[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.My, lekarze, nazywamy to zawałem.Jego sarkazm nie wywarł wrażenia na Simonie.Podszedł blisko, stając z nim twarzą w twarz; lekarz poczuł się trochę nieswojo, wlepił oczy w jego tors, a następnie podniósł wzrok.- To nie jest prawdziwy powód śmierci, prawda? - zrównoważony ton i spokojny uśmiech Simona wyprowadziły lekarza z równowagi.Przez chwilę zdawało się, że Spalding zaraz wybuchnie.Wyprostował się, zesztywniał i popatrzył na Simona w nagłym przypływie odwagi.- A czy pan jest lekarzem? Felicity odpowiedziała szybko:- Prawdę powiedziawszy, jest doktorem.Spalding zmieszał się.- Dokładnie rzecz ujmując.teologii - powiedział Simon, zirytowany tym nieporozumieniem.Nie znosił nieporozumień i kłamstwa, a Felicity, mimo iż w dobrej wierze, nie powinna była wprowadzać w błąd nawet kogoś tak aroganckiego, jak ten lekarz.Spalding zachichotał i skierował się do wyjścia.Nie odpowiedział pan na moje pytanie - powtórzył Simon.Spalding nabrał ze złością powietrza i odwrócił się.- Nie zauważyłem, żeby pan pytał.- Powiedziałem, że zawał nie był prawdziwą przyczyną śmierci.Pytałem, co pan o ty sądzi.- Więc na co umarł?- Z przerażenia - powiedział szybko Simon - myślę, że był śmiertelnie przerażony.Czy mam rację?Spalding popatrzył na Felicity, potem na Simona i wzruszył ramionami.- Możliwe.Tak czy inaczej, serce nie wytrzymało.Tylko to mnie interesuje.Państwo wyjeżdżają, prawda?Felicity zaprzeczyła tak szybko, że zaskoczyła tym Simona.Gdy na nią spojrzał, wzruszyła tylko ramionami.Spalding odgadł jej myśli i odezwał się z głupim uśmieszkiem:- A gdzie się państwo zatrzymają? To bardzo mała wieś i bardzo niegościnna.- Przypuszczam, że w zajeździe - powiedział Simon.- W zajeździe? - zaśmiał się - tam nie ma miejsc noclegowych.- No to zostaniemy tutaj - odparowała Felicity.- Zostaniemy tu i będziemy się modlić za Geoffreya.Spalding pokręcił głową.- No to módlcie się głośno, głośno! - popatrzył na Simona.- Nie będę mógł go stąd zabrać.We wsi nie ma przedsiębiorstwa pogrzebowego.- Nie ma o czym mówić - odparła Felicity.Spalding wzruszył ramionami: - Jak chcecie.- Owszem, chcemy! - powiedziała Felicity z udaną śmiałością i jawną irytacją w głosie.- Do widzenia, doktorze Spalding!Spalding zignorował ją.- A pogrzeb? - zapytał Simon.- Kto się tym zajmie?- Ależ pan jest doktorem teologii! - powiedział sarkastycznie - więc pan się tym zajmie.Odwrócił się i wyszedł trzasnąwszy drzwiami.Felicity zadrżała i Simon zauważył, że jest blada jak ściana.ROZDZIAŁ CZWARTYCoś bardzo dziwnego działo się w maleńkiej społeczności St Marywood.Simon Barnes przeczuwał to niejasno w chwili otrzymania rozpaczliwego listu Geoffreya i wzmógł swe podejrzenia na widok jego opłakanego stanu, kiedy ten usiłował mu opowiedzieć, dlaczego popadł w tak straszliwe tarapaty.Dziwaczny i diaboliczny wręcz, doktor Spalding był najdoskonalszym argumentem, przekonującym Simona o istnieniu w najbliższym otoczeniu jakiejś niszczącej siły.Już od dłuższego czasu siedział w cichym pubie.Spalding miał całkowitą rację, mówiąc o niegościnności tutejszych mieszkańców.A jednak mały, pomarszczony człowieczek za barem, który metodycznie polerował dębową ladę, choć była bez skazy, w końcu zainteresował się Simonem, gotów odpowiedzieć na kilka pytań.Kiedy wszedł był do środka, jedyny klient w barze, starzec, którego spotkali wczoraj na cmentarzu, wyszedł.Barman wzruszył ramionami i uśmiechnął się do Simona.- Niech się pan nim nie przejmuje.Pan tu przejazdem?Mam zamiar się zatrzymać - odparł Simon i barman przerwał na moment swe obsesyjne zajęcie, przyjrzał się Simonowi uważnie i prawdopodobnie odgadł po ubraniu, i kim ma do czynienia.Nic nie powiedział, przysłuchiwał się jednak uważnie, gdy Simon zatelefonował do biskupa, prosząc o pozwolenie na odprawienie pogrzebu.Miał oczywiście święcenia, lecz nie odprawiał nabożeństw od wielu lat.tu chodzi tylko o kilka dni.Gdy wrócił do barku, czekał na niego kufel beczkowego Piwa.Simon był mile zaskoczony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]