[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niestety, koń zauważył znienawidzoną przeszkodę.Położył uszy i przewracając oczami, zrobił zwrot, wysadzając Verity z siodła.Poszybowała w powietrzu, a potem ciężko wylądowała w płytkim rowie przed samym żywopłotem.Nie mogąc złapać oddechu, upokorzona, że straciła panowanie nad wierzchowcem, powoli zaczęła podnosić się z ziemi.Ale kiedy stanęła na prawej nodze, syknęła z bólu.- Ty tchórzliwe stworzenie! - zawołała do klaczy, która na wszelki wypadek trzymała się z daleka od żywopłotu.Dopiero teraz Verity zauważyła, że ktoś się zbliża.- Nic się pani nie stało, panno Harcourt? - zapytał Claud.Jego głos i wyraz twarzy zdawały się świadczyć, że jest szczerze zmartwiony i przejęty.Kiedy jednak zsiadł z konia i ruszył w jej stronę, Verity zwątpiła, czy może mu ufać.Przez głowę przelatywały jej przeróżne możliwości.Wcale nie była pewna, czy Claud nie jest przypadkiem w zmowie z kuzynem.Ale podejrzenia szybko minęły, bo zarówno zdrowy rozsądek, jak i odwieczny kobiecy instynkt mówiły jej, że ten mężczyzna jest uczciwy.Claud ujął ją pod rękę i ostrożnie pomógł wyjść z rowu.- Dlaczego odjechała pani w ten sposób? Czyżbym panią czymś obraził? Najlepiej odwiozę panią do Ravenhurstow - dodał zaniepokojony, widząc, że Verity lekko utyka.- Muszę pojechać do Houghton - oświadczyła i nagle zdała sobie sprawę, że sama sobie teraz nie poradzi.Przyjrzała się badawczo Claudowi i szybko podjęła decyzję.- Potrzebuję twojej pomocy, ale zanim cokolwiek zrobisz, musisz mnie wysłuchać.Jeśli po tym, co usłyszysz, odmówisz, zrozumiem.Nie spuszczając z niego wzroku, opowiedziała o swoim spotkaniu z francuskim szpiegiem, o współpracy z Woźnicą i spotkaniu z Thomasem Stone’em.Powiedziała też, że jest zupełnie pewna, iż człowiekiem, którego widziała w małej przydrożnej gospodzie, był sługa jego kuzyna.- Lawrence jest szpiegiem - wykrztusił Claud, kiedy Verity skończyła.- Przykro mi.To musi być dla ciebie szok - powiedziała cicho.- Wręcz przeciwnie, panno Harcourt.Wcale nie jestem zdziwiony.Od dawna wiedziałem, że mój kuzyn to prawdziwy diabeł - odparł Claud, a choć jego głos był całkowicie spokojny, Verity wiedziała, że młodym człowiekiem targają gwałtowne uczucia.- Przykro mi tylko ze względu na ojca.Nie wiem, jak to przyjmie, ale ostatecznie sam jest sobie winny - dodał po chwili milczenia Claud, potwierdzając tym samym jej przy puszczenia.Claud odczytał pytanie w oczach Verity i smutno pokiwał głową.- Nieprzemyślane słowa.Ma pani rację, panno Harcourt.Mój ojciec, i nie tylko on, już od jakiegoś czasu wie, że ktoś przekazuje wrogowi tajne informacje.Ojciec nigdy nie robił tajemnicy z tego, kiedy spotkanie miało się odbyć w naszym domu.Myślę, że ufał rodzinie.Lawrence zawsze był dla niego jak syn.- Claud przeciągnął ręką po włosach, a Verity nagle pomyślała, że jak na swoje dwadzieścia cztery lata wygląda bardzo poważnie.- Wystarczająco długo bezczynnie stałem z boku.Pozwoliłem, aby Lawrence wkradł się podstępnie w łaski mojego ojca i odebrał go matce i mnie.Nie zdołam zapobiec hańbie, jaką okryje nasze nazwisko, ale niech mnie diabli, jeśli pozwolę, by ponownie zaszkodził ojczyźnie.Uczynię wszystko, by mu w tym przeszkodzić! Niech pani mówi, co mam robić!Verity chętnie powiedziałaby mu choć kilka słów pocieszenia.Ale teraz nie było na to czasu, trzeba było jak najszybciej działać.- Kiedy ma się odbyć to spotkanie?- Tak jak zwykle, zaraz po kolacji.A kolację jadamy dość wcześnie, o szóstej.Chce pani, abym pojechał do Houghton i spotkał się z tym Stone’em?- Sama pojadę do Houghton.Pan Stone mnie zna, i będzie wiedział, że mówię prawdę.- A biorąc pod uwagę to, że został tu przysłany specjalnie po to, by obserwować moją rodzinę, mnie nie uwierzy nawet w jedno słowo - dodał Claud z cierpkim uśmiechem.- Nawet nie wiem, czy zastanę go w gospodzie.- Verity nie próbowała zaprzeczać.- W najgorszym wypadku sami będziemy musieli powstrzymać pańskiego kuzyna przed przekazaniem informacji francuskiemu szpiegowi.Verity popatrzyła na Clauda, a w jej oczach widać było wszystkie dręczące ją obawy.Oczekiwała, że dopóki nie zdoła zawiadomić władz, Claud będzie bacznie obserwował kuzyna.Zdawała sobie sprawę, że może się to okazać bardzo niebezpieczne i że tym samym prosi go, by ryzykował własne życie.Ale czy miała inny wyjście?- Wracaj do domu i staraj się zachowywać, jak gdyby nic się nie stało.Nie próbuj trzymać Lawrence’a przy sobie.Domyślam się, że za każdym razem, kiedy spotkania odbywały się w waszym domu, twój kuzyn znajdował jakąś wymówkę, by wcześniej iść do siebie.Dzięki temu miał czas ukryć się w tajnym korytarzyku.Jeśli dzisiaj zechce zrobić to samo, nie próbuj mu przeszkadzać.- Skąd będę wiedział, czy zdołała pani powiadomić pana Stone’a? - zapytał Claud po chwili namysłu.- Na tym polega problem.Nie będziesz wiedział.Chyba że uda mi się jakoś przekazać tę wiadomość, a może nawet sama przyjadę.- Nie.Proszę nie przyjeżdżać.To może wzbudzić podejrzenia.Zapewniam, że dopilnuję, aby ani Lawrence, ani jego sługa nie opuścili domu.Przynajmniej tyle mogę zrobić dla ratowania honoru naszego nazwiska.Claud wsiadł na konia i pospiesznie odjechał w stronę domu.Verity patrzyła za nim.Zastanawiała się, czy nie wystawiła go na zbyt duże niebezpieczeństwo.Wreszcie westchnęła i pokuśtykała w stronę swojego konia, który zapomniał już o przygodzie z żywopłotem i spokojnie skubał trawę.Już niemal trzymała w dłoniach wodze, kiedy jej uszu do biegł potworny hałas, jaki robił na drodze wóz powożony przez kogoś, kto albo nie miał o tym pojęcia, albo był zupełnie pijany.Słychać było fałszywe śpiewy.Koń Verity niespokojnie strzygł uszami, a kiedy ktoś zaczął wybijać rytm na kawałku blachy, płochliwe zwierzę postanowiło jak najszybciej wrócić do bezpiecznej stajni i, zanim Verity zdążyła chwycić wodze, ruszyło galopem w stronę domu Ravenhurstow.Rozdział szesnastyBrin rzucił okiem na profil Marcusa, a potem ponownie spojrzał na drogę.Zapatrzył się w nią, ale jego oczy zdawały się nic nie widzieć.Dobrze wiedział, że jest dzisiaj wyjątkowo kiepskim kompanem i że nie wykrzesał z siebie śladu zainteresowania rozgrywkami pięściarskimi, które oglądali.Wiedział jednak, że zostając w domu z Verity, popełniłby wielki błąd.Ciągle jeszcze nie mógł jej wytłumaczyć swojego zachowania.Ale kiedy ta sprawa wreszcie się skończy, będzie musiał znaleźć sposób, aby ją przekonać, że za nic w świecie nie chciał jej skrzywdzić.Nie mógł zaprzeczyć, że postąpił względem niej bezmyślnie, ale nie zrobił tego, by celowo sprawić jej ból.Wierzył, że kiedy nadejdzie odpowiednia pora, wszystko jej wyzna, a ona potraktuje to z właściwym sobie poczuciem humoru.Chwilami jednak tracił pewność, czy Verity okaże się aż tak wyrozumiała i czy śmieszność sytuacji zdoła zatrzeć ból, jaki jej sprawił.Obawiał się, że może mu nie wybaczyć.- Dobry Boże! Czy to przypadkiem nie Verity? - zawołał Marcus, widząc żałośnie wyglądającą postać, wybiegającą z bramy tuż przed nimi.Wyrwany z ponurych rozmyślań, Brin wyskoczył z powozu, zanim Marcus zdążył zatrzymać konie, i rzucił się biegiem w stronę narzeczonej.Jednym rzutem oka ocenił sytuację, po czym chwycił ją na ręce i posadził na koźle obok Marcusa.Verity protestowała i domagała się, by zawieziono ją natychmiast do Houghton, ale Brin nie zwracał na to najmniejszej uwagi.Poinformował ją nieznoszącym sprzeciwu tonem, że dopóki lekarz nie obejrzy jej nogi, nigdzie nie pojedzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl