[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bardzo dziękuję, że jesteś ze mną tak szczery, milordzie - odezwała się przez łzy.- O niczym nie miałam pojęcia.Och, byłam taka głupia!Odwróciła się, żeby Fulwar nie widział, jak płacze.- Proszę wybaczyć mi na chwilę - powiedziała.Rzuciła rękawicę na ziemię, przetarła oczy i odeszła.Właściwie nawet nie wiedziała, dokąd idzie.Chciała znaleźć się w jakimś cichym, ustronnym miejscu, w którym mogłaby się spokojnie wypłakać.W uszach ciągle dźwięczały jej okrutne słowa hrabiego:„Oznajmił mi, że w najbliższym czasie zamierza przyjąć większość żądań Parlamentu.Podobno było mu bardzo ciężko, lecz wreszcie dobił targu z generałem Cromwellem.To najnormalniejsza w świecie gra polityczna”.Niemal wypłakiwała sobie oczy - a przecież jeszcze nie tak dawno była dumna ze swoich obowiązków.Czuła się powierniczką króla.Jako kobiecie nawet nie przyszło jej do głowy, że mogłaby poświęcić dziecko.Prawdopodobnie król o tym dobrze wiedział.Mógł się spodziewać, że hrabianka Grafton nawet w obliczu zagrożenia dochowa tajemnicy.- Anne?Dziewczyna szybko uniosła głowę.Nawet nie spostrzegła, że mimo woli dotarła do ogrodu z zegarem słonecznym - w to samo miejsce, w którym cztery lata temu spotkała Simona.Nie wiadomo dlaczego, znów tam na nią czekał.Widziała go jak przez mgłę, ale usłyszała niepokój w jego głosie.- Co się stało? - zapytał.- Widziałem cię na łące z moim ojcem.Czy.Simon zawahał się na krótką chwilę.- Myślałem, że zaproponuje ci schronienie w Harington - dokończył stłumionym głosem.- Nie spodobał ci się jego pomysł?Anne uśmiechnęła się przez łzy.- Nie, milordzie.To nie wuj Fulwar tak mnie zdenerwował.- Otarła oczy.- Po prostu nagle zdałam sobie sprawę, jaka byłam okropnie głupia - dodała zrozpaczona.Popatrzyła na niego, po czym szybko spuściła wzrok.- Hrabia powiedział mi, że król zamierza oddać Grafton w ręce Parlamentu.- Głośno przełknęła ślinę.- Że to ze względów politycznych.Och, znów ta polityka! A już myślałam, że król ma do mnie trochę zaufania.Simon nie odpowiedział jej od razu.Wziął ją za rękę i zaprowadził w stronę ławki w południowej części ogrodu.Usiadł, posadził dziewczynę obok siebie i oburącz ujął jej dłonie.Anne głęboko odetchnęła.Ogarnęło ją dziwne uczucie.- Bardzo mi przykro - po chwili powiedział Simon.- Wiem, co teraz czujesz.Anne pokiwała głową.- Jestem głupia.Czuła się zdradzona i chociaż Karol jeszcze nie podpisał wszystkich dokumentów, dobrze wiedziała, że to niedługo zrobi.- Opiekujesz się królewskim skarbem - powiedział Simon, a w jego głosie pobrzmiewała nuta zrozumienia.- Wciąż zatem utrzymujesz potajemne kontakty z dworem w Oksfordzie.- Tak - odparła Anne i natychmiast uświadomiła sobie, że pierwszy raz przyznała, iż skarb nadal jest w Grafton.Na szczęście Simon nie zmuszał jej do dalszych wyznań.Była mu za to niezwykle wdzięczna.- Moim zdaniem - zaczęła niezwykle ostrożnie - to nie przypadek.Król bez zmrużenia oka odbierze mi całą moją ziemię.Stracę majątek na rzecz Parlamentu.- Zapewne ma jakiś powód - uznał Simon.- Może uznał, że w jego obecnej sytuacji to jednak najlepsze wyjście?Anne rzuciła mu ostre spojrzenie.- Podejrzewam, że na jego miejscu zrobiłbyś to samo - odpowiedziała ze złością.- Gdybym miał istotny powód - powtórzył Simon.Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.- Anne, to jest wojna.- Tak, pamiętam - odpowiedziała z żalem.- A na wojnie giną całkiem niewinni ludzie.Wielka sprawa wymaga ofiar, prawda?.Niestety, jestem trochę zbyt naiwna na takie polityczne gierki.- Wcale nie jesteś - zdecydowanym tonem oznajmił Simon.- I nie obwiniaj się za czyjąś nieuczciwość.Mocniej ścisnął jej dłonie.- Nie możemy się poddać, Anne.Zapadła długa cisza.Pierwsza odezwała się Anne.Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło.- To prawda, że wuj Fulwar zaproponował mi, abym zamieszkała w Harington.To miłe z jego strony, ale tam.z dala od rodzinnego domu.byłabym strasznie samotna.- Ukradkiem spojrzała na Simona.- Jeśli więc twoja propozycja jest nadal aktualna, milordzie.Przyjmuję oświadczyny.Simon przez chwilę zwlekał z odpowiedzią.Czuł się niezręcznie.- Chciałbym - powiedział nagle - żeby to wyglądało trochę inaczej, Anne.Jest mi głupio.Anne uniosła głowę.- Inaczej? - wyszeptała.- Jak?Simon przysunął się nieco bliżej i delikatnie ją pocałował.Anne wstrzymała oddech i oddała mu pocałunek.Ogarnęła ją fala pożądania.Niemal wbrew sobie położyła dłoń na piersi Simona i zmusiła go, żeby się odsunął.- Tak było kiedyś.- powiedziała.Simon w milczeniu zbliżył usta do jej szyi.Pocałował wrażliwe miejsce za jej uchem.Anne zamknęła oczy i odchyliła głowę.Zimny, ale przyjemny dreszcz raz po raz przeszywał jej ciało.Zadrżała, kiedy Simon delikatnie zsunął jej sukienkę z ramion i pochylił się jeszcze niżej, szukając ustami jej piersi.Krew zawrzała w żyłach dziewczyny.Nogi miała jak z galarety.Simon uniósł ją i posadził sobie na kolanach.Anne była jak w transie.Zewsząd dochodziły różne dźwięki.Głosy żołnierzy na dziedzińcu, paplanie służących w kuchni.Całe Grafion było zajęte swoimi sprawami, a Simon Greville uwodził ją w biały dzień w jej własnym ogrodzie.- Simonie.- wyszeptała, chwytając go za poły kaftana.- Musimy przestać.To nie wypada.- Powiedziałem Jacksonowi, żeby nikt nam tu nie przeszkadzał - odparł Simon.- I nie przestanę, choćby na Grafton maszerowała teraz cała armia rojalistów.Pocałował ją jeszcze mocniej, żeby zakończyć tę rozmowę.Anne wyprężyła się i z rozkoszą rozchyliła usta, poczuła jego dłoń na swojej nagiej piersi.Szorstki dotyk.To były dłonie prawdziwego żołnierza, zniszczone od rękojeści szpady i końskiej uprzęży.Chropawe, ale przyjemne.Anne jęknęła mimo woli.Simon spojrzał na nią.- Ciszej, kochanie.- Usłyszała w jego głosie nutę rozbawienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]