[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Minister Vere by³ wybitnym politykiem, jednym z najbardziej rzut­kich iuzdolnionych cz³onków gabinetu - tak pisali o nim na pierwszej stronie„Expressu" - dlatego by³a zaszczycona, ¿e wybra³ j¹ na swoj¹ osobist¹sekretarkê.Jednak¿e tym razem coœ tu wyraŸnie nie gra³o.Kr¹­¿y³a posekretariacie, za³amuj¹c rêce i umieraj¹c z niepokoju, wreszcie dosz³a downiosku, ¿e nie mo¿e d³u¿ej zwlekaæ.Na ¿¹danie ministra œcia­ny gabinetuwy³o¿ono dŸwiêkoch³onnymi p³ytami, lecz ten ha³as, ten przy­t³umiony huk doz³udzenia przypomina³ odg³os wystrza³u.Czy to w ogóle mo¿liwe? A jeœli tak?Jeœli ktoœ tam strzela³? Jeœli minister jest ranny i potrzebuje pomocy? Owszem,by³ z nim Simon Dawson, ale nigdy dot¹d tak d³ugo nie rozmawiali.No i tawyzywaj¹co ubrana kobieta od listu.By³o w niej coœ dziwnego.Minister patrzy³na ni¹ bardzo ³apczywym wzrokiem, jednak ona nie wygl¹da³a na tak¹, co toodwiedza mê¿czyzn w wiadomym celu.Tak, coœ tu nie gra³o, i to zdecydowanie.Belinda usiad³a, wsta³a, podesz³a do drzwi i g³oœno zapuka³a.Odcze­ka³a piêæsekund, zapuka³a ponownie i przekrêci³a klamkê.- Bardzo pana przepraszam, ale.Urwa³a i przeraŸliwie krzyknê³a.Widok by³ tak wstrz¹saj¹cy, ¿e up³ynê³a niemal minuta, zanim dosz³a do siebie izawiadomi³a ochronê.Sier¿ant Robby Sullivan z wydzia³u sto³ecznej policji odpowiedzial­nego zabezpieczeñstwo Pa³acu Westminsterskiego bardzo dba³ o sylwet­kê - codziennierano zawziêcie biega³, i to bit¹ godzinê - dlatego krzywo patrzy³ na kolegów,którym z biegiem lat zaokr¹gli³y siê brzuchy: mo¿na by s¹dziæ, ¿e z rozmys³emlekcewa¿yli s³u¿bê.Robby pracowa³ w pa³acu od siedmiu lat.Do jego obowi¹zkównale¿a³o usuwanie intruzów, dbanie o ³ad i porz¹dek.Chocia¿ jak dot¹d nieprzydarzy³o mu siê nic nadzwy­czajnego - ot, ledwie kilka drobnych incydentów -wieloletnie zagro¿e­nie ze strony Irlandzkiej Armii Republikañskiej nauczy³o goczujnoœci i szybkiego reagowania w sytuacjach, które tego wymaga³y.Jednak¿e na to, co zobaczy³ w gabinecie ministra spraw zagranicz­nych,przygotowany nie by³.Natychmiast zawiadomi³ Scotland Yard, poprosi³ ich oposi³ki, nastêpnie wraz ze swym zastêpc¹, rudow³osym konstablem BrykiemBelsonem, zabezpieczy³ gabinet i u stóp wszystkich scho­dów postawi³policjanta.Z tego, co mówi³a pani Headlam, wynika³o, ¿e w gmachu Parlamentuwci¹¿ grasuje zabójca, a raczej zabójczyni, sêk tylko w tym, ¿e nie wiedzieli,w jaki sposób zdo³a³a wyjœæ z gabinetu, nie przechodz¹c przez sekretariat.Takczy inaczej, Robby postanowi³, ¿e mor­derczyni daleko nie ucieknie - nie najego s³u¿bie.Dobrze zna³ procedurê postêpowania, regularnie zalicza³szkolenia, symulacje i æwiczenia.Ale tym razem wszystko dzia³o siê naprawdê.Przypomina³a