[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli udzielicie nam gościny, wspólnie wrócimy do koczowiska i przekażę wam moją wiadomość.Zaczekał na odpowiedź, ale nie spodziewał się, że wrogowie zdradzą się tak łatwo.Kątem oka zauważył, jak Basan przerzuca ciężar ciała z nogi na nogę, co oznaczało strudzenie.- Nie możemy tu stać cały dzień - mruknął.Ich oczy poruszały się bezustannie, kiedy Tołuj syknął w odpowiedzi.- Pozwolisz, żeby nas odpędzili?Basan odpowiedział, nie odrywając wzroku od ciernistych zarośli.- Teraz wiemy, że żyją, powinniśmy powiadomić o tym chana.Może będzie miał nowe rozkazy.Tołuj odrobinę przekręcił głowę, żeby odpowiedzieć, i ruch ten niemal kosztował go życie.Tuż przed nim z krzaków wyłonił się chłopiec i gładko osadził strzałę na cięciwie.Tołujowi zdało się przez chwilę, że cały świat ryczy mu w uszach.Posłał strzałę dokładnie w chwili, gdy w tył odrzuciło go kolejne uderzenie grotu w pierś, tuż pod gardłem.Wśród bólu zauważył, że chybił w pośpiechu.Obok rozległ się świst strzał z łuku Ünegena, kierowanych jedna po drugiej w cierniste krzewy.Tołuj wstał z rykiem gniewu i przyłożył drugą strzałę do cięciwy.Basan strzelał na ślepo do wszystkiego, co się ruszało.Nie słyszeli krzyków bólu, a kiedy Tołuj zerknął w bok, zobaczył Ünegena leżącego na ziemi z gardłem na wylot przeszytym strzałą.Widać było białka jego oczu, a język luźno zwisał mu z ust.Tołuj zaklął i z wściekłością zaczął kierować napięty łuk we wszystkie strony, szukając celu.- Prosicie o śmierć w męczarniach i dostaniecie ją! - krzyknął.Przez chwilę pomyślał o ucieczce do kuców, ale duma i gniew zatrzymały go na miejscu.Pałał żądzą ukarania tych, którzy ważyli się go atakować.Szybkimi szarpnięciami wyciągnął dwie strzały, które sterczały mu z delu i krępowały każdy jego ruch.- Chyba jednego trafiłem - powiedział Basan.Raz jeszcze zaległa cisza zwiastująca kolejną wymianę ognia.- Powinniśmy wrócić po konie - ciągnął Basan.- Będziemy mogli ominąć ciernie i podejść ich od wolnej strony.Tołuj obnażył zęby w gniewie.Groty strzał poharatały mu ciało i trząsł się z bólu.Chrapliwie rzucał każde słowo jak rozkaz.- Nie ruszaj się! - warknął, wciąż omiatając wzrokiem linię drzew.- Zabij wszystko, co się rusza.*Temudżyn czekał przycupnięty za zasłoną cierni, którą przygotował wiele miesięcy wcześniej.To jego strzała trafiła Ünegena w gardło i sprawiało mu to dziką satysfakcję.Pamiętał, jak Ünegen przekazał Ełukowi miecz jego ojca.Temudżyn wiele razy śnił o zemście i nawet tak niewielka była dla niego jak słodycz dzikiego miodu.Razem z braćmi przygotował się na właśnie taki atak, ale i tak widok druhów z plemienia Wilków w ich małym koczowisku wstrząsnął nim.Temudżyn był gotów na spotkanie z najeźdźcami, którzy nie byliby tak wyszkolonymi wojownikami jak najlepsi ludzie Ełuka.Pierś Temudżyna rozpierała duma, że położyli jednego z nich, jednak duma ta mieszała się też z niepokojem.To byli wojownicy jego ojca, najszybsi i najlepsi.Zabicie jednego z nich Temudżyn odczuwał niemal jak grzech, nawet jeśli wojownikiem tym był Ünegen.Ale to nie powstrzymywało Temudżyna przez próbą zabicia innych.Pamiętał Tołuja jako małego chłopca z bystrymi oczami, który nie był na tyle głupi, żeby zadzierać z synami Jesügeja, ale nawet wtedy był on najsilniejszym dzieckiem w koczowisku Wilków.Kiedy Temudżyn posyłał strzałę, zobaczył go przez chwilę i poznał, że urósł w siłę i arogancję.Powodziło mu się pod panowaniem Ełuka.Temudżyn patrzył przez małą przerwę w ciernistej zagrodzie na Tołuja i Basana, stojących po drugiej stronie.Basan nie wyglądał na szczęśliwego, a Temudżyn przypomniał sobie dzień, w którym przysłano go po niego do Ołkunutów.Czy Tołuj to wiedział, kiedy wybierał go na towarzysza? Pewnie nie.Świat był wtedy inny, a Tołuj był tylko jednym z małych urwisów, który zawsze pakował się w kłopoty.Teraz nosił zbroję i del chańskiego druha, a Temudżyn chciał utrzeć mu nosa.Siedział teraz zupełnie cicho i zastanawiał się, co powinien zrobić.Jak najwolniej odwrócił głowę do Kacziuna, który zajął miejsce obok.W każdej chwili jego ruch mógł ściągnąć bystry wzrok Basana i jego strzałę, która trafiłaby go, przebiwszy się przez ciernie.Pot płynął mu z czoła.Kiedy Temudżyn zobaczył brata, mrugnął do niego w napięciu.Kacziun też patrzył na niego i czekał w milczeniu, aż zostanie zauważony.Oczy miał szeroko otwarte od bólu, a Temudżyn zobaczył strzałę utkwioną w udzie brata.Kacziun pamiętał zimną twarz poranka, kiedy śmierć przyszła po nich.Siedział teraz jak posąg i skrzywiony, i blady patrzył na brata, nie ważąc się wykonać najmniejszego ruchu.Mimo jego opanowania, bełt strzały drżał lekko, a napięte do granic wysiłku zmysły Temudżyna pozwalały mu usłyszeć szmer liści.Tołuj mógł to zobaczyć, pomyślał Temudżyn, i wystrzeli wtedy kolejną strzałę, tym razem śmiertelną.Nie było też wykluczone, że któryś z druhów Ełuka wyczuje krew na wietrze.Temudżyn i Kacziun długo spoglądali na siebie, a każdy czekał na gest drugiego w milczącym zdesperowaniu.Nie mogli uciec.Kasar był ukryty przed wzrokiem Temudżyna, ale też był w niebezpieczeństwie, nawet jeśli o tym nie wiedział.Temudżyn odwrócił z powrotem głowę nieskończenie powoli, aż zobaczył Tołuja i Basana.Obaj czekali, ale widać było gniew Tołuja, który wyszarpnął sobie strzały z piersi właśnie w chwili, gdy patrzył na niego Temudżyn.Gniew młodego wojownika ucieszyłby Temudżyna, gdyby rana Kacziuna nie popsuła ich planów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]