[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego pan p³acze, panie 0'Shea?Upiorny wysmarka³ siê w fioletoworó¿ow¹ chusteczkê i wskaza³ palcem lewy brzegrzeki.- ¯aden statek nie umrze - pocieszy³a go Art - pókipamiêtaj¹ o nim ludzie.Zamilkli.Sapi¹cy k³êbami dymu holownik wióz³ ich w stronê stoczni.Feliks zosta³ w Londynie.Aktorom i Art powiedzia³, ¿e ma zamówienie na obraz,który, podobnie jak portret siedz¹cej na Bukszprycie Art, mia³ staæ siê ozdob¹Galerii Republiki.W oczywisty sposób by³a to wymówka.Nikt jednak niezaprotestowa³.Z wyj¹tkiem Waltera, który próbowa³, ale którego Peterb³yskawicznie przywo³a³ do porz¹dku kopniakiem w kostkê.Nale¿¹cy do Admiralicji holownik dzielnie niós³ ich w dó³ rzeki, pod dumniepowiewaj¹c¹ flag¹ Wolnej Anglii - bandera mieni³a siê czerwieni¹, biel¹,zieleni¹, ¿Ã³³ci¹ i b³êkitem.Wszyscy cz³onkowie za³ogi Art pe³ni byliniepokoju.¯aden z nich nie powiedzia³ wyraŸnie, ¿e chce wracaæ na morze, a codopiero wyruszaæ na wyprawê przeciwko francuskim i franko-szpañskim okrêtom.¯aden te¿ nie powiedzia³, ¿e tego nie chce.Tylko jeden Cuthbert oznajmi³, ¿e„ca³kiem mu siê, choroba, ten pomys³ podoba".Upiorny wkrótce siê wzruszy³.- Ach, na Z³ote Dzwony Eiry - na powrót poczuæ ko³ysaniefal pod stopami!Zacz¹³ snuæ wspomnienia, przypomina³ towarzyszom o pierwszej podró¿y w dó³rzeki, gdy p³ynêli na pok³adzie „PirackiejKawy".Odmalowa³ przed nimi chwilê, gdy Art zdzieli³a piêœci¹ w brodêniesubordynowanego Czarnego Majstra, wskutek czego mê¿czyzna straci³przytomnoœæ.Czarny Majster, który okaza³ siê zdrajc¹, zgin¹³ potem na WyspieSkarbowej, zabi³a go strza³em w plecy Ma³a Z³ociutka.Po chwili zapad³aposêpna, przes¹dna cisza.Gnojek tymczasem wêszy³ wœród desek i lin, z min¹ kogoœ, kto poznaje dawniejdobrze znane rzeczy.Naturalnie zabra³ ze sob¹ swoj¹ koœæ, ale co chwilaodk³ada³ j¹, by móc lepiej przyjrzeæ siê czemuœ innemu.Pluskietka siedzia³a narelingu, patrz¹c z³ym wzrokiem na pluj¹cy dymem komin holownika.Art nie o wszystkim powiedzia³a swym ludziom.Po czêœci dlatego, ¿e chcia³azrobiæ im niespodziankê.£aja³a siê teraz w myœlach, gdy¿ uzna³a, ¿e by³ tojednak z³y pomys³.Mia³a przecie¿ do czynienia z doros³ymi ludŸmi, a nie zma³ymi dzieæmi.Choæ nie - w pewnym sensie byli dzieæmi, ch³opcami, a ona by³aich matk¹, tak jak wczeœniej ich matk¹ by³a Molly.Towarzysz¹cy im oficer sprowadzi³ ich z pok³adu holownika i powiód³ przezstoczniê.Ciekawe otoczenie sprawi³o, ¿e polepszy³y siê im humory.Jeden zestatków, wci¹¿ pachn¹cy œwie¿ym drewnem i niedawno wylan¹ smo³¹, czeka³ nazwodowanie, mimo ¿e nie zosta³ jeszcze omasztowany.Oficer pokaza³ im go zwyraŸn¹ dum¹.- Ma nowoczesne pokrycie z miedzianych blach - wyjaœni³.- Jest odporny na dzia³anie s³onych wód.- A co z naszym okrêtem, sir? - spyta³a nagl¹co Art.Przewodnik wskaza³ im rêk¹ ostatni statek, wyró¿niaj¹cysiê szczególn¹ gracj¹.By³ ju¿ ukoñczony, w pe³ni omasztowany, czeka³ jeszczetylko na olinowanie i ¿agle.- Och - rzuci³a Art niewinnie.- Niekiepski.Prawie dok³adnie taki jak nasz stary „S³oñ", który sta³ siê „NieproszonymNieznajomym".Nie inaczej - potwierdzi³ oficer.- Szybki i zwinny trójmasztowiec.Tak, „Nieproszony" te¿ by³ trójmasztowcem - przytakn¹³ oczarowany Walter.Podeszli nieco bli¿ej.- Jak dwie krople wody.- I bije od niego - nawet bez ¿agli na masztach - takasama wewnêtrzna jasnoœæ - szepn¹³ Upiorny.- To istna per³awœród ¿aglowców.Przeszli wzd³u¿ burty statku.Gnojek truchta³ za nimi.Pluskietka wzbi³a siênagle w powietrze i usiad³a na nowym ¿aglowcu.- Có¿, ptaszysko ju¿ zdecydowa³o, ¿e ta ³ajba jest w porz¹dku.Dotarli pod dziób.Zatrzymali siê i, zadzieraj¹c g³owy, spojrzeli na rzeŸbêdziobow¹, któr¹ znali równie dobrze jak w³asne odbicia w lustrze.Przes³oniêtawelonem, mroczna, z³owró¿bna postaæ, wyci¹gniêt¹ przed siebie rêk¹ przywo³ywa³anieostro¿nych.Przecie¿ to rzeŸba z dzioba „Nieproszonego".Musieli j¹ zdemontowaæ, zanim przerobili nasz¹ star¹ krypê na zapa³ki.Art przygl¹da³a siê rzeŸbie.Drewniana figura pochodzi³a z maleñkiego stateczkureklamowego, z „Pirackiej Kawy".Dawniej przedstawia³a kobietê trzymaj¹c¹ wd³oni fili¿ankê z kaw¹.Ale kiedy kawowy ¿aglowiec zaton¹³ nieopodal Port'sMouth, damulka zgubi³a fili¿ankê i powróci³a do nich, uwalana czarnym szlamem ici¹gn¹cymi siê za ni¹ niczym ca³un wodorostami z g³êbin oceanu.Poniewa¿doskonale pasowa³a do pirackiego okrêtu, uczynili j¹ symbolem „NieproszonegoNieznajomego".Teraz wraca³a do nich po raz kolejny.- To mosiê¿ne okucie na relingu te¿ jest takie jak by³o- rzuci³ niepewnie Peter.- Fakt.I nadbudówka.ten dziwny sêk na œcianie.Przygl¹dali siê ¿aglowcowi, coraz szerzej otwieraj¹c oczy.Art zrozumia³a, ¿e nie mo¿e ju¿ d³u¿ej czekaæ.- Panowie - zaczê³a - muszê wam coœ powiedzieæ.Urwa³a, bo w tej samej chwili zza pok³adówki wyszed³Ebad Vooms.Zamacha³ do nich takim gestem, jakby stawili siê na spotkaniezaplanowane dobrych kilka tygodni temu.Zreszt¹ mo¿e sam Ebad rzeczywiœcieplanowa³ je ju¿ od jakiegoœ czasu.Art nie odmacha³a.Przy dŸwiêku piszcza³ek weszli na pok³ad.Oficer z Admiralicji zaœmia³ siê ipowiedzia³, ¿e taka pompa nie jest dokoñca zgodna z regulaminem, poniewa¿ okrêt nie jest jeszcze gotowy.UczciwyK³amca, który tak¿e pojawi³ siê nagle, jakby znik¹d - piêkny sposób wkroczeniana scenê, prawda? - zad¹³ w gwizdek.Jego okr¹g³a jak ksiê¿yc twarz wygl¹da³a jak wcielona poczciwoœæ.On jeden nieby³ ubrany w piracki strój, mia³ za to w uszach mosiê¿ne kolczyki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]