[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hester chlubiła się zarówno rodem, jak i stojącym na wzgórzu marmurowym pałacem, dominującym nad Sussex.Potężna zewnętrznie, wewnątrz ciężka od złoceń budowla z ogromnymi freskami na ścianach i marmurowymi, niosącymi echo posadzkami.Wzdłuż wysokich korytarzy stały marmurowe rzeźby i gargantuiczne meble, pokryte karmazynowym aksamitem.Na ścianach akty Rubensa, płótna Tycjana, Veronese i Caravaggia.Każdego przedpołudnia Hester robiła obchód, w którym towarzyszyli jej zarządca i dozorca.Zaczynała od szpaleru służby w wielkim hallu.Biada za plamkę na fartuchu, przekrzywioną czapkę czy brudne ręce.Gdy przechodziła przez pokoje, mogła założyć białą rękawiczkę i przesuwać nią po blatach, parapetach i poręczach.Następnie naradzała się z ochmistrzem, aprobowała dzienne menu, przyjmowała podstolego i kamerdynera.Gdy okazało się, że jej talent organizacyjny graniczy z geniuszem, ojciec zostawił jej zarządzanie całością.Mógłby przybyć z Londynu w piątek rano i powiedzieć na przykład, że zaprosił na weekend kilkanaście osób.Zanim zjawiliby się na herbatę, służba byłaby przygotowana na zaspokojenie każdego kaprysu.Wszędzie stałyby świeże kwiaty.Nowiutkie mydła leżały w umywalkach i łazienkach.Do stołu nie podawano by dwa razy tego samego.Indywidualne upodobania gości, takie jak gatunek porannej herbaty lub kawy, byłyby skrupulatnie notowane.Korty tenisowe byłyby wyrównane, trawniki do krykieta skoszone, basen kąpielowy oczyszczony, a konie oporządzone.Hester królowałaby potem za stumetrowym stołem jadalnym, nosząc legendarne perły Conyingham-Bradford, rosyjskie szmaragdy albo indyjskie rubiny.Byli niewyobrażalnie bogaci.Pod koniec siedemnastego wieku pierwszy z markizów, zdesperowany kłopotami, ożenił się z jedyną córką indyjskiego nababa, Clarysą Conyingham.W zamian za jej fortunę zgodził się dać jej nazwisko.Dwudziestojednoletnia Hester Bradford miała pewność siebie kobiety trzydziestopięcioletniej.Pod piękną maską ukrywała mózg zbója.Jej ulubioną lekturą było „Financial Times”.W interesach ojciec polegał na jej zdaniu.Gdy miała osiemnaście lat, przedstawiono ją na dworze.Mogła mieć każdego z młodych mężczyzn uwiedzionych jej chłodną urodą i legendarnym majątkiem.Odrzuciła ich z pogardą, jako idiotów.Pragnęła wyłącznie swojego ojca.Wystarczyło, by dostojna pani Helenę Fortesque, czterdziestoletnia wdowa o zmysłowej urodzie, stała nieruchomo i oddychała, a mężczyźni zbiegali się ze wszystkich stron.Markiz nie był wyjątkiem.Zaprosił ją do siebie, żeby spędzała z nim wszystkie weekendy.Nie słuchał i nie widział, jak córka w wyrafinowany sposób poniża wybrankę, nie dostrzegał jej przebiegłych insynuacji.Hester zrozumiała, że nadszedł czas działania.Markiz był kiepskim jeźdźcem, natomiast Helena dosiadała konia znakomicie, czym zdobyła sobie jego serce.Entuzjastycznie tłumaczył córce, że to nic nie znacząca zabawa, ale ona dobrze widziała grę pani Fortesque.Pewnego wieczora, gdy ojciec zawiadomił ją, że rankiem udadzą się z panią Fortesque na przejażdżkę, Hester odgadła, że ojciec zamierza poprosić tę szukającą skarbu dziwkę o rękę.Po moim trupie, zdecydowała.Robiąc poranny obchód sprawdziła, czy z koniem, na którym powinna pojechać lady, wszystko jest jak należy.- To wstrętne, złośliwe, bydlę - uprzedziła panią Fortesque, czym tylko ją ubawiła.