[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Już późno.Innym razem.Czy nie rozumiesz, że nie chcę tych książek? Wrócę jutro.– Biblioteka – oznajmiła dumnie kobieta – zawsze zaspokaja wymagania czytelników.Za chwilę otrzymacie swoje książki.Na policzkach wykwitły jej rumieńce.Odwróciła się i wpadła w małe drzwi, które otworzyły się przed nią.Terens powiedział:– Oficerze, jeśli pan pozwoli.Ale strażnik pokazał mu niewielki, ciężki bicz neuronowy.Broń mogła pełnić rolę pałki albo razić ofiary na odległość.– Hej, koleś, może siądziesz spokojnie i zaczekasz, aż pani wróci? To byłoby uprzejmie z twojej strony.Strażnik nie był już młody ani szczupły.Wyglądał na faceta tuż przed emeryturą i zapewne czekał na nią spokojnie, pilnując biblioteki, ale był uzbrojony, a na śniadej twarzy miał fałszywy uśmieszek.Terensowi pot wystąpił na czoło i zaczął powoli spływać po plecach.Nie docenił powagi sytuacji.Był pewny, że wie, co robi.Tymczasem masz.Nie powinien postępować tak beztrosko.To przez tę przeklętą chęć przejechania się po Górnym Mieście, kroczenia po korytarzach biblioteki, jakby był Sarkańczykiem.Przez jedną okropną chwilę miał ochotę rzucić się na strażnika, lecz nagle okazało się, że już nie musi.W powietrzu coś mignęło.Strażnik zaczął się odwracać – trochę za późno.Zgubił go spóźniony refleks – skutek podeszłego wieku.Ktoś wyrwał mu z ręki bicz neuronowy i zanim zdążył zrobić coś więcej niż otworzyć usta do krzyku, zdzielił go nim w skroń.Upadł.Rik krzyknął coś z ulgą, a Terens zawołał:– To Valona! Na wszystkie demony Sark, to Valona!4.BuntownikTerens niemal natychmiast otrząsnął się ze zdumienia.– Wynosimy się! Szybko! – powiedział i ruszył.Przez chwilę miał ochotę zawlec bezwładne ciało strażnika w cień stojących w przedsionku kolumn, lecz nie było na to czasu.Wyszli na podest; popołudniowe słońce czyniło świat jasnym i ciepłym.Kolory Górnego Miasta przybrały wszystkie odcienie pomarańczu.– Szybciej! – ponaglała niespokojnie Valona, ale Mieszczanin przytrzymał ją za rękę.Uśmiechał się, mówił cicho i stanowczo.– Nie biegnij.Idź spokojnie za mną.Pilnuj Rika.Nie pozwól mu biec.Kilka kroków.Zdawało się, że brną przez klej.Czy te dźwięki za plecami dochodzą z biblioteki? Wyobraźnia? Terens nie śmiał spojrzeć za siebie.– Tędy – rzekł.Napis nad wskazanym przez niego podjazdem lekko migotał w popołudniowym blasku.Nie mógł konkurować ze słońcem Floriny.Głosił: „Wjazd dla karetek”.Na podjazd, bocznym wejściem i między niewiarygodnie białymi ścianami.Byli jak bryły obcej materii w aseptycznym celofanie korytarza.W oddali dostrzegli kobietę w uniformie.Przystanęła, zmarszczyła brwi i ruszyła ku nim.Terens nie czekał.Skręcił, przeszedł bocznym korytarzem, potem jeszcze jednym.Mijali innych ludzi w uniformach i dobrze rozumiał ich niepewne miny.To przypadek bez precedensu, żeby tubylcy wałęsali się nie pilnowani po górnych poziomach szpitala.Co robić?Oczywiście w końcu zostaną zatrzymani.Dlatego serce zamarło mu w piersi, gdy zobaczył niepozorne drzwi z napisem: „Do poziomów niższych pięter”.Winda była na ich poziomie.Wepchnął do niej Rika z Valoną i łagodne szarpnięcie, z jakim dźwig zaczął opadać, było najmilszym wspomnieniem tego dnia.W Mieście były trzy rodzaje budynków.Większość to budynki dolne, stojące w całości na dole.Domy pracowników, najwyżej trzypiętrowe.Składy, piekarnie, oczyszczalnie.Inne to budynki górne: domy Sarkańczyków, teatry, biblioteka, stadiony sportowe.Niektóre były podwójne, miały wejścia i poziomy zarówno na górze Miasta, jak i na dole; na przykład posterunki sił porządkowych i szpitale.Dlatego można było wykorzystać szpital do przejścia z Górnego Miasta do Dolnego, unikając wielkich wind towarowych, powolnych i ze wścibską obsługą.Przechodząc tędy tubylec popełniał przestępstwo, lecz był to drobiazg dla kogoś, kto miał na koncie pobicie strażnika.Wyszli na dolny poziom.I tu były nagie, aseptyczne ściany, lecz nieco mniej białe, jakby rzadziej je czyszczono.Zniknęły też wyściełane ławki, które stały rzędami w korytarzach na górze.Wszędzie rozchodził się niespokojny gwar poczekalni pełnej czujnych mężczyzn i wystraszonych kobiet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]