[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bob zna się na dawnych środkach transportu.Można powiedzieć, że nic, co służyło kiedyś do przewożenia towarów, a co już nie funkcjonuje, nie ma przed nim tajemnic.Może pracuje w jakimś muzeum albo jest historykiem czy kimś w tym rodzaju!W oczach Brolina błysnęła iskierka rozbawienia, nie dał jednak tego po sobie poznać.Teoria Annabel trzymała siękupy.- Mamy cztery godziny, żeby sporządzić listę muzeów, które zajmują się tymi dziedzinami - ciągnęła policjantka.- Zaczniemy w okolicach Phillipsburga i przeczeszemy całe New Jersey a także graniczącą z nim część Pensylwanii.Zapytamy też szeryfa Murdocha, co wie na ten temat.Brolin wstał.- Nie pomoże nam pan? - zapytał Thayer.- Dacie sobie świetnie radę beze mnie.Pójdę sprawdzić, co z psem, i wykonaćkilka telefonów - skłamał Brolin, po czym pożegnał się w pośpiechu.Zbliżało się południe, a wskazówka, jakiej udzieliła mu rano Mae Zappe, była jednoznaczna - musi się stawić punktualnie.Dziedziniec Cudów nie będzie czekał.52Pętla wokół Boba zacieśniała się coraz mocniej.Brolin był przekonany, że guru sekty Kalibana da się odnaleźć dzięki Malicii Bents.Tego ranka obudził się obok wtulonej weń Annabel.Nie odezwali się ani słowem, delektując się ciszą aż do śniadania, kiedy to Annabel przedstawiła mu propozycję Thayera, polegającą na współpracy ich wszystkich za plecami FBI.Kiedy policjantka brała prysznic, zadzwonił telefon - to była Mae Zappe.Powiedziała, że jeśli nadal się chce dowiedzieć czegoś więcej na temat Dziedzińca Cudów, powinien być przed jej pracownią o wpół do pierwszej, ale niech nic nie mówi Annabel.Mae bała się o swoją wnuczkę.Skręciwszy w Little Nassau Street, Brolin minął zaimprowizowane boisko do koszykówki, na którym trenowała grupa nastolatków, po czym ruszył wzdłużbrudnych, odrapanych murów.Na fasadzie budynku nadal widniała ogromna wykrzywiona twarz.W obramowaniu wrzeszczących ust czekała jakaś postać.Brolin zbliżył się do niej.Oparta o ścianę osoba podniosła głowę.Był to Afroamerykanin o nieufnych oczach, wąsach i koziej bródce, które podkreślały jego kanciaste rysy - wystające kości policzkowe i sterczące łuki brwiowe.Na widok Brolina mężczyzna około trzydziestki odepchnął się łokciami od ściany i wyszedł mu na spotkanie.- Pan jest przyjacielem manbo Zappe?Brolin przytaknął, chociaż nie miał pojęcia, co oznacza słowo „manbo".- Jej opis jest raczej wierny.Nazywam się Nemek.Chodźmy, nie stójmy tu.Nemek poprowadził go jakąś uliczką nieco na uboczu.Szedł bez słowa, omijając gnijące wokół sterty kartonów i papierzysk.W końcu przystanął przed schodami pożarowymi, które ściągnął na dół, aby obaj mogli się wdrapać na dach czteropiętrowego budynku.Był on pokryty śnieżnym dywanem, wisiało też na nim mnóstwo nieużywanych linek do wieszania bielizny, które tworzyły imponującą pajęczą sieć.Nemek odsunął się i wyjął z kieszeni papierosa, obserwując Brolina.- Kto panu powiedział o Dziedzińcu Cudów? - zapytał.- Przyjaciel.Nemek zapalił papierosa i wypuścił dym, który natychmiast zniknął w lodowatym wietrze.- Kto?Brolin westchnął.- Lucas Shapiro.Małe oczka Nemeka wpatrywały się ciekawie w prywatnego detektywa.Uniósłjedną brew.- Nie znam.Dobra, żeby była jasność, facet.Mam dla Mae dużo szacunku i to ona poprosiła mnie, żebym ci pomógł.Twierdzi, że można ci zaufać.Brolin włożył ręce do kieszeni skórzanej kurtki.- Problem polega na tym - ciągnął Nemek - że nie chodzi tu o rozprowadzenie paczki trawy.Tu chodzi o Dziedziniec Cudów - zaciągnął się papierosem i podszedł bliżej.- Nie znam cię.Ale jeśli ci odbije tam, na miejscu, będzie jatka.- Nie masz się czego obawiać: nie jestem gliną i.- Ejże! To nie ja powinienem się bać! Manbo Zappe chce, żebym ci pomógł, a ja powiedziałem, że zrobię, co będę mógł.Dlaczego chcesz tam iść?- Wszystko można kupić.Brolin modlił się w duchu, aby wszystko to, co mówiła stara Zappe, okazało sięprawdą.- Racja.Czego chcesz?- Informacji, czegoś, co Dziedziniec może mi sprzedać.- Masz szmal? Dużo szmalu?- Będę miał, co trzeba.- Ja biorę trzysta dolarów za doprowadzenie cię tam.Brolin odwrócił głowę i spojrzał na krajobraz w oddali.- Nie wydaje mi się.Wystarczy sto pięćdziesiąt.Brolin wiedział że nigdy nie należy zgadzać się od razu- tylko policjanci tak robią, ponieważ to nie ich pieniądze, a w imię słusznej sprawy przystaliby na wszystka.Policjanci zawsze skracają negocjacje, aby jak najszybciej dotrzeć do celu.Nemek zdawał się to doceniać, toteż dobili targu przy dwustu dolarach.- Będziesz jeszcze musiał zapłacić za zejście na dziedziniec.Bramkarzom.To oni stworzyli Dziedziniec Cudów zapewniają mu ochronę i przyjmują pod swój dach.Biorą zawsze piętnaście procent od każdej transakcji.Tak to już jest i nie podlega negocjacji.- Doskonale.Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, naprawdę nie ma żadnego ryzyka?Nie mam ochoty, żeby zgarnęły mnie gliny.- Niech cię o to głowa nie boli.Dziedziniec Cudów istnieje od pięciu lat, a tutejsi gliniarze, którzy o nim słyszeli, myślą, że to legenda i nie wierzą w nią.Sam się zresztą przekonasz: nie sposób go znaleźć, nawet kiedy się już raz była Tylko bramkarze wiedzą, gdzie dokładnie się znajduje.- W takim razie świetnie.Nemek potrząsnął głową, jakby uważał to wszystko za zupełne wariactwo.- Kurwa, mam nadzieję, że manbo wie, co robi - mruknął.Podszedł do Brolina i już miał mu położyć dłoń na ramieniu, gdy coś we wzroku detektywa go powstrzymała Nagle Nemek stracił trochę ze swojej pewności siebie.- Dobra, w porządku.Nie zadawaj pytań, dopóki nie znajdziesz się na Dziedzińcu Cudów, jasne?Brolin skinął głową.- Nie wolno wchodzić z bronią - dodał Nemek.- Ja nie idę z tobą, tylko cięwprowadzam.Właśnie tak działa Dziedziniec Cudów: gość, który robi tam interesy, wprowadza następnego i tak dalej - wszystko się opiera na zaufaniu.Jeśli jednemu z nich odbije, na ogół obaj mają przesrane.Faceci, którzy tam rządzą, są wystarczająco dobrze zorganizowani, żeby zaryzykować przyjęcie cięalbo nie.Jeśli cię przyjmą, robisz to, co każą.Oni nie żartują, dlatego nie strugaj waż-niaka.Są w porządku, nie musisz się więc bać o szmal, jeśli ci nie odbije.To jest ich biznes; nie ma mowy, żeby wszystko rozpieprzyć.Zabiorę cięstąd o dziesiątej wieczorem, ale wrócić musisz sam.- Odpowiada mi to.Nemek oparł się o jedną z linek.- Manbo Zappe musi cię cholernie cenić, skoro za cie-bie poręczyła.chociaż Brolin nie dał tego po sobie poznać, był tak samo zaskoczony jak Nemek.Nawet nie przypuszczał, że tak bardzo przypadł do gustu dziwacznej babce Annabel ani że ma ona tak długie ręce.- Mogę ci zadać jedno pytanie, Nemek? Co znaczy słowo „manbo"?Nemek milczał przez chwilę, zanim odpowiedział:- To kapłanka voodoo.To wyjaśniało relację, jaka istniała między nią a nim oraz wieloma członkami tutejszej wspólnoty.Musiała budzić strach z powodu swojej wiedzy i szacunek dzięki przysługom, jakie oddawała tym, którzy w nią wierzyli.„Dziwna religia - pomyślał Brolin.- Ale czy dziwniejsza niż czczenie człowieka, który chodził po wodzie?" Powstrzymał wypływający mu na usta krzywy uśmiech.- Nemek, byłeś już kiedyś na Dziedzińcu Cudów, wiesz zatem, co to naprawdęjest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]