mu o tym kr¹¿¹ca we krwi adrenalina.Powietrze w d³ugim, ciemnym, raz wysokim, raz niskim korytarzu by³o martwe,stêch³e i nieruchome.Bryson i Elena poruszali siê szybko, lecz cicho, to naczworakach, to niezdarnie pochyleni, to zupe³nie wypro­stowani.Nick niós³walizeczkê: trochê mu przeszkadza³a, jednak mog³a im siê bardzo przydaæ.Mrokrozprasza³y jedynie promienie œwiat³a wpa­daj¹ce przez szpary w deskach,po³¹czonych na czopy belkach i w niebez­piecznie trzeszcz¹cej pod³odze.Przechodzili miêdzy gabinetami, biura­mi, holami i sk³adzikami, s³ysz¹c g³osyraz cichsze i bardziej st³umione, innym razem g³oœniejsze i wyraŸniejsze.Wpewnym momencie Bryson us³ysza³ coœ, co go zmrozi³o.Przystan¹³.Oczy zd¹¿y³yju¿ przywykn¹æ do mroku - widzia³, ¿e Elena te¿ przystaje i patrzy na niego,nie wiedz¹c, co robiæ.Przytkn¹³ palec do ust i zajrza³ przez szparê.Zobaczy³ wojskowe buty amerykañskich marines, ¿o³nierzy piechoty morskiej:przyby³ oddzia³ Alfa, ich komitet powitalny.Zwykle stacjono­wali przyGrosvenor S¹uare i wraz z innymi ¿o³nierzami strzegli gmachu ambasady i samegoambasadora.To, ¿e weszli na teren brytyjskiego par­lamentu, by³o bardzoniepokoj¹ce: ten œwietnie wyszkolony oddzia³ wkra­cza³ do akcji jedynie natajny, zaszyfrowany rozkaz najwy¿szych amery­kañskich w³adz.Wygl¹da³o na to,¿e bez wzglêdu na straszliwe plany Prometeusza - Dawson bredzi³ coœ o nowejgeneracji rz¹dowego szpiego­stwa - grupa do zadañ specjalnych przyby³a tu zawiedz¹ lub - co gorsza - bez wiedzy g³Ã³wnego lokatora Bia³ego Domu.Ob³êd! Czysty ob³êd! Prometejanom nie chodzi³o o zwyk³e biurokra­tyczne zmianyczy rz¹dowe przesuniêcia.Oni prowadzili walkê, oficjal­nie usankcjonowan¹walkê o w³adzê, jakiej nikt sobie nie wyobra¿a³.Tyl­ko od kogo chcieli j¹przej¹æ? I jakim sposobem? Tu¿ przed nimi w œcianê wbudowano coœ, coprzypomina³o metalow¹ klatkê: ujœcie szybu wentylacyjnego.Przesun¹³ palcami posiatce i wyma­ca³ zawiasy.Os³oniête filtrem powietrza drzwiczki by³yzamkniête.Nick wyj¹³ z walizeczki d³ugi, p³aski œrubokrêt, poluzowa³ zawiasy,zdj¹³ filtr i po chwili weszli do ciasnej, wy³o¿onej stal ow¹ blach¹ sztolni,gêsto o¿ebrowanej, opadaj¹cej stromo w dó³ i wibruj¹cej od regularnychpodmu­chów powietrza.- Prowadzi do Chancellor's Gate, a stamt¹d do wie¿y Wiktorii.-Gdy topowiedzia³, w szybie zadudni³o metaliczne echo.- Musimy do­brze nas³uchiwaæ.Wiedzia³, ¿e oddzia³ Alfa nie jest liczny na tyle, ¿eby dok³adnie prze­czesaæca³y kompleks pa³acowy: dwa olbrzymie gmachy, tysi¹c dwieœcie pomieszczeñ,ponad sto klatek schodowych i ponad trzy tysi¹ce metrów korytarzy.Na pewnopomagali im inni, równie niebezpieczni agenci w cywilu, a ci mogli byædos³ownie wszêdzie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl