[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przełożył Jerzy Bohdan RychlińskiFreja z Siedmiu WyspOpowieść o płytkich wodachIPewnego dnia — a było to już bardzo dawno — dostałem długi, szczegółowy list od jednego z moich starych kamratów i towarzyszy przygód na wschodnich morzach.Przebywał wciąż w tamtych stronach, ale już jako stały mieszkaniec.Był podówczas w średnim wieku; wyobrażałem sobie, że pewnie utył i lubi przesiadywać w domu, — że, jednym słowem, spotkał go los zwykłych śmiertelników, któremu nie podlegają tylko umiłowani przez bogów, albowiem — jak wiadomo — umierają młodo.W liście pełno było tęsknych spojrzeń w przeszłość, zapytań; „Czy pamiętasz?” — a między innymi pytanie; „Czy pamiętasz starego Nelsona”.Czy pamiętam starego Nelsona! I jak jeszcze.Przede wszystkim nie nazywał się wcale Nelson.Anglicy z archipelagu nazywali go Nelsonem — prawdopodobnie dla wygody, a on nigdy nie protestował; byłaby to czcza pedanteria.Prawdziwe jego nazwisko brzmiało; Nielsen.Przybył na wschód na długo przed pojawieniem się drutów telegraficznych; pracował w angielskich firmach, ożenił się z Angielką i zżył się z nami handlując i żeglując na wszystkie strony po Wschodnim archipelagu — i w poprzek, i na ukos, i wkoło — to równolegle do równika, to znów prostopadle — w półkola, zygzaki, ósemki.Trwało to długie lata.Nie było żadnego zakątka na tych tropikalnych wodach, gdzie by nie dotarła wybitnie pokojowa działalność starego Nelsona (czy też Nielsena).Gdyby się udało nakreślić tropy wszystkich jego podróży, mapę archipelagu pokryłaby sieć gęsta, jak pajęczyna — z wyjątkiem jednak Filipin.Nie chciał nigdy zbliżyć się do tych okolic, gdyż bał się panicznie Hiszpanów, a właściwie władz hiszpańskich.Niepodobna sobie wyobrazić, czego się po nich spodziewał.Może czytał swego czasu książki o inkwizycji.Ale Nelson lękał się w ogóle wszelkich „władz”, jak je nazywał, prócz angielskich, które szanował i którym ufał.Holendrzy przejmowali go mniejszą grozą, niż Hiszpanie, ale może jeszcze bardziej im niedowierzał.Nie miał do nich ani krzty zaufania.Był przekonany, że gotowi są zawsze „spłatać bardzo brzydkiego figla” człowiekowi, który miał nieszczęście popaść w ich niełaskę.Istniały wprawdzie holenderskie prawa i przepisy, ale urzędnicy nie mieli pojęcia o sprawiedliwym ich stosowaniu.Nieraz aż litość brała patrzeć na oględne i trwożliwe zachowanie Nelsona wobec pierwszego lepszego urzędnika; tym bardziej, że pamiętano z dawnych lat nieustraszone wyprawy tegoż Nelsona.Docierał najspokojniej na Nowej Gwinei do wiosek zamieszkanych przez ludożerców, aby wymienić towary, których wartość nie przekraczała częstokroć pięćdziesięciu funtów.Należy przy tym zaznaczyć, że był zawsze tuszy okazałej i mógł uchodzić — że się tak wyrażę — za kąsek bardzo smakowity.Czy pamiętam starego Nelsona Jakżebym nie pamiętał! Ściśle mówiąc, nikt z mojego pokolenia nie widywał go w czasach, gdy prowadził jeszcze interesy; znaliśmy go już jako „wycofanego z obiegu”.Kupił, czy też wydzierżawił od sułtana część wysepki należącej do grupy tzw.Siedmiu Wysp, nieco na północ od Banki.Transakcję tę załatwiono prawdopodobnie zgodnie z prawem, ale nie wątpię, że gdyby Nelson był Anglikiem, Holendrzy znaleźliby jakiś sposób wykurzenia go bez ceremonii.W danym wypadku prawdziwe brzmienie jego nazwiska przydało mu się bezwarunkowo.Zostawiono w spokoju skromnego Duńczyka, który zachowywał się jak najpoprawniej.Włożywszy wszystkie pieniądze w uprawę ziemi, starał się uniknąć nawet najlżejszego pozoru jakiejś winy i głównie z powyższych względów ostrożności nie patrzył łaskawym okiem na Jaspera Allena.Ale o tym później.Tak! Pamiętało się dobrze dużą, gościnną willę, wzniesioną na spadzistym przylądku, zażywną postać Nelsona w białej koszuli i spodniach (miał stały zwyczaj zdejmować alpagową kurtkę przy każdej sposobności), okrągłe, niebieskie oczy, wichrowate, żółtawobiałe wąsy, sterczące na wszystkie strony niby kolce podrażnionego jeża — i skłonność do raptownego siadania i wachlowania się kapeluszem.Ale co tu ukrywać! Pamiętało się przede wszystkim jego córkę, która powróciła w tym czasie do domu, aby stać się niejako Władczynią Wysp.Freja Nelson (albo Nielsen) należała do kobiet, których się nie zapomina.Zarys jej owalu był nieskazitelny, a przedziwna jego linia okalała olśniewającą cerę i niezrównaną harmonię rysów, z których biło zdrowie, siła i coś, co bym nazwał nieświadomą wiarą w siebie, albo niezmiernie wdzięcznym i jakby kapryśnym rozmachem.Nie porównywam jej oczu do fiołków; barwa ich miała zupełnie odrębny odcień, jaśniejszy i bardziej połyskliwy.Spoglądała zawsze prosto w oczy, szczerze i otwarcie.Nie widziałem nigdy, aby spuszczała długie, czarne rzęsy — przypuszczam, że Jasper Allen musiał to widywać jako człowiek uprzywilejowany — ale nie wątpię, że wyraz jej twarzy był wówczas czarujący i zagadkowy.Jasper mówił mi raz w porywie wzruszająco głupiego zachwytu, że mogła usiąść na swoich włosach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]