[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czyżby miała zginąć od miecza? Nie, ostrze było skierowane w drugą stronę.Miała więc dzierżyć miecz… Ale przecież już to zrobiła, prawda?Wśród wnętrzności dostrzegła dalej małą, tłustą rybkę (zapewne bolenia) i pęk okrągłych przedmiotów – pierścieni albo naszyjników.Ofiarodawca ucieszyłby się zapewne z takiej interpretacji.Okrągłe obiekty znajdowały się bardzo blisko ryby – jeden wręcz jej dotykał, a zatem czas był bliski.Maytere weszła dwa stopnie wyżej.– Dla ofiarodawcy: bogini darzy cię swą łaską.Jest zadowolona z ofiary.– Kozioł w rzeczy samej był piękny, a Kypris raczej nie przepowiadałaby bogactwa, gdyby ofiara okazała się niezadowalająca.– Wkrótce zyskasz majątek w złocie i klejnotach.Uśmiechnięty od ucha do ucha Boleń cofnął się w tłum.– Dla nas i naszego miasta: widzę gwałt i śmierć, z których wszakże wyniknie dobro.– Mięta zerknęła pod nogi, chcąc się upewnić, że faktycznie dostrzega w zakrwawionych trzewiach znak dodawania.Zniknął jednak, jakby nigdy go tam nie było.– Nic więcej nie mogę z tej ofiary wyczytać, aczkolwiek uczony augur, taki jak patere Jedwab, z pewnością dostrzegłby w niej coś jeszcze.Popatrzyła po ludziach przy ołtarzu, szukając Bolenia.– Ofiarodawca ma pierwszeństwo.Jeżeli chce uczestniczyć w podziale, niech wystąpi naprzód.Biedni już zaczynali się tłoczyć przy ołtarzu.– Spal płuca i wnętrzności, sybillo! – szepnęła maytere Marmur.Zwykle należało podzielić mięso na drobne kawałeczki, gdy przybyło dużo wiernych – a pod manteionem zebrało się przynajmniej dwa tysiące ludzi – maytere Mięta nie była jednak pewna własnych umiejętności, poza tym pamiętała, że zwierząt ofiarnych jest tego dnia wyjątkowo dużo.Rozdawała więc całe udźce i ćwierci mięsa, a ubodzy obdarzali ją w podzięce promiennymi uśmiechami.Przyszła pora na parę białych gołębi.Czy gołębie też się kroi, czy spala w jednym kawałku? Nadawały się wprawdzie do zjedzenia, ale Mięta pamiętała, że na pogrzebie Orlicy Jedwab wrzucił w ogień całego koguta.Z ptaków można było wyczytać przyszłość, chociaż augurowie rzadko to robili.Czy ofiarodawca poczuje się urażony, jeżeli Mięta tego nie uczyni?– Z jednego wyczytam przyszłość i go spalę – oznajmiła stanowczo.– Drugim podzielimy się z boginią.Zostań tu, jeżeli chcesz mieć w tym swój udział.Mężczyzna pokręcił głową.Gołębie trzepotały rozpaczliwie skrzydłami, gdy Mięta podrzynała im gardła.Odetchnęła głęboko.– Przyjmij, o Kypris Łaskawa, ofiarę z tych pięknych gołębi.I przemów do nas, błagamy, o czasach, które mają nadejść.Co mamy czynić? Twoje najbłahsze słowo stanie się bezcennym skarbem.– Czy naprawdę zabiła gołębie? Zaryzykowała dyskretny rzut oka na martwe ptaki.– Jeśli jednak zdecydujesz inaczej…Opuściła ramiona, zdając sobie sprawę, że jej habit coraz bardziej nasiąka krwią.– Pogodzimy się z twoją wolą.Przemów do nas, błagamy, poprzez tę ofiarę.Obdarłszy pióra, skórę i mięso z łopatki pierwszego ptaka, przyglądała się uważnie zdobiącym ją cieniutkim liniom.Ptak z rozłożonymi skrzydłami – ofiarodawca miał pewnie na imię Łabędź albo jakoś podobnie, zdążyła już zapomnieć.Widelec na talerzu.Czy bogini zechciałaby powiedzieć wiernemu, że będzie dziś jadł obiad? Wykluczone! Z kości wysączyła się kropelka krwi.– Pełny talerz zdobyty przemocą – oznajmiła maytere Mięta.– Jeśli jednak bogini i mnie chce coś powiedzieć, jestem zbyt niedoświadczona, by odczytać jej przesłanie.– Wśród następnych ofiarodawców jest Krew, mój syn – wyszeptała maytere Marmur.Kim był Krew? Mięta wiedziała, że powinna kojarzyć to imię.– Talerz ten wiąże się z osobą jednego z następnych ofiarodawców – powiedziała właścicielowi gołębi.– Mam nadzieję, że bogini nie twierdzi, iż mu go odbierzesz.– On kupił nasz manteion, sybillo – wysyczała maytere Marmur.Mięta bez zrozumienia pokiwała głową.Było jej gorąco, niedobrze i słabo; żar lał się z nieba, żar buchał ze stosu ofiarnego, od krwawych oparów kręciło się jej w głowie.Schyliła się nad gołębiem.Pierścienie połączone w łańcuszek, przerwany w kilku miejscach.– Wielu z tych, którzy w naszym mieście są zniewoleni, zostanie wyzwolonych – ogłosiła i cisnęła ptaka w święty ogień.Wystraszyła tym dziewczynkę, która niosła właśnie naręcze drewna.Jakaś starowina nie posiadała się z radości, otrzymawszy w darze drugiego ptaka.Następnym ofiarodawcą był otyły mężczyzna pod sześćdziesiątkę.Wraz z nim przybył drugi, młodszy, sięgający mu ledwie do ramienia, który niósł klatkę z dwoma białymi królikami.– Dla maytere Róży – rzekł starszy.– Kypris jest od miłości, prawda?Mówiąc, otarł chusteczką pot z twarzy.Otoczyła go chmura ciężkiej woni perfum.– Zgadza się, Kypris jest boginią miłości.Młodszy uśmiechnął się półgębkiem i podał klatkę maytere Mięcie.– Róże też oznaczają miłość – ciągnął starszy.– Króliki powinny się nadawać.Maytere Mięta pociągnęła nosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]