[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wystarczy, że kiwniesz ręką i będę aresztowany.Dopiero co przyznałem ci się do morderstwa, podałem nazwisko ofiary i miejsce przestępstwa.Możesz mi jeszcze dołożyć podżeganie do aktów terroryzmu, a pewnie i od udziału w handlu narkotykami bym się też nie wywinął.Wiem o tym, a mimo to poprosiłem o spotkanie.Czy nadal uważasz, że sobie żarty stroję, Clark?–Pewnie nie – odparł Tęcza Sześć, przypatrując się uważnie rozmówcy.–Bardzo dobrze, proszę więc, żebyś mnie zabrał do biura FBI albo do jakiejś waszej kryjówki, gdzie mógłbym ci przekazać posiadane przeze mnie informacje w bardziej kontrolowanych niż tutaj okolicznościach.W zamian chcę jedynie twojego słowa, że nie zostanę aresztowany.–Uwierzyłbyś mi, jeśli bym je dał?–Tak.Jesteś z CIA i znasz reguły gry, czyż nie?Clark skinął głową.–Dobrze.Masz moje słowo.O ile, oczywiście, to, co opowiadasz, okaże się prawdą.–Chciałbym, żeby nie było, Clark – powiedział Popow.– Proszę mi wierzyć, przyjacielu, naprawdę chciałbym, żeby to nie była prawda.John spojrzał mu uważnie w oczy i zobaczył w nich strach, nie, nawet nie strach, coś jeszcze głębszego.Ten facet nazwał go przyjacielem.To dużo znaczyło, zwłaszcza w takich okolicznościach.–Chodźmy – powiedział i poprowadził go z powrotem do Piątej Alei.* * *–To nasz podejrzany, chłopaki – rozległ się w słuchawkach głos agentki.– Podejrzany Sierow we własnej osobie, zapakowany w papier ze wstążką i podany na srebrnej tacy… Nie, czekajcie.Zawracają.Idą w stronę Piątej Alei.–Nie gadaj? – odezwał się Chatham i rozejrzał się.Rzeczywiście, ujrzał ich w tej samej chwili.Szli bardzo szybko w kierunku ich furgonetki.–Macie tu lokal operacyjny? – zapytał Clark.–No, mamy, ale…–Jedziemy tam! – rozkazał Clark.– Zaraz! – dodał, widząc wahanie.– Możecie zwijać obserwację.Wsiadaj, Dmitrij – dodał, odsuwając boczne drzwi furgonetki.Lokal operacyjny był zaledwie parę przecznic dalej.Sullivan zaparkował furgonetkę i wszyscy czterej weszli do budynku.37Gasnący płomień Lokal operacyjny był trzypiętrową kamienicą licowaną brązowym piaskowcem, którą kilka dziesięcioleci temu podarował rządowi biznesmen, wdzięczny za odnalezienie przez FBI porwanego syna.Przez lata służył głównie jako miejsce spotkań z dyplomatami z pobliskiej siedziby Narodów Zjednoczonych, którzy w ten, czy inny sposób oprócz swoich obowiązków zawodowych, stykali się z rządem amerykańskim i jego agendami.Był też jedną z kryjówek Arkadija Szewczenki, najwyższego rangą uciekiniera z ZSRR.Z zewnątrz nie rzucał się w oczy, za to wewnątrz krył bardzo wyrafinowane zabezpieczenia i trzy pokoje przesłuchań, wyposażone w mikrofony, lustra weneckie, nieodzowne w takich miejscach stoły i krzesła trochę wygodniejsze, niż zwykle w tego rodzaju pomieszczeniach.Lokal obsadzony był przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, zwykle przez nowicjuszy z nowojorskiego biura terenowego FBI, którzy pełnili tu służbę właściwie odźwiernych.Chatham zaprowadził ich na najwyższe piętro i posadził Clarka i Popowa w pozbawionym okien pokoju.Ustawiono mikrofon, uruchomiono magnetofon, za jednym z półprzeźroczystych luster technik włączył kamerę i magnetowid.–Zaczynamy – powiedział Clark, podając datę, godzinę i miejsce.– Jest tu z nami pułkownik KGB w stanie spoczynku, Dmitrij Arkadijewicz Popow.Tematem przesłuchania są działania międzynarodowych grup terrorystycznych.Nazywam się John Clark i jestem oficerem Centralnej Agencji Wywiadowczej.Przy przesłuchaniu asystują…–Agent specjalny, Tom Sullivan.–I…–Agent specjalny, Frank Chatham.–Z nowojorskiego biura terenowego Federalnego Biura Śledczego.Dmitrij, czy możesz już zaczynać?Popow nie najlepiej znosił to otoczenie i wyraźnie było to słychać w pierwszych minutach jego opowieści.Przez pierwsze pół godziny agenci FBI okazywali całkowity brak wiary w to, co opowiadał.Ożywili się dopiero, kiedy wspomniał poranne przejażdżki w Kansas.–Maclean? A jak miał na imię? – zapytał Sullivan.–Chyba Kirk, a może Kurt, ale raczej kończyło się na „k” – odparł Popow
[ Pobierz całość w formacie PDF ]