego taty.Mo¿esz mu opowiedzieæ, jak siê o ciebietroszczy³em przez ca³¹ wojnê, jak ciê uczy³em s³Ã³wek.- Troszczy³eœ siê o mnie, Basie.- Tak jest.- Basie spojrza³ na Jima z namys³em.- Trzymaj siê nas.Szkoda byby³o, gdybyœ siê da³ porwaæ.- Czy jest tu du¿o porywaczy, Basie?- Porywaczy i komunistów.Ludzi, którzy nie przyjmuj¹ do wiadomoœci, ¿e wojnasiê skoñczy³a.Pamiêtaj o tym, Jim.- Dobrze.- Szukaj¹c jakiegoœ l¿ejszego tematu, którym móg³by rozerwaæstewarda kabinowego, Jim spyta³: - Basie, czy widzia³eœ wybuch bomby atomowej?Ja widzia³em b³ysk nad Nagasaki ze stadionu w Nantao.- Coœ takiego.- Basie przyjrza³ siê Jimowi, zdziwiony spokojnym g³osem tegoch³opca z zakrwawionym nosem.Wzi¹³ zza oparcia szmatê do czyszczenia broni iwytar³ Jimowi nos.- Wiêc mówisz, ¿e widzia³eœ bombê atomow¹.?- Przez ca³¹ minutê, Basie.Bia³e œwiat³o przes³oni³o Szanghaj, jaœniejsze ni¿s³oñce.Myœlê, ¿e Bóg chcia³ wszystko zobaczyæ.- Pewnie tak.To bia³e œwiat³o, Jim.Mo¿e uda mi siê zamieœciæ twoje zdjêcie wtygodniku „Life”.- Naprawdê, Basie?Na myœl o zdjêciu w tygodniku „Life” Jim siê o¿ywi³.Otar³ krew z ust ispróbowa³ obci¹gn¹æ podart¹ koszulê na wypadek, gdyby na scenie pojawi³ siênagle fotograf.Na znak kapitana Sunga bandyci wrócili do pojazdów.Kiedywyje¿d¿ali ze wsi kieruj¹c siê w stronê rzeki, Jim wyobra¿a³ sobie swoj¹podobiznê wœród zdjêæ czo³gów Tygrysów i ¿o³nierzy amerykañskiej piechotymorskiej.Spêdzi³ ju¿ cztery dni z band¹ Basie’ego i przysz³o mu do g³owy, ¿erodzice mog¹ pomyœleæ, ¿e zgin¹³ podczas marszu œmierci z Lunghua.Mo¿e bêd¹sobie siedzieæ nad brzegiem basenu przy Amherst Avenue i przegl¹daæ ostatninumer „Life’a”, kiedy wœród ró¿nych admira³Ã³w i genera³Ã³w rozpoznaj¹ twarzsyna.Mijali wschodni skraj lotniska Lunghua.Jim poprzez Basie’ego wychyli³ siê zokna wypatruj¹c cia³ japoñskich lotników w strumieniach i na polach ry¿owych.Oddzia³y Kuomintangu, które zajê³y tê czêœæ lotniska, nadal zabija³yJapoñczyków.- Podobaj¹ ci siê te samoloty, Jim?- Zostanê kiedyœ pilotem, Basie.Zabiorê mamê i tatê na Jawê.Du¿o o tymmyœla³em.- To bardzo dobry plan.- Basie odsun¹³ Jima na bok i pokaza³ wrak samolotuza drzewami.- Tam jest japoñski pilot, nikt go jeszcze nie za³atwi³.Basie szczêkn¹³ zamkiem karabinu.Jim wykrêca³ g³owê przeszukuj¹c wzrokiemliniê drzew.Przy ogonie myœliwca Zero zobaczy³ blad¹ twarz m³odego pilotazagubionego wœród rozrzuconych skrzyde³ i kad³ubów.- On jest haszi-spadaszi - powiedzia³ Jim szybko.- Kuku na muniu.Basie,chcesz, ¿ebym ci opowiedzia³ o stadionie? Tam mog¹ byæ futra, zdaje siê, ¿ewidzia³ je pan Tulloch, zanim go zastrzelili, i setki skrzynek ze szkock¹whisky.Na szczêœcie Basie musia³ zamkn¹æ okno.Wnêtrze Buicka wype³ni³ cuchn¹cy py³,wzbijaj¹cy siê z kredowej nawierzchni drogi.£¹czy³ siê on z tumanami kurzuunosz¹cego siê z wypalonych s³oñcem pól, rowów przeciwczo³gowych i mogi³ w têzwiastuj¹c¹ koniec jednej wojny i pocz¹tek nastêpnej jasnoœæ, któr¹ Jim ogl¹da³ze stadionu olimpijskiego.Na krótko przed zmierzchem dojechali do komunistycznego miasteczka nad rzek¹ odwie mile na po³udnie od Lunghua.Nêdzne parterowe domki tuli³y siê do œcianzak³adów ceramiki, niczym œredniowieczne domostwa, które Jim widzia³ w swojejdzieciêcej encyklopedii, t³ocz¹ce siê wokó³ gotyckiej katedry.Kopulaste piecei ceglane kominy œci¹ga³y na siebie ostatnie promienie s³oñca, jakbyreklamowa³y korzyœci, które rz¹dy komunistów sprowadzi³y na to zbiorowiskobud.- Dobra, Jim, nie czas teraz na s³Ã³wka.Idziesz tam.Zanim Jim zd¹¿y³ od³o¿yæ „Reader’s Digest”, kapitan Sung gwa³townie otworzy³drzwiczki.Nagi do pasa oficer wyci¹gn¹³ Jima z Buicka.Traktuj¹c ch³opca zrozbitym nosem jak poganiacz œwiniê wyszukuj¹c¹ trufle, popêdzi³ Jima przezdrogê za pomoc¹ okrzyków i stêkniêæ, a tak¿e popychaj¹c go boleœnie luf¹automatu.Dwie ciê¿arówki i Buick zatrzyma³y siê przy nasypie linii kolejowejSzangh¹j-Hangchow.Nieco dalej bocznica tej linii szerokim ³ukiem bieg³a dozak³adów ceramicznych, os³aniaj¹c ich od strony miasteczka.Uzbrojeni mê¿czyŸnidoszli do nasypu.Jedni otwierali ³adownice i czyœcili lufy karabinów, innipalili papierosy i popijali wino z kamionkowych butli, które stawiali na masceBuicka.Ka¿dy z osobna, milcz¹c, stali w gasn¹cym œwietle dnia.S³ysz¹c pokrzykiwania i gwizdy kapitana Sunga z coraz wiêkszej odleg³oœci Jimtruchtem przebieg³ stwardnia³¹ powierzchniê pola.Œcisn¹³ nos w nadziei, ¿epowstrzyma krwotok, potem pozwoli³, ¿eby wiatr rozmaza³ mu krew na policzkach.Przy odrobinie szczêœcia komunistyczny wartownik stoj¹cy na nasypie pomyœli, ¿eJim jest ju¿ trafiony i skieruje ogieñ na bandytów za jego plecami.Dotar³ do podnó¿a nasypu i przykucn¹³ wœród kêp dzikiego ry¿u.Star³ swoj¹ krewz jego ³odyg i obliza³ palce.Swoje zadanie ju¿ wykona³.Piêædziesi¹t jardówdalej kapitan Sung przeszed³ ju¿ poletko i teraz podbiega³ po miêkkim zboczunasypu.Za nim posuwali siê jego kulisi uzbrojeni w dr¹gi oraz Basie i Francuz.Dwie grupy bandytów z karabinami przekracza³y s¹siednie poletko.Australijczycyi kuomintangowski dezerter siedzieli na stopniu Buicka i pili wino.Jim wspi¹³ siê na zbocze jakby usypane z talku.Deszcze rozmy³y miejscaminasyp, przeczo³ga³ siê wiêc pod zardzewia³ymi szynami i zbutwia³ymi podk³adami.Kilka odcinków toru by³o niedawno naprawionych, zapewne przez komunistycznych¿o³nierzy, którzy uczynili z miasteczka swoj¹ bazê.Przystañ zak³adówceramicznych, linia kolejowa i zapasy cegie³ w œcianach starych pieców ikominów oraz bliskoœæ lotniska Lunghua œci¹gnê³y komunistyczny garnizon do tejzabitej deskami dziury.Jednak wed³ug Basie’ego odeszli oni przed dwoma dniamikontynuuj¹c marsz na Szanghaj i kilkuset mieszkañców miasteczka by³obezbronnych.Oprócz ich dobytku mo¿na by³o liczyæ na sk³ady komunistycznejbroni i kolaborantów, nadaj¹cych siê do wymiany na przychylnoœækuomintangowskich genera³Ã³w zbli¿aj¹cych siê do Szanghaju.Ukryty za podk³adami kolejowymi, Jim przykucn¹³ na skraju nasypu.Przed nimrozci¹ga³a siê równina nie uprawionych poletek ry¿owych, oddzielona ¿eglownymkana³em od szachownicy ogródków warzywnych otaczaj¹cych pierœcieniemmiasteczko.W¹skie uliczki by³y puste, ale z kilku kominów unosi³ siê s³abydym.Od strony rzeki rozleg³ siê jeden potê¿ny wystrza³ z dzia³a okrêtowego.Nag³Ã³wnym nurcie sta³y zakotwiczone dwie chiñskie nacjonalistyczne kanonierki.Pocisk wybuch³ w magazynach zak³adów ceramicznych wzbijaj¹c chmurê czerwonegopy³u.Odg³osy ognia broni rêcznej rozleg³y siê na brzegu rzeki dalej napo³udnie, gdzie kompania ¿o³nierzy Kuomintangu dokona³a desantu z drewnianejbarki.Dudni¹c dieslowskimi silnikami kana³em poni¿ej nasypu kolejowego przep³ywa³aopancerzona d¿onka.Na mostku stali chiñscy oficerowie w eleganckichamerykañskich mundurach i stalowych he³mach, przygl¹daj¹c siê przez lornetkimiasteczku i ogródkom warzywnym.Bli¿sza z dwu kanonierek wystrzeli³a drugipocisk, który wybuch³ wœród krytych szar¹ dachówk¹ domków wyrzucaj¹c fontannêszcz¹tków.Wywo³a³o to natychmiastow¹ gor¹czkow¹ krz¹taninê.Jak mrówkiuciekaj¹ce z rozbitej doniczki, setki Chiñczyków wysypa³y siê z w¹skich uliczekna przyleg³e pola.Nad g³owami nieœli maty do spania i wêze³ki z odzie¿¹.Biegli œcie¿kami ogródków.Stara kobieta w czarnych spodniach i kurtce brodzi³apo pas w strumieniu przy drodze, nawo³uj¹c swoich krewniaków, którzy gramolilisiê po stromym brzegu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]