[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie lubiłam, jak kolorowi wygadują takie rzeczy, bo prędzej czy później to się źle kończy.Dużo mogłabym pani powiedzieć o Sallie John, jako że kręciła się po kuchni i opowiadała cuda o swym powodzeniu u białych, specjalnie u pana Grady’ego, ale u innych też.W życiu nie widziałam, żeby ktoś tak zadzierał nosa.Parę dni temu sprzątałyśmy obie pokój pana Grady’ego.Patrzę, a ta dziewczyna od razu hycnęła na łóżko pana, skacze po nim i zgrywa się, jakby była u siebie.I zaczyna mi opowiadać, jaki dobry potrafi być pan dla niej, więc, mówię pani, uciekłam stamtąd co sił w nogach, bo ja.- Nie chcę tego słuchać! Jeżeli nie przestaniesz mleć jęzorem, możesz sobie iść! Zrozumiałaś?- Tak, proszę pani - potulnie odparła Marta.- Ale mówiłam pani tylko świętą prawdę, a na mój rozum mówić prawdę to nie grzech.- A ja mam tego dość.Jak nie możesz zamknąć buzi, to sobie idź.- Tak, proszę pani.Lucjana poszła w stronę domku, ale w pół drogi przystanęła.Nie bardzo wiedziała, co zrobić.Nagle usłyszała przeciągły śmiech Grady’ego.Odwróciła się, by dać znak Marcie, ale ta już zniknęła.Lucjana została sama.Ogarnęło ją przerażenie, wstrząsały nią konwulsyjne drgawki.Grady znów się beztrosko roześmiał, na całe gardło.Dalekie dźwięki gitary brzmiały szyderczo i boleśnie.Lucjana stała, niezdecydowana.Dał się słyszeć! wesoły śmiech Sallie John.Lucjana zesztywniała z gniewu.Ani Sallie John, ani żadna inna kobieta nie miała prawa tak się zbliżyć do Grady’ego, bo należał do niej i pożądała go w tej chwili więcej niż kiedykolwiek.Lucjana wiedziała, że jeśli dopadnie Sallie John, będzie się z nią biła o męża.Podobnego uczucia jeszcze nigdy nie doznała.Gotowa na wszystko, zaczęła szukać wokół kamienia, kija, czegokolwiek, czym mogłaby przepędzić Sallie John.Ale na gołym piasku podwórza nie było nawet kawałka cegły.Zrozpaczona, spróbowała wyrwać kołek z płota, lecz zabrakło jej sił.Podbiegła do chałupy i zaczęła pięściami tłuc w drzwi.Kruche deski trzeszczały i klekotały, drzwi jednak były mocno zaryglowane od środka.Kopała w nie, aż obtłukła sobie stopy.- Jestem zajęta! - omdlewającym głosem zawołała Sallie John.- Nie przeszkadzaj, zabawiam teraz gościa.Lucjana z jeszcze większą zaciekłością zaczęła tłuc pięściami w drzwi.- Wynoś się!Był to opryskliwy, rozkazujący głos Grady’ego.Lucjanie dech zaparło.Nie miała już najmniejszej wątpliwości, że Grady jest u Sallie John.Do tej chwili kurczowo trzymała się nadziei, że Marta się myli i że inny mężczyzna jest u Sallie.Aż na uszy usłyszała głos Grady’ego.Kto to mógł być? - spytał Grady.- Jakiś osioł, któremu się pomyliły drzwi - śmiejąc się odparła Sallie.- Wszyscy moi sąsiedzi przy zdrowych zmysłach wiedzą, że ze mną trzeba się zawczasu umówić.Po wysłuchaniu tej poufałej rozmowy Sallie John z Gradym Lucjana cofnęła się parę kroków od drzwi.Odeszła ją ochota wejścia do środka.Nie wiedząc, co począć, stała wpatrzona w szparę nad progiem, przez którą sączyło się światło.Sallie znów zaczęła rozkosznie się śmiać.Lucjana nie miała najmniejszej ochoty wejść do chałupy, ale korciło ją, by przynajmniej zobaczyć ich razem.Podeszła do bocznej ściany domku i ostrożnie wyciągnęła worek z guanem, by zajrzeć do środka.Zobaczyła Grady’ego z Sallie John i natychmiast! ogarnęły ją bolesne mdłości.Zobaczyła to, co podejrzewała i o czym bała się myśleć niemal od roku.Teraz musiała uwierzyć, że zarówno jej podejrzenia, jak wszystko, co Marta po swojemu chciała jej podszepnąć, były prawdą.Wiedziała już, chociaż nadal nie mogła zrozumieć, dlaczego Grady od tak dawna jej unikał.Mdłości ustały, ale ogarnęło ją poczucie zupełnej bezsilności i rozpacz.Zrobiło jej się słabo, oparła się ręką o ścianę domu.Przyszło jej na myśl, co by zrobiła, gdyby miała z sobą rewolwer.Potrząsnęła głową.Teraz wszystko to i nie miało znaczenia.Już było za późno.Odeszła ją chęć zemsty na Gradym lub Sallie John.Poczuła pustkę w sercu, już na niczym jej nie zależało.I najchętniej by się roześmiała.Usłyszała za sobą przyciszone nerwowe głosy Murzynów.Wiedziała, że mówią o niej i zachodzą w głowę, co teraz zrobi.Tego sama jeszcze nie wiedziała, ale jedno było pewne: musi uciec stąd, wszystko jedno gdzie.Musi to zrobić, zanim Grady ją odnajdzie.Odwróciła się od domku i na oślep poszła przez podwórze.Odchodziła nie tylko od murzyńskiej chałupy, odchodziła od Grady’ego.Powtarzała sobie, że jest dzielna i mocna i że płakać nie będzie.Ale gdy doszła do ścieżki, oczy zaszły jej łzami.Kiedy przechodziła koło pierwszej gromadki Murzynów, zawołała ją Marta - przyśpieszyła kroku.Usłyszała, jak Marta boso człapie za nią.Skręciła ze ścieżki i pobiegła przez pole wśród ciemnej nocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]