[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem tylko niemożliwa w rzeczywistym świecie.Potem zza domu wyłoniła się Sam, a on był już przekonany, że doznaje halucynacji.Zamknął frontowe drzwi i poszedł do pełnej żółtych kaczuszek kuchni, żeby ochlapać wodą twarz.– Spokojnie – powiedział sobie.– Tylko ja i kaczuszki.Pukanie do drzwi było bardzo delikatne i uprzejme.– Otwórz, Ludovic.To się dzieje naprawdę.– Co takiego? – zdumiał się.– E-klon.Dlatego tak długo mnie nie było.– Leżaka wyciągnięta na jego nabytym z drugiej ręki tapczanie, podczas gdy on przycupnął na podnóżku.Sam przechadzała się po domu; kaczuszki najwyraźniej przypadły jej do gustu.– Zrobili pełną kopię.Na tyle pełną, na ile potrafili – ciągnęła Gina.– To sprawdzanie błędów pochłonęło tak kurewsko dużo czasu.– Dzięki Bogu – rzucił nagle.– Co?– Powiedziałaś „kurewsko”.Myślałem, że nigdy tego nie zrobisz, myślałem, że prędzej umrę, niż się tego doczekam.Obrzuciła go znaczącym spojrzeniem.– Wyjechałeś, zanim mogłam ci powiedzieć, co się dzieje.– Zabrzmiało to niemal jak oskarżenie.Ale wiedział, że nie zwariowała.– Zjawiłam się umierając z głodu po prawie tygodniu, ale nie było nic do jedzenia, oprócz tych jebanych foliopaków od surwiwalistów, jebanej papki bananowej i jebanej zupki fasolowej.Porno żywieniowe na infostradzie.Uwierzyłbyś, że jebane kanały porno były jedną z pierwszych rzeczy, jakie zaczęli nadawać?Wzruszył ramionami.– Jasne.Czemu nie?– Zauważyłam, że nie masz infostrady.– Nie – przyznał.– Oczywiście, że nie.Powiedziała mu, że przebywali u Dyzia – do tego czasu każdy nazywał to Szpitalem św.Dyzmy dla Nieuleczalnie Poinformowanych – przez większość czasu rekonwalescencji.Przemieszczanie się nie było szczególnie łatwe, o ile nie posiadało się własnego samochodu.Ale w dniu, w którym otworzyli wypożyczalnie, ona i Sam wyjechały.Sam miała już dość życia w komunie, miała też dość wszystkiego w ogóle.– A co z Beaterem? – spytał.Wzruszyła ramionami.– Co z nim?– Ale tak naprawdę nie jesteś równocześnie w dwóch miejscach naraz – spytał znad kolacji złożonej z naprędce przyrządzonej zapiekanki.Danie złożone ze wszystkiego po trochu, ale przynajmniej nie były to smakołyki surwiwalistów.– Ponieważ sporządzili elektroniczną kopię, a ty jesteś tutaj, oznacza, że klon jest wyłącznie wyrafinowanym, inteligentnym programem.Ale nie świadomym.– Jeśli nie była świadoma wcześniej – odezwała się Sam – jest świadoma teraz.Została połączona z Marktem.A przy okazji z Marly i Carithą.Skinął krótko głową.Jasna sprawa, pomyślał.– Co mi o czymś przypomina – powiedziała Gina, obserwując jego twarz.Sięgnęła do kieszeni koszuli, po czym położyła na stole kilka chipów.Popatrzył na nie zdumiony.Przez kilka chwil żółte kaczuszki krążyły wokół niego jak oszalałe.– Nietknięte – oznajmiła Gina.– Markt skopiował programy, oryginały zostawił dla ciebie.Znowu są twoje.– Chipy lśniły w świetle lampy.Pchnęła je na środek stołu i zostawiła, żeby je sobie zabrał.– Nie masz racji – dodała.– Z punktu widzenia Marka, jestem tam z nim.Mnie to nie przeszkadza.Chcesz znać całą jebaną prawdę? Nie potrafiłam tego znieść.Marek urodził się po to, żeby to robić.A ja po prostu się urodziłam.– Uśmiechnęła się szeroko.– Tylko wcieleni mogą naprawdę szaleć całą noc na wypadzie albo skakać z dachu na bungee.Sam przeprosiła i udała się do salonu.– No chyba – powiedział.– Robienie tego wszystkiego tylko po to, żeby wrzucić do symulacji rzeczywistości.Odkąd tu mieszkam.W sumie nie wiem dokładnie od jak dawna tu mieszkam.– Z jej twarzy wyczytał, że wiedziała dokładnie ile czasu minęło aż do tego dnia.– Nie ma to dla mnie większego znaczenia.Robienie czegoś tylko po to, żeby potem zrobić symulację tego czegoś.Gina wybuchnęła śmiechem.– Wypchaj się ze swoją symulacją! Robiłam wideo tylko po to, żeby móc robić całe to gówno!Sam przetarła kącik oka małym palcem.– Trochę trudno mi oglądać.Nie.Bardzo trudno mi oglądać.– Odetchnęła głęboko.– Wszystko co się działo i to, o czym najwięcej myślałam, to.Cholera, to brzmi tak beznadziejnie głupio, kiedy mówisz o tym, że twoje serce zostało złamane.Siedzący obok niej na tapczanie Gabe poklepał japo ramieniu, próbując wymyślić coś, co byłoby przepełnione ojcowską mądrością i przyniosłoby jej ulgę.– Robimy to, co robimy – powiedział po chwili – a kochamy, ponieważ potrafimy.Nie można się z tym spierać i nie można tego powstrzymać.– Zaśmiał się krótko.– Wszystko, co można czasami zrobić, to przetrzymać to jakoś.– Mam haka na wszystko – stwierdziła Sam.– Potrafię shakować każdy program, wszędzie.Nawet tego cholernego szpikulca, shakowałam go.Ale na to nie mam haka.Gabe pokiwał głową.– Witaj na tym świecie.Sam popatrzyła na niego z ukosa.– Przepraszam – mruknął, wzruszając ramionami.– Ale tak to już jest.– Tego się właśnie obawiałam.– Ponownie przetarła kącik oka.– Och, śmiało, popłacz sobie – powiedział.– Nikomu nie powiem, że nie jesteś twardzielką.– Dzięki.Objął ją obiema rękoma.– Nie ma sprawy.W końcu od czego jest ojciec?To Sam go odnalazła.Jak się okazało, nie było to takie trudne, zakładając, że się rzetelnie szukało.Nie było innego niezależnego producenta symulacji w obrębie kilkuset kilometrów.– W sumie większość ludzi została przyciągnięta do centrum wydarzeń – powiedziała mu Gina, kiedy przechadzali się razem wokół domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl