[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest mi najzupełniej obojętne, czy to zwróci czyjąś uwagę, czy nie.Przecież wszyscy o tym wiedzą, że pan należy niejako do naszej rodziny.- A ojciec pani? Czy nie będzie to dla niego przykre?- Nic podobnego! Przeciwnie, będzie temu rad, gdy zobaczy pana w moim towarzystwie.On pana bardzo lubi.- W takim razie jest to sympatia ze wzajemnością.Pani ojciec to niezmiernie dobry i szlachetny człowiek.Mam dla niego pełny szacunek.Spojrzała na niego swymi ciemnymi oczyma, w których błysnęła duma.- To mi się podoba, panie Fredzie.Jestem istotnie ze swego ojca dumna.Oto on! Proszę popatrzeć, tam stoi.Czy nie prezentuje się wspaniale? Biją od niego duma i szczęście, nieprawdaż? Teraz uśmiecha się do nas.Widzi pan, jak się cieszy, że jest pan przy mnie? O, mój jedyny, ukochany ojczulek! Tak bezgranicznie go kocham.W oczach jej zalśniły łzy.Wyglądała przy tym tak wdzięcznie i uroczo, że Fred byłby ją najchętniej zamknął w swoich ramionach i już więcej nie wypuścił.A serce łomotało mu tak silnie, że omal nie rozsadziło klatki piersiowej.Oddał je bezwolnie w posiadanie tej małej czarodziejki, nie pytając już zgoła, czy to mądrze, czy głupio zakochać się w dziedziczce wielkiej fortuny.Jedno mu tylko było wiadome: że Ruth Waldeck była jego przeznaczeniem i że musiał ją miłować całą mocą swych gorących, tkliwych i serdecznych uczuć, do jakich tylko jego dusza była zdolna.Czy może liczyć na wzajemność? Czy Ruth czuje coś do niego? Gnębiły go te wątpliwości, ale jednego był pewien: swojego uczucia do niej.- Cóż pan tak nagle zamilkł? - wdarł się niespodzianie jej słodki głosik w jego gorącą tęsknotą przepojone myśli.- Czy może panu przykro, że go tak nieodwołalnie zarekwirowałam na ten wieczór?Podeszli ku oknu i tam na chwilę przystanęli.Patrzył na nią gorącym spojrzeniem nieukrywanej miłości.Z kolei i ją ogarnął niepokój uczucia.Nie zwracając uwagi na przepływające wokół nich fale rozhukanej zabawy, pogrążyła swe oczy w jego ciemnych źrenicach i tak wzajemnie w sobie tonąc, zbliżali się coraz bardziej do siebie.I dopiero gdy podeszła pani Grotthus, odskoczyli nagle od siebie, budząc się jak gdyby z ciężkiego snu.Ruth, ująwszy dłoń pani majorowej, przyłożyła ją do swego policzka.- Droga kochana cioteczko! - rzekła cichutko, chcąc niejako dać ujście rozpierającemu ją uczuciu szczęścia.Staruszka spojrzała znacząco na obydwoje młodych.Daleka od tego, by pragnąć dla swego jedynaka bogatego ożenku, uważałaby jednak za wyjątkowo szczęśliwe zrządzenie losu, gdyby przypadkiem tak się złożyło, że jej syn, pokochawszy zamożną dziewczynę i uzyskawszy jej wzajemność, miał tym samym zabezpieczoną przyszłość, wolną od zwykłych trosk i kłopotów, będąc pod tym względem choć trochę od niej szczęśliwszym.Oczywiście, że podłożem tego małżeństwa musiałaby być przede wszystkim miłość, gdyż znając jego głęboko tkliwy charakter, wiedziała, że brak miłości byłby dla niego prawdziwym nieszczęściem.Miłość matczyna ma czujne spojrzenie.Domyślała się, że w sercach tych dwojga zaczyna coś kiełkować, co może kiedyś ziści jej tajemne życzenia.Ale cyt.nie dotykajmy tego! To, co w cichości i ukryciu zbudziło się do życia, jest tak delikatne i subtelne, że najlżejsze nawet muśnięcie może je zniweczyć.***Pani Erna była w przepysznym humorze.Baron Soltenau był miłym i wesołym towarzyszem.Jego zuchwałe spojrzenia w tak niedwuznaczny sposób wyrażały podziw dla siedzącej obok niego pięknej kobiety, że próżność pani Erny w pełni była zaspokojona, sycąc się wrażeniami, jakie wywierała na młodym, przystojnym oficerze.Wiedziała, że był zepsuty przez kobiety i że tylko najpiękniejsze znajdowały łaskę w oczach tego wyjątkowego smakosza i znawcy.Na początku ich znajomości jego zachowanie się wobec niej było powściągliwe i pełne rezerwy.Lecz podrażniona w swej próżności, postanowiła za wszelką cenę i jego wciągnąć w swój zwycięski rydwan.Biegła i doświadczona we wszystkich sztuczkach kokieterii, zdołała i teraz, tym bardziej, że jej tak bardzo na tym zależało, osiągnąć swój cel!Rozumie się, że Soltenau z miejsca zmienił taktykę.Jej wyjątkowa uprzejmość ośmielała go do różnorakich, jakkolwiek nieznacznych, poufałości, tak że w niedługim czasie oczy ich zaczęły prowadzić już zupełnie wyraźną rozmowę, co do sensu której żadne z nich nie miało najmniejszej wątpliwości.Baron Soltenau posiadał wyjątkowy dar nagłego wyrastania przy boku pani Erny, gdziekolwiek się tylko pojawiała.Fakt zaś, że dziś był jej towarzyszem przy stole, uważał po prostu za jej dzieło.Skłoniwszy się przed nią, i podziękowawszy niemym, głębokim spojrzeniem, zajął wyznaczone mu miejsce.- Gorące dzięki za okazany mi zaszczyt, łaskawa pani.Postaram się, by na niego zasłużyć.- Niestety, panie baronie, podziękowanie nie mnie się należy.Ot, zwyczajny przypadek, któremu pan zawdzięcza to zaszczytne, mówiąc słowami pana, wyróżnienie.- To okrutnie ze strony pani, że mnie chce pozbawić wiary w pani dobroć.Przesłała mu czarujący uśmiech.- Nie ulega wątpliwości, że gdyby mi na tym przypadku zależało, to umiałabym się o niego postarać.Ich spojrzenia spotkały się ze sobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]