- Moja droga, jeszcze nie słyszałam o koniu, który mógłby wysadzić mnie z siodła.Zobaczymy, pomyślała Hester, trzymając konia w ten sposób, że wywracał oczami i strzygł uszami.Potem, gdy stajenny przygotowywał wielkiego siwka, Baltazara, Hester umieściła pod siodłem źrebaka starannie wycięty kolec róży.Kiedy wbije się w delikatny grzbiet zwierzęcia.Miała nadzieję, że ruda dziwka złamie kark.Jednak zrzucony został markiz.W czasie przejażdżki Helena zaproponowała, by zamienili się końmi.Chciała spróbować, jak sobie poradzi z wierzgającym siwkiem, którego nawet Hester nie wolno było dosiadać.Kiedy masywne ciało ojca znalazło się w siodle, a kolec wbił się w koński grzbiet, rumak oszalał i wyskoczył czterema kopytami w górę tak gwałtownie, że markiz, bardziej samochwała niż jeździec, poszybował w stronę pnia wielkiego, starego dębu i złamał kręgosłup.Pierwszą myślą Hester było usunąć kolec i zastrzelić zwierzę, ale wyładowała się na nieszczęsnej pani Fortesque.Ledwie powstrzymano ją przed bezpośrednim, fizycznym atakiem.- To twoja wina! - wrzeszczała na oszalałą ze strachu kobietę.- Upierałaś się, żeby dosiąść Baltazara.Jesteś za to odpowiedzialna! Nigdy, przenigdy ci tego nie wybaczę! Wynoś się z tego domu, przybłędo.Ani mój ojciec, ani ja nie chcemy cię więcej widzieć! Jazda, precz! Precz mi stąd!Ukryta w hallu służba przyglądała się, jak pani Fortesque z płaczem rzuciła się w dół po schodach.Hester racjonalizowała wszystko.Uznała, że gdyby pani Fortesque nie wpiła swoich pazurów w Tatę, gdyby nie namówiła go na zmianę koni, to ona złamałaby kark, a nie Tata.Dlatego jest winna.Lord Arun został sparaliżowany od bioder w dół.Odtąd poruszał się w wózku inwalidzkim.Hester opiekowała się nim osobiście, bez słowa skargi.Prawdę mówiąc, cieszyła się.Już żadna kobieta nie zechce jej ojca.Ma go całego dla siebie, a on już nigdy jej nie zostawi.Opiekowała się nim, spełniając jego potrzeby z takim poświęceniem, że ludzie potrząsali głowami.Pani Hester Conyingham-Bradford nie była nazbyt lubiana, ale trzeba uznać, na Boga, że to jest nadzwyczajne.Ojciec próbował się opierać.- Kochanie, nie powinnaś się dla mnie poświęcać.Jesteś taka młoda, żywotna.Pomyśl o mężu, dzieciach.- Dzieci! Nie chcę żadnych bachorów.Tatusiu najdroższy, chcę tylko ciebie.- To nie jest normalne!- Normalne? - zakpiła.- Jesteśmy Conyingham-Bradford.Nikt nam nie będzie mówić, co jest normalne.- Ależ ja jestem kaleką!Zakryła mu usta dłonią i spojrzała nań czule.- Nie mów tak! Jesteś niepełnosprawny, to wszystko, a dla mnie jesteś ważniejszy niż jakikolwiek inny mężczyzna.Tak, najdroższy, najukochańszy Tato.Jesteś najwspanialszy.Stłumił jęk dotykając ustami białej, gładkiej szyi.Wchłaniał jej zapach.Zawsze ten sam.Pączek Róży.- Nie powinniśmy, najmilsza, nie możemy.- Możemy, Tatusiu kochany, możemy.Potrzebujesz mnie, Tato.Kto kochał ciebie bardziej niż ja? Dam ci wszystko, czego zapragniesz.Całą moją miłość.Wzięła jego dłoń i położyła na sobie.Jęknął, bardziej z namiętności niż z rozpaczy, ponieważ był mężczyzną o silnym temperamencie, a córka dała mu najbardziej satysfakcjonujący, erotyczny dreszcz.Jej delikatne, ale mocne dłonie umiały wzbudzić w nim uczucia i wrażenia, o których myślał, że odeszły na zawsze.Pomimo paraliżu, potrafił jej odpowiedzieć, córka zaś wiedziała, jak go pobudzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl