[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie jednak niewielka to dla ciebie pociecha.–Pewnie tak – przyznała Val, myśląc o słowach dziewczyny z parku: „Postawimy w tym miejscu kawałek drewna.” Czy właśnie o to im chodziło?–Czasem, rzecz jasna, zostawiamy kogoś z naszych, żeby udawał ludzkie dziecko, ale ta głupota mnie nie dotyczy.– Zerknął na nią, a ona pomyślała, żeHotfy (B(ac^Walecznanic nie może się przed nim ukryć.– Potrafimy być okrutni wobec tych, którzy wejdą nam w paradę.Za najmniejszy afront infekujemy plony, wysysamy mleko z piersi matki i zsyłamy uwiąd kończyn.Ale czasem myślę, że robimy jeszcze gorsze rzeczy tym, których darzymy względami.–A teraz powiedz – kontynuował, prostując się i sięgając po buteleczkę z wywarem.W blasku ognia Val zauważyła, że oczy mężczyzny są równie czarne jak oczy jego szczura.– Czy to trucizna?–Nie wiem, co to jest – odparła.– Nie ja to zrobiłam.–Ostatnio wśród skrzatów było wiele zgonów.–Słyszałam.Stęknął.–Wszystkie te osoby używały roztworu Ravusa do ochrony przed żelaznąchorobą.I wszystkie na krótko przed śmiercią utrzymały dostawy przez kurierapodobnego do ciebie.Val przypomniała sobie mężczyznę ze stoiska z kadzidełkami.„Powiedz swoim przyjaciołom, żeby bardziej uważali na to, komu służą.”–Myślisz, że Ravus… – Zrobiła przerwę, jakby rozważała to imię.–Myślisz, że Ravus jest trucicielem?–Nie wiem, co myśleć – odparł rogaty mężczyzna.– Cóż, kurierko.Ruszajw drogę.Jeśli będziesz mi potrzebna, odnajdę cię.69Przechodząc obok starego kina, Val poczuła zapach popcornu i bijące ze środka ciepło.Miała w kieszeni znacznie więcej pieniędzy, niż było potrzeba, by wejść, a jednak pomysł obejrzenia filmu wydał jej się absurdalny, jakby musiała w tym celu przekroczyć jakąś niewidzialną barierę pomiędzy swoim dawnym życiem a tym, które wiodła teraz.Gdy była młodsza, w każdą niedzielę chodziła z mamą do kina.Najpierw szły na film wybrany przez Val, a potem na ten wybrany przez mamę.W pierwszym przypadku był to zwykle jakiś horror o zombich, a w drugim – wyciskacz łez.Siedziały w przyciemnionej sali i szeptały do siebie: „Założę się, że to on to zrobił.Ona będzie następna.Jak może być taka głupia?”Jakby na złość, Val podeszła do plakatów.Wyświetlano głównie ambitne dzieła, o których nie słyszała, ale jej wzrok przykuł plakat filmu zatytułowanego „Zagrany”.Rysunek przedstawiał przystojnego faceta w roli waleta kier z tatuażem w kształcie czerwonego serca na ramieniu, trzymającego w ręku kartę tarota z wizerunkiem giermka kielichów.Przypomniała sobie Toma, rozstawiającego na kuchennym blacie swoją talię tarota.–Patrz, co cię czeka – rzekł, obracając kartę, na której widniała kobietaz przepaską na oczach i mieczami w obu rękach.– Dwójka mieczy.Hotfy (B(ac^Waleczna–Nikt nie może przewidzieć przyszłości – rzekła Val.A przynajmniej niez czegoś kupionego w Barnes Noble.Matka Val podeszła do nich i uśmiechnęła się do Toma.–Postawisz mi karty? – zapytała.Tom wyszczerzył zęby w odpowiedzi i zaczęli rozmawiać o duchach, szklanych kulach i całym tym paranormalnym syfie.Powinna była się domyślić już wtedy.Ale ona tylko nalała sobie szklankę napoju gazowanego, przysiadła na stołku i patrzyła, jak Tom odczytuje jej matce przyszłość, w której sam miał mieć udział.Weszła po schodkach i kupiła bilet na seans zaczynający się o północy, po czym usiadła w kinowej kawiarence.Oprócz niej nie było tam nikogo; wszystkie brązowe sofy i metalowe stoliki, z marmurowymi blatami stały puste.Val siedziała i gapiła się na wiszący pośrodku pomieszczenia żyrandol.Przez chwilę odpoczywała, ciesząc się blaskiem i luksusem ciepła.Potem zmusiła się, by wstać i pójść do ubikacji.Do filmu pozostało jeszcze pół godziny, więc miała czas, żeby się umyć.Umyła się zmoczonymi papierowymi ręcznikami najlepiej, jak się dało,szorując majtki mydłem i wkładając wilgotne z powrotem, a potemprzemywając usta wodą z kranu.Później usiadła w kabinie, oparta głowęo pomalowaną metalową ścianę i rozkoszowała się gorącym powietrzem z rur.Tylko na chwilkę, obiecała sobie.Za chwilkę wstanę.jq–Halo?Ciemnooka kobieta o szczupłej twarzy pochylała się nad nią.Val zerwała się na równe nogi.Sprzątaczka cofnęła się, przestraszona, obronnym gestem unosząc mopa.Zawstydzona i oszołomiona Val złapała plecak i popędziła ku wyjściu.Przebiegła przez metalowe drzwi, nie czekając, aż dogonią ją bileterki.Zdezorientowana, zauważyła, że na dworze wciąż jest ciemno.Czy film już się skończył? A może przespała tylko chwilę?–Która godzina? – zapytała parę łapiącą taksówkę.Kobieta zerknęła nerwowo na zegarek, jakby się bata, że Val zedrze jej go z nadgarstka.–Prawie trzecia.–Dzięki – mruknęła Val.W takim razie przespała w toalecie niecałe cztery godziny, ale kiedy ruszyła dalej, stwierdziła, że czuje się znacznie lepiej.O wiele pewniej trzymała się na nogach, a gdy poczuła zapach jedzenia dochodzący z azjatyckiej restauracji, zaburczało jej w brzuchu.Hotfy (B(ac^WalecznaRuszyła w tamtym kierunku.Obok niej zatrzymał się czarny SUV z przyciemnionymi szybami.Miał otwarte okna.Z przodu siedziało dwóch młodych mężczyzn.–Hej – zapytał pasażer – nie wiesz czasem, gdzie tu jest bułgarskadyskoteka? Myślałem, że to gdzieś w pobliżu Canal Street, ale pogubiliśmy się.Mial starannie wyżelowane włosy z jasnymi pasemkami.Val pokręciła głową.–Pewnie i tak już zamknęli.Wtedy w stronę okna przechylił się kierowca, ciemnowłosy, ciemnoskóry chłopak o dużych, błyszczących oczach.–Po prostu chcemy się zabawić.Lubisz imprezować?–Nie – odparła Val.– Idę coś zjeść.– Wskazała głową pseudojapońskie wnętrze restauracji, ciesząc się, że jest tak blisko, lecz mając bolesną świadomość pustej ulicy dzielącej ją od tego miejsca.–Też bym sobie zjadł zapiekankę z ryżu – rzekł blondyn.Samochód toczył się powoli, dotrzymując jej kroku.– Daj spokój, jesteśmy normalnymi facetami.Nie mamy zamiaru świrować ani nic.–Słuchaj – powiedziała Val – ja po prostu nie mam ochoty na imprezę, rozumiesz? Dajcie mi spokój.–Dobra, dobra.– Chłopak zerknął na kumpla, a ten wzruszył ramionami.– To może chociaż cię podwieziemy? O tej godzinie na ulicach jest niebezpiecznie.–Dzięki, ale dam sobie radę.– Zastanawiała się, czy gdyby teraz ruszyła biegiem, uciekłaby im, ale zamiast tego szła równym krokiem, jakby w ogóle się nie bała.Jakby to byli dwaj zwyczajni faceci, którzy po prostu troszczą się o nią i chcą jej wy świadczyć przysługę.Miała w bucie żywokost, w kieszeni smagliczkę, a pod bluzką plastikową rękę, ale nie bardzo wiedziała, czy któryś z tych przed miotów zdoła jej pomóc w tej konkretnej sytuacji.Samochód zatrzymał się i Val usłyszała kliknięcie otwieranych drzwi.Podejmując błyskawiczną decyzję, odwróciła się w stron otwartego okna.–A może to ja jestem niebezpieczna? – zapytała z uśmiechem.–Jestem pewien, że tak – odparł z wymownym uśmiechem kierowca.–Co byście zrobili, gdybym wam powiedziała, że przed chwil odcięłam rękę jakiejś lasce?–Co? – Blondyn gapił się na nią jak sroka w gnat.–Serio.Patrzcie! – Val wrzuciła przez okno rękę manekina, którawylądowała na kolanach kierowcy.Samochód zakołysał się, a blondyn wrzasnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]