[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozejrzałem się, przecierając oczy.„Lew”, idąc ostro do wiatru, oddalał się w prostej linii od brzegu, który rysował się wyraźnie, niezbyt jeszcze odległy, zalany światłem.Za nami, z lewej strony, na tle czarnoniebieskiego lądu, olśniewająco biała plamka podobna była do płatka śniegu, który spadł na błękit morza.— To jakiś szkuner — rzekł marynarz.Były to pierwsze słowa usłyszane przeze mnie tego ranka; ich dobroduszna chrypliwość zmiotła wszelkie wątpliwości, jakie mogły mącić moją niewytłumaczoną, promienną nową radość.To dlatego, że byliśmy bezpieczni — ona i ja — i że moja niezakłócona miłość otwierała mi serce na piękno młodego dnia i wesołość wspaniałego morza.Oddychałem głęboko, a oczyma wodziłem po całym statku, ogarniając, niby serdecznym dotknięciem, jego wydłużony kształt, lśniące miedziane okucia, wysokie maszty, łagodne krzywizny żagli doprowadzonych przez wiatr do doskonałego bezruchu.Miałem wrażenie, że statek jest jakimś świętym przybytkiem, bo czyż nie śpi na nim Serafina, bezpieczna niby dziecko w kolebce? A niezadługo całe piękno, spokój, czystość i wspaniałość świata odbiją się w jej jasnych oczach i przekazane mi zostaną w jej spojrzeniu.Zdarza się czasem, że surowa i sprawiedliwa Opatrzność, krocząc swymi niezbadanymi drogami, daje sercom naszym poznać, jak bardzo są nierozumne.Któż z nas nie zaznał irracjonalnego lęku, przerażenia, dumy, poniżenia, radości? Momenty takie pozostają związane z niezatartymi fizycznymi doznaniami, które wznoszą się ponad upiorną płaszczyznę pamięci jak skały wystające z morza, jak wieże na równinie.Sam doznałem wielu takich niezapomnianych wzruszeń: głęboka zgroza w chwili śmierci don Baltazara; pierwsze zakołysanie się łódki na wodzie, niby rozpostarcie skrzydeł w przestworzu; pierwszy migot płomieni we mgle — później wiele innych, okrutniej szych, straszniejszych, porażających strachem gorszym od śmierci, w którym zatraca się nawet cierpienie; i teraz także — ta chwila radosnego uniesienia czystością poranku, jak gdyby wszechświat posiał swój wspaniały blask w moją duszę, podobnie jak słońce uświetnia krasę morza.Roześmiałem się z czystej lekkości serca, z głębokiego poczucia sukcesu; roześmiałem się, nieodpowiedzialny i niepomny niczego, jak zdarza nam się czasem roześmiać w przejmująco rozkosznym śnie.— Czyżbym aż tak pociesznie wyglądał? — zapytał Sebright głosem takim, jak by miał ciężki katar.— Jestem ogłupiały… zmęczony.Jestem na nogach od dwudziestu czterech godzin — chyba najruchliwszych w moim życiu.Pan też nie spał zbyt długo, jak zresztą my wszyscy.Mam nadzieję, że pańska młoda dama dobrze wypoczęła.Wsunął ręce do kieszeni.Może i był bardzo zmęczony, ale nigdy nie widziałem rumieńszej twarzy u młodego chłopca, który dopiero co wstał z łóżka.Czarne szpileczki jego źrenic zdawały się świdrować przestrzeń, badając widnokrąg za moim ramieniem.Marynarz imieniem Mikę, ten, z którym pobiłem się ubiegłego wieczoru, nadszedł w ślad za niezmordowanym oficerem i nieśmiało podał mi pistolet.Głowę miał obwiązaną nad czołem i pod brodą, jakby od bólu zębów, a jego opalona na brąz, grubo ciosana twarz dziwnie wyzierała ze śnieżnej bieli płótna.Jeszcze parę godzin temu robiliśmy co w naszej mocy, by się nawzajem pozabijać.W moim obecnym serdecznym rozpromienieniu jąłem mu wesoło docinać na temat jego zawziętości i siły.Stał przede mną, cierpliwie pocierając brązowe podbicie jednej grubej stopy zrogowaciałą podeszwą drugiej.— Odpłacił mi pan za to, sir — powiedział wstydliwie.— Com robił, robiłem służbowo.— Cieszę się bardzo, żeście ze mnie nie wycisnęli ze wszystkim ducha — rzekłem.— W taki ranek jak dziś człowiek się cieszy, że może oddychać.Po dziś dzień pamiętam, jakie piękne rzęsy miał ten nieokrzesany, siwiejący, włochaty marynarz.Były długie i gęste, ocieniały oczy miękko jak rzęsy młodej dziewczyny.— Bóg świadkiem, sir, że życzymy panu szczęścia — panu i tej panience — my wszyscy — powiedział z zawstydzeniem, a jego basowe, niewyraźne mamrotanie miłe było moim uszom jak niebiańska melodia; była to, mimo wszystko, prostoduszna a poważna sankcja dla moich pragnień i nadziei — świadectwo, że on i je— mu podobni stoją po mojej stronie w świecie wielkiej przygody.— No, idźcie już, Mikę — powiedział Sebright, gdy wziąłem od marynarza pistolet.— Co za szczęście rozmawiać z własnymi rodakami — zwróciłem się do niego wylewnie.— Zacny z niego chłop.— Zatknąłem pistolet za pas.— Ufam, że nigdy już, póki życia, nie będę musiał użyć ani lufy, ani rękojeści.— Bardzo rozsądne życzenie — odparł Sebright, a w jego tonie kryła się jakby jakaś ukryta myśl — zwłaszcza że na tym statku nie znalazłoby się dla pana ani szczypty prochu na podsypkę.Zauważył pan, jakie towarzystwo mamy dziś rano?— A na co mi proch? — spytałem.— Ma pan na myśli to? — wskazałem ręką biały żagiel szkunera.Sebright patrząc mi bacznie w oczy kilkakrotnie kiwnął głową.— Spostrzegliśmy go skoro świt.Wie pan, co on oznacza?Powiedziałem, że to zapewne statek żeglugi przybrzeżnej.— Oznacza on najprawdopodobniej, że ten drab z loczkami, który przypomniał mi moją niezamężną ciocię, zdołał utrzymać swój koński pysk nad wodą.— Miał na myśli Manuela–del–Popolo.— Co jeszcze może nabroić, nim zapędzi się na szubienicę, trudno zgadnąć.Ten stary Hiszpan, którego pan przywiózł ze sobą, uważa, że już coś zdziałał; nic dobrego, może pan być pewny.— Chce pan powiedzieć, że to jeden ze szkunerów z Rio? — spytałem prędko.To właśnie, wraz ze wszystkimi płynącymi stąd dla mnie kłopotami, miał na myśli.Powiedział, że mogęmu wierzyć na sławo, iż przy takich wiatrach, jakie mieliśmy, żaden statek pływający wzdłuż wybrzeża nie mógł znajdować się teraz w tym miejscu, chyba że wypłynął z Rio Medio [